Musiałam zasnąć, bo aż się wzdrygnęłam, słysząc głos stewardessy, proszącej by przygotować się do lądowania. Resztki zaspania szybko minęły, wraz z momentem, gdy skrzyżowałam się wzrokiem z kręconowłosym chłopakiem. Serio, on zaczynał mnie już powoli przerażać. A może rozmazałam sobie tusz podczas drzemki i miałam całą twarz w czarnych smugach? To w ogóle możliwe? Odepchnęłam od siebie tę absurdalną myśl i w duchu modliłam się, by jak najszybciej znaleźć się z dala zarówno od niego jak i od Nicka.
Kiedy już opuściłam lotnisko w jednej z taksówek, włożyłam słuchawki iPoda i przymknęłam na chwilę powieki. Jednak zaraz je otworzyłam, gdyż oczami duszy znowu zobaczyłam zielone tęczówki chłopaka. Nabrałam głęboko powietrza, gdy zdałam sobie sprawę, że nadal miałam na sobie jego koszulę, która bądź co bądź, ale niezbyt pasowała do mojej koronkowej sukienki. Kiedy wysiedliśmy z samolotu wystrzeliłam jak z procy, byle dalej od nich. Jednak szatyn musiał być nie bardziej rozgarnięty ode mnie, skoro nie zorientował się, że nadal miałam na sobie jego własność. Sekundę później zrobiłam coś, czym sama siebie zaskoczyłam. Przysunęłam kołnierzyk koszuli do nosa, intuicyjnie przeczuwając, że jej zapach mnie ukoi. Pachniała płynem do prania, jego wodą kolońską i czymś jeszcze, czego nie umiałam zidentyfikować. Zaciągnęłam się tym zapachem jeszcze raz, a zaraz potem samochód się zatrzymał.
Zapłaciłam kierowcy, dając mu napiwek, a on pomógł mi z walizką, którą zaniósł pod samo wejście budynku, w którym miałam spędzić najbliższe cztery tygodnie. Był stary, ale odrestaurowany i miał w sobie klasę. Wyglądem bardziej przypominał hotel niż ośrodek artystyczny, miejsce twórczych konwencji. Recepcję urządzono w nowoczesnym, minimalistycznym stylu. Już mi się tutaj podobało. Za wysoką ladą z mlecznego szkła siedziała drobna około 35-letnia blondynka, która uśmiechnęła się do mnie, unosząc kąciki swoich ust lekko do góry. Emily, głosiła srebrna plakietka przypięta do jej białej bluzki.
- Witamy w Free Art. Rozumiem, że jesteś z grupy lipcowej? - Pokiwałam głową, podając jej dokumenty. - Anna-Lynne Bower. - Wymruczała, wpisując moje nazwisko do bazy danych. - Tak, sekcja literacka, 2-29 lipca. Proszę, to jest harmonogram twoich zajęć, obowiązujących od jutra. Będziesz mieszkać w pokoju 2-osobowym, numer 233, drugie piętro. Winda jest tam. - Wskazała przestrzeń za mną, podając mi klucze i dokumenty. Podziękowałam jej skinieniem głowy i ruszyłam do windy, która (co za niespodzianka!) też była wykonana z elementów mlecznego szkła i połyskującego metalu. Wcisnęłam dwójkę i czekałam aż drzwi się zasuną. Potem powoli winda wzniosła się do góry i zatrzymała na moim piętrze. Byłam ciekawa z kim będę musiała przez najbliższy miesiąc dzielić pokój. Na stronie internetowej wyczytałam, że nie ma możliwości mieszkania koedukacyjnego, wiedziałam, że moim współlokatorem na pewno będzie dziewczyna. Pytanie tylko czy przyjechała przede mną? Kiedy znalazłam się na końcu korytarza na drugim piętrze, włożyłam klucz do zamka w drzwiach z numerem 233 i otworzyłam je. Moim oczom ukazał się widok dwóch idealnie pościelonych łóżek oraz dwa biurka i wielka szafa. Byłam pierwsza, więc postanowiłam zająć łóżko przy oknie. Zmęczona opadłam na nie i przez parę chwil leżałam w błogim bezruchu. Potem sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do taty. Odebrał po trzech sygnałach.
- Cześć tato. Dojechałam cała, zdrowa i zmęczona. - Zaśmiałam się cicho. - Marzę o prysznicu i łóżku. Zajęcia zaczynają się jutro o - zerknęłam na harmonogram. - o 10:30 po uroczystym powitaniu wszystkich uczestników obozu, a kończą o 16:00. Potem jest obiad, i czas wolny, a od 23:00 obowiązuje cisza nocna, nie licząc weekendów. Póki co mieszkam sama, na drugim piętrze. - Powiedziałam wszystko na jednym wdechu.
- To świetnie, kochanie. Odzywaj się, żebym wiedział jak ci idzie. A teraz wyśpij się porządnie, pa. - Szybko się rozłączył. Wyjęłam z walizki same najpotrzebniejsze rzeczy takie jak kosmetyczka, miękkie szorty i top, służące mi za piżamę. Weszłam do jasnej, schludnej łazienki. Gorąca woda podziałała odprężająco i rozluźniła spięte nerwy mojego ciała. Ubrałam się i umyłam zęby. Zamknęłam drzwi na klucz i wsunęłam się pod mięciutką białą kołdrę.
Kiedy się obudziłam, popatrzyłam na wyświetlacz telefonu. Było 20 po szóstej rano. Przespałam całe popołudnie i noc. Po porannej toalecie postanowiłam zwiedzić okolicę, gdyż do rozpoczęcia zajęć miałam jeszcze masę czasu.
Z ośrodka wyszłam jeszcze przed siódmą, po drodze mijając Emily w recepcji, która znów posłała mi przyjazny uśmiech. Większość sklepów właśnie otwierano, ale nie zaglądałam do żadnego z nich. Po kilku minutach marszu dostrzegłam ogromną bibliotekę. Niezaprzeczalnie byłam molem książkowym, uwielbiałam usiąść na łóżku z jakąś powieścią i kubkiem herbaty w ręku. Potrafiłam wtedy zapomnieć o całym świecie. O tak wczesnej porze biblioteka nie była jeszcze otwarta, ale obiecałam sobie wrócić tu jeszcze dziś. Później, wracając do ośrodka, wstąpiłam do pobliskiej kawiarni, gdzie wypiłam pyszną gorącą czekoladę i zjadłam parę francuskich rogalików. Po śniadaniu wróciłam do Free Art. Kiedy weszłam do pokoju zobaczyłam, że nie jestem sama. Moim oczom okazałam się dość wysoka, szczupła blondynka, wpatrująca się we mnie tak samo, jak ja w nią.
- Cześć, jestem Danielle, ale mów mi Dana. - Powiedziała moja współlokatorka, podając mi dłoń. Uścisnęłam ją i odparłam.
- Jestem Lynn. - Rzadko przedstawiałam się pełnym imieniem. Zazwyczaj miało to miejsce tylko w formalnych sytuacjach.
- Widzę, że przyjechałaś wcześniej? Wczoraj? - Kiwnęłam głową. - Ja jestem dopiero dziś, bo mieszkam w Manchesterze, a to tylko godzina drogi stąd. A ty skąd jesteś, Lynn? - Spytała, patrząc na mnie uważnie.
- Z Londynu, dokładniej z obrzeży. - Dziewczyna jęknęła radośnie.
- O matko, jak ja uwielbiam Londyn. To moje ukochane miasto. Mniejsza o to, że byłam tam zaledwie dwa razy. - Już ją lubiłam. Może była trochę zbyt gadatliwa, ale wydawała się być sympatyczną osobą. Cieszyłam się, że trafiła mi się ona, a nie jakaś zadufana w sobie gwiazdka, jak to mówiłyśmy z Sienną. - Na jakie zajęcia się zapisałaś? - Jej pytanie wyrwało mnie z myśli.
- Na literackie, a ty?
- Będę na dwóch fakultetach jednocześnie: fotografia i rysunek. Mój grafik jest napięty do granic możliwości, ale na szczęście weekendy są wolne od zajęć. - Spojrzała na zegar na ścianie. - Ojej, już prawie 10:00. Zaraz trzeba się zbierać. Lepiej być wcześniej, zanim zajmą nam wszystkie najlepsze miejsca. Moja siostra w tamtym roku się spóźniła i musiała stać na końcu auli. Ale nie ma się co dziwić, w końcu jest aż siedem sekcji. - Mówiąc to, weszła do łazienki. Ja w między czasie postanowiłam się przebrać. Wybrałam białą sukienkę z czerwonymi koralikami na przodzie i swoje ulubione baleriny. Założyłam torbę na ramieniu, chowając do niej potrzebne rzeczy m.in notatnik, długopisy i klucze. W pewnej chwili mój wzrok powędrował na rzuconą na łóżku koszulę w kratkę. Harry, pomyślałam, przegryzając przy tym wargę.
- Jestem gotowa, idziemy? - Spytała Dana, na co kiwnęłam głową, ale zanim zamknęłam drzwi naszego pokoju, jeszcze raz zerknęłam na biało-czarny materiał.
Witajcie, jest już drugi rozdział. Wiem, wiem, wiem. Nic specjalnie się w nim nie dzieje, nie ma też żadnego z naszych "ciekawych charakterów", ale spokojnie. Trzeba stopniować napięcie, pojawią się w trójce. Bez obaw.
czytasz = skomentuj, bo
1 komentarz = 1 motywujący kop w tyłek
xx
Kiedy już opuściłam lotnisko w jednej z taksówek, włożyłam słuchawki iPoda i przymknęłam na chwilę powieki. Jednak zaraz je otworzyłam, gdyż oczami duszy znowu zobaczyłam zielone tęczówki chłopaka. Nabrałam głęboko powietrza, gdy zdałam sobie sprawę, że nadal miałam na sobie jego koszulę, która bądź co bądź, ale niezbyt pasowała do mojej koronkowej sukienki. Kiedy wysiedliśmy z samolotu wystrzeliłam jak z procy, byle dalej od nich. Jednak szatyn musiał być nie bardziej rozgarnięty ode mnie, skoro nie zorientował się, że nadal miałam na sobie jego własność. Sekundę później zrobiłam coś, czym sama siebie zaskoczyłam. Przysunęłam kołnierzyk koszuli do nosa, intuicyjnie przeczuwając, że jej zapach mnie ukoi. Pachniała płynem do prania, jego wodą kolońską i czymś jeszcze, czego nie umiałam zidentyfikować. Zaciągnęłam się tym zapachem jeszcze raz, a zaraz potem samochód się zatrzymał.
Zapłaciłam kierowcy, dając mu napiwek, a on pomógł mi z walizką, którą zaniósł pod samo wejście budynku, w którym miałam spędzić najbliższe cztery tygodnie. Był stary, ale odrestaurowany i miał w sobie klasę. Wyglądem bardziej przypominał hotel niż ośrodek artystyczny, miejsce twórczych konwencji. Recepcję urządzono w nowoczesnym, minimalistycznym stylu. Już mi się tutaj podobało. Za wysoką ladą z mlecznego szkła siedziała drobna około 35-letnia blondynka, która uśmiechnęła się do mnie, unosząc kąciki swoich ust lekko do góry. Emily, głosiła srebrna plakietka przypięta do jej białej bluzki.
- Witamy w Free Art. Rozumiem, że jesteś z grupy lipcowej? - Pokiwałam głową, podając jej dokumenty. - Anna-Lynne Bower. - Wymruczała, wpisując moje nazwisko do bazy danych. - Tak, sekcja literacka, 2-29 lipca. Proszę, to jest harmonogram twoich zajęć, obowiązujących od jutra. Będziesz mieszkać w pokoju 2-osobowym, numer 233, drugie piętro. Winda jest tam. - Wskazała przestrzeń za mną, podając mi klucze i dokumenty. Podziękowałam jej skinieniem głowy i ruszyłam do windy, która (co za niespodzianka!) też była wykonana z elementów mlecznego szkła i połyskującego metalu. Wcisnęłam dwójkę i czekałam aż drzwi się zasuną. Potem powoli winda wzniosła się do góry i zatrzymała na moim piętrze. Byłam ciekawa z kim będę musiała przez najbliższy miesiąc dzielić pokój. Na stronie internetowej wyczytałam, że nie ma możliwości mieszkania koedukacyjnego, wiedziałam, że moim współlokatorem na pewno będzie dziewczyna. Pytanie tylko czy przyjechała przede mną? Kiedy znalazłam się na końcu korytarza na drugim piętrze, włożyłam klucz do zamka w drzwiach z numerem 233 i otworzyłam je. Moim oczom ukazał się widok dwóch idealnie pościelonych łóżek oraz dwa biurka i wielka szafa. Byłam pierwsza, więc postanowiłam zająć łóżko przy oknie. Zmęczona opadłam na nie i przez parę chwil leżałam w błogim bezruchu. Potem sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do taty. Odebrał po trzech sygnałach.
- Cześć tato. Dojechałam cała, zdrowa i zmęczona. - Zaśmiałam się cicho. - Marzę o prysznicu i łóżku. Zajęcia zaczynają się jutro o - zerknęłam na harmonogram. - o 10:30 po uroczystym powitaniu wszystkich uczestników obozu, a kończą o 16:00. Potem jest obiad, i czas wolny, a od 23:00 obowiązuje cisza nocna, nie licząc weekendów. Póki co mieszkam sama, na drugim piętrze. - Powiedziałam wszystko na jednym wdechu.
- To świetnie, kochanie. Odzywaj się, żebym wiedział jak ci idzie. A teraz wyśpij się porządnie, pa. - Szybko się rozłączył. Wyjęłam z walizki same najpotrzebniejsze rzeczy takie jak kosmetyczka, miękkie szorty i top, służące mi za piżamę. Weszłam do jasnej, schludnej łazienki. Gorąca woda podziałała odprężająco i rozluźniła spięte nerwy mojego ciała. Ubrałam się i umyłam zęby. Zamknęłam drzwi na klucz i wsunęłam się pod mięciutką białą kołdrę.
Kiedy się obudziłam, popatrzyłam na wyświetlacz telefonu. Było 20 po szóstej rano. Przespałam całe popołudnie i noc. Po porannej toalecie postanowiłam zwiedzić okolicę, gdyż do rozpoczęcia zajęć miałam jeszcze masę czasu.
Z ośrodka wyszłam jeszcze przed siódmą, po drodze mijając Emily w recepcji, która znów posłała mi przyjazny uśmiech. Większość sklepów właśnie otwierano, ale nie zaglądałam do żadnego z nich. Po kilku minutach marszu dostrzegłam ogromną bibliotekę. Niezaprzeczalnie byłam molem książkowym, uwielbiałam usiąść na łóżku z jakąś powieścią i kubkiem herbaty w ręku. Potrafiłam wtedy zapomnieć o całym świecie. O tak wczesnej porze biblioteka nie była jeszcze otwarta, ale obiecałam sobie wrócić tu jeszcze dziś. Później, wracając do ośrodka, wstąpiłam do pobliskiej kawiarni, gdzie wypiłam pyszną gorącą czekoladę i zjadłam parę francuskich rogalików. Po śniadaniu wróciłam do Free Art. Kiedy weszłam do pokoju zobaczyłam, że nie jestem sama. Moim oczom okazałam się dość wysoka, szczupła blondynka, wpatrująca się we mnie tak samo, jak ja w nią.
- Cześć, jestem Danielle, ale mów mi Dana. - Powiedziała moja współlokatorka, podając mi dłoń. Uścisnęłam ją i odparłam.
- Jestem Lynn. - Rzadko przedstawiałam się pełnym imieniem. Zazwyczaj miało to miejsce tylko w formalnych sytuacjach.
- Widzę, że przyjechałaś wcześniej? Wczoraj? - Kiwnęłam głową. - Ja jestem dopiero dziś, bo mieszkam w Manchesterze, a to tylko godzina drogi stąd. A ty skąd jesteś, Lynn? - Spytała, patrząc na mnie uważnie.
- Z Londynu, dokładniej z obrzeży. - Dziewczyna jęknęła radośnie.
- O matko, jak ja uwielbiam Londyn. To moje ukochane miasto. Mniejsza o to, że byłam tam zaledwie dwa razy. - Już ją lubiłam. Może była trochę zbyt gadatliwa, ale wydawała się być sympatyczną osobą. Cieszyłam się, że trafiła mi się ona, a nie jakaś zadufana w sobie gwiazdka, jak to mówiłyśmy z Sienną. - Na jakie zajęcia się zapisałaś? - Jej pytanie wyrwało mnie z myśli.
- Na literackie, a ty?
- Będę na dwóch fakultetach jednocześnie: fotografia i rysunek. Mój grafik jest napięty do granic możliwości, ale na szczęście weekendy są wolne od zajęć. - Spojrzała na zegar na ścianie. - Ojej, już prawie 10:00. Zaraz trzeba się zbierać. Lepiej być wcześniej, zanim zajmą nam wszystkie najlepsze miejsca. Moja siostra w tamtym roku się spóźniła i musiała stać na końcu auli. Ale nie ma się co dziwić, w końcu jest aż siedem sekcji. - Mówiąc to, weszła do łazienki. Ja w między czasie postanowiłam się przebrać. Wybrałam białą sukienkę z czerwonymi koralikami na przodzie i swoje ulubione baleriny. Założyłam torbę na ramieniu, chowając do niej potrzebne rzeczy m.in notatnik, długopisy i klucze. W pewnej chwili mój wzrok powędrował na rzuconą na łóżku koszulę w kratkę. Harry, pomyślałam, przegryzając przy tym wargę.
- Jestem gotowa, idziemy? - Spytała Dana, na co kiwnęłam głową, ale zanim zamknęłam drzwi naszego pokoju, jeszcze raz zerknęłam na biało-czarny materiał.
Witajcie, jest już drugi rozdział. Wiem, wiem, wiem. Nic specjalnie się w nim nie dzieje, nie ma też żadnego z naszych "ciekawych charakterów", ale spokojnie. Trzeba stopniować napięcie, pojawią się w trójce. Bez obaw.
czytasz = skomentuj, bo
1 komentarz = 1 motywujący kop w tyłek
xx
Z niecierpliwoscia czekam na dalsza cześć opowiadania <3
OdpowiedzUsuńJa na jej miejscu sprawdziłabym dziesięć razy, czy się nie rozmazałam, szczególnie w obecności kogoś takiego jak Harry, ale to taka moja mała paranoja, hahah. Mam małe zastrzeżenie jeśli chodzi o akapity, bo jak na mój gust, są nieco za długie.
OdpowiedzUsuńA, zanim zacznę oceniać dalej, to zadam jedno pytanie, bo potem zapomnę. Czy nazwisko głównej bohaterki ma związek z Twoim osobistym upodobaniem do Jamiego Campbella Bower? (Sama bardzo go lubię, dlatego pytam z czystej ciekawości)
Kolejny błąd, który wyłapałam to: „- Cześć tato. Dojechałam cała, zdrowa i zmęczona. - zaśmiałam się cicho.” Jeśli po wyrazie zmęczona dajesz kropkę, to zaśmiałam, czyli wyrażenie po myślniku powinno być napisane z dużej litery, ponieważ to jest już nowe zdanie. Jeśli natomiast w następnym przypadku jest „- Cześć, jestem Danielle, ale mów mi Dana. - powiedziała moja współlokatorka, podając mi dłoń.” To zdanie powinno wyglądać tak: „- Cześć, jestem Danielle, ale mów mi Dana - powiedziała moja współlokatorka, podając mi dłoń.” Mam nadzieję, że załapałaś różnicę, bo to jest dość istotne. Zależy, co chcesz przekazać, bo w pierwszym przypadku również można byłoby usunąć kropkę i byłoby ok :)
W sumie w rozdziale za dużo się nie dzieje, więc ciężko jakoś ocenić przedstawione wydarzenia, ale to dobry początek historii. Jeśli jeszcze poćwiczysz zapis, to już w ogóle będzie super.
Jestem ciekawa jak to dalej potoczy się z Harrym. Podejrzewam, że będzie chciał odzyskać koszulę czy coś w tym stylu. No nic, dowiem się nieco później.
A, i jeszcze mała prośba. Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach u mnie na asku? Link mam u siebie na górze bloga, byłabym wdzięczna.
Życzę dużo weny i nowych pomysłów.
[szeptem-krzykiem]
Aaa cudny rozdział !
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Lynn polubiłam bardzo Danę <3
Taka zakręcona wariatka :D
Ściskam mocno, @xAgata_Sz . xx