- Annie, pospiesz się, za dwie godziny masz samolot! - Krzyknął tata z typowym dla niego irlandzkim akcentem, w czasie gdy ja krzątałam się po pokoju w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy. W końcu miało mnie tu nie być przez kolejne cztery tygodnie, wyjeżdżałam na obóz artystyczny do Leeds, który podzielony był na wiele sekcji m.in. taneczną, muzyczną, plastyczną i literacką. Zapisałam się do tej ostatniej, przez ten czas zamierzałam szkolić swój warsztat pisarski, gdyż skrycie marzyłam o karierze pisarskiej. Uwielbiałam to robić, zatracałam się wtedy w innym świecie i nie potrafiłam myśleć o czymkolwiek innym.
Miałam świetny plan, by spakować się wcześniej, czyli wczoraj, jednak moja przyjaciółka Sienna wyciągnęła mnie na miasto, skąd do domu wróciłam grubo po północy. Potem zapomniałam nastawić budzik na 7:30, by na spokojnie się spakować, więc zamiast o wpół do ósmej, wstałam przed 10:00, przez co mój genialny plan wziął w łeb i teraz o 11:32 latałam po sypialni jak szalona, pakując do walizki wszystko, co mi się nawinęło i co mogło się przydać w ciągu najbliższego miesiąca. Mój 2,5 letni husky o imieniu Hachi leżał na kanapie, bacznie obserwując moje poczynania. O 13:30 odlatywał mój samolot, nie mogłam na niego nie zdążyć. Ledwo dysząc zeszłam na dół z walizką. Tata spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- No co? - Spytałam, stawiając walizkę na podłodze.
- Przejrzyj się w lustrze, Anna-Lynne. - Powiedział, próbując powstrzymać śmiech. Zrobiłam, co poradził i widząc swoje odbicie, jęknęłam. Moje zazwyczaj uczesane długie brązowe włosy poskręcały się w okropne strąki, a pozostałości z nieprzespanej nocy dały o sobie znać w postaci ciemnych worków pod oczami.
- Gdzie ja mam korektor? W kosmetyczce. A gdzie mam kosmetyczkę? W walizce. - Mruczałam do siebie. Ledwo udało mi się ją zamknąć, musiałam na niej usiąść, żeby to zrobić, więc otworzenie jej zdecydowanie nie wchodziło w grę. Szybko wbiegłam do łazienki, rozczesałam włosy, nałożyłam trochę pudru na policzki i pomalowałam rzęsy odrobiną tuszu. Wygładziłam materiał kremowej koronkowej sukienki, którą miałam na sobie i ponownie poszłam do holu. Popatrzyłam na zegar, wskazywał za dziesięć dwunastą. Pożegnałam się z psem, w czasie gdy tata chwycił kluczyki i z walizką w ręku wyszedł, a ja podążyłam za nim do naszego starego jeepa. Punktualnie o 12:00 wyruszyliśmy spod domu, kierując się na londyńskie lotnisko. Mieszkaliśmy na przedmieściach miasta, gdzie w okolicy były same domy jednorodzinne takie jak nasz. Dojazd na miejsce zajął nam nieco ponad pół godziny z powodu korków, które utworzyły się na ulicach. Wszyscy gdzieś wyjeżdżali, w końcu wreszcie zaczęły się wakacje. Do Londynu miałam wrócić 30 lipca, dokładnie za 29 dni. Pierwszy raz opuszczałam dom i tatę na tak długo. Od śmierci mamy cztery lata temu, zostawiałam go najwyżej na tydzień, a i to miało miejsce tylko kilka razy. Na szczęście umówiłam się z siostrą mamy, że od czasu do czasu wpadnie z wizytą. Poza tym tata będzie mógł zajmować się moim 3-letnim kuzynem Noah, bo jako architekt w większości pracował w domu. Kiedy nadeszła chwila pożegnania, zauważyłam lekki błysk w jego oczach, świadczących o powstrzymywanych przez niego łzach.
- Tato, wracam za miesiąc. To tylko cztery tygodnie. - Szepnęłam z trudem powstrzymując się od płaczu, mimo że ja nie płakałam. Po kilku tygodniach ciągłego lamentu od śmierci mamy przestałam płakać i od tamtej pory nie uroniłam ani jednej łzy. Miałam 14 lat, gdy Lily Jensen-Bower umarła na raka płuc, chorowała krótko, niecały rok. David Bower bardzo ją kochał, na każdą rocznicę ich ślubu, urodzin i śmierci kupował jej 100 czerwonych róż, jej ulubionych kwiatów.
Do 10. roku życia mieszkałam z rodzicami w Cork (Irlandia), tata był pochodzenia irlandzkiego, natomiast mama była Brytyjką. Czasem, by poprawić mu humor i nie przypominać mu mamy, mówiłam z jego ojczystym akcentem. By nie przeciągać tego ckliwego pożegnania, szybko wsiadłam do samolotu, zajmując wyznaczone miejsce. Minutę później usłyszałam głos mojego sąsiada, siedzącego przy oknie.
- Witaj Lynn. - Słysząc ten tak dobrze mi znany brytyjski akcent, szerzej otworzyłam oczy. Chłopak był ostatnią osobą, której się tu spodziewałam.
- Dominic. - Powiedziałam, spotykając się spojrzeniem z jego błękitnymi tęczówkami i zapadłam się głębiej w swój fotel. Pozostałe dwa miejsca obok nadal były wolne, jednak bałam się przesiąść. Jacyś spóźnialscy mogli jeszcze wejść na pokład w ostatniej chwili. - Co ty tu robisz? - Spytałam ostrzej niż zamierzałam. - Śledzisz mnie? Skąd wiedziałeś, że będę lecieć akurat tym samolotem i akurat na tym miejscu? - Bacznie lustrowałam jego twarz, na co on wyzywająco uniósł brwi, nie kryjąc przy tym rozbawienia.
- Pochlebiasz sobie. Nie miałem pojęcia, że też tu będziesz. Lecę na obóz muzyczny do Leeds. Kiedy usłyszałem twój głos, gdy dziękowałaś stewardesie poznałem, że to ty. Tyle, koniec historii. Masz jeszcze jakieś zarzuty do skierowania przeciwko mnie? - Odebrało mi mowę. Cały najbliższy miesiąc będę zmuszona spędzić w jego towarzystwie. Ja chyba śnię! - Jeśli nie, to pozwolisz, że poczytam. - Bezczelny pajac. Nie wiem, co ja kiedyś w nim widziałam. Chyba byłam ślepa. W tym samym momencie, gdy Dominic wrócił do lektury, dwóch chłopaków zajęło dotychczasowe wolne miejsca koło mnie. Jeden z nich, niższy blondyn usiadł na zewnętrznym miejscu, natomiast wysoki szatyn o kręconych włosach zajął miejsce tuż obok mojego. Mój sąsiad miał na sobie ciemne jeansy, czarny t-shirt oraz masę tatuaży, zwłaszcza na lewej ręce, czyli po mojej stronie. Było ich kilka, ale każdy przedstawiał coś innego, razem nie tworzyły spójnej całości, jednak miało to swój urok. Najbardziej spodobała mi się róża wytatuowana na jego przedramieniu oraz napis tuż pod zgięciem łokcia "Things I can"*. Przyglądałam im się dłuższą chwilę, dopóki nie usłyszałam chrząknięcia, a gdy podniosłam wzrok moje spojrzenie skrzyżowało się z jego zielonymi oczami. Poczułam jak policzki zaczęły mnie palić, mogłam się założyć, że zrobiłam się czerwona jak burak.
- Jestem Harry, a ty tajemnicza dziewczyno? - Spytał z silnie brytyjskim akcentem, a ja słysząc jego głos, poczułam dreszcze na całym ciele. Popatrzył na moje ramiona, na których powstała tzw. gęsia skórka. - Chyba ci zimno. - Znowu odezwał się tym hipnotycznym szeptem. Sięgnął po swoją podręczną torbę, wyjął z niej czarno-białą koszulę w kratkę i podał mi ją. - Masz, będzie ci cieplej. - Powiedział, zakładając mi ją na ramiona. Zauważyłam, że Dominic przestał czytać i uważnie przyglądał się całej sytuacji.
- Dziękuję. - Wyszeptałam, wkładając ręce w rękawy koszuli. - Jestem Lynn. - Odważyłam się na niego spojrzeć, zakładając za ucho kosmyk włosów. Zza pleców chłopaka, wyłonił się blondyn.
- Hej, jestem Niall. Miło cię poznać, Lynn. - Uścisnęliśmy sobie dłonie, podczas gdy Harry cały czas lustrował mnie wzrokiem. Znowu poczułam rumieńce, więc szybko spuściłam wzrok, wbijając je w swoje pomalowane na perłowo-złoty kolor paznokcie. Dalej czułam na sobie palące spojrzenie lokowatego, ale starałam się to ignorować. Co jednak nie przychodziło mi tak łatwo. Czułam się osaczona. Z jednej strony miałam koło siebie byłego chłopaka, a z drugiej chłopaka, którego w ogóle nie znałam, a który budził we mnie dziwnie narastającą panikę. Tylko Niall wydawał mi się normalny, jednak akurat był jedynym koło, którego nie siedziałam. Musiałam przetrwać jakoś ten godzinny lot. Potem zamierzałam unikać Dominica, a tych dwóch raczej więcej nie spotkam. Pocieszona tą myślą przymknęłam powieki.
Jednakże stało się zupełnie inaczej niż przypuszczałam...
* Things I can - w rzeczywistości ten tatuaż znajduje się na prawej ręce, ale w moim opowiadaniu Harry jest leworęczny, dlatego też też tatuaż ma na swojej lewej ręce.
Witajcie, jest to pierwszy rozdział mojego opowiadania o Harry'm Stylesie.
czytasz = skomentuj, bo
1 komentarz = 1 motywujący kop w tyłek
Taki mały bonus - tak wygląda pokój Lynn, który zaprojektował jej tata.
Miałam świetny plan, by spakować się wcześniej, czyli wczoraj, jednak moja przyjaciółka Sienna wyciągnęła mnie na miasto, skąd do domu wróciłam grubo po północy. Potem zapomniałam nastawić budzik na 7:30, by na spokojnie się spakować, więc zamiast o wpół do ósmej, wstałam przed 10:00, przez co mój genialny plan wziął w łeb i teraz o 11:32 latałam po sypialni jak szalona, pakując do walizki wszystko, co mi się nawinęło i co mogło się przydać w ciągu najbliższego miesiąca. Mój 2,5 letni husky o imieniu Hachi leżał na kanapie, bacznie obserwując moje poczynania. O 13:30 odlatywał mój samolot, nie mogłam na niego nie zdążyć. Ledwo dysząc zeszłam na dół z walizką. Tata spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- No co? - Spytałam, stawiając walizkę na podłodze.
- Przejrzyj się w lustrze, Anna-Lynne. - Powiedział, próbując powstrzymać śmiech. Zrobiłam, co poradził i widząc swoje odbicie, jęknęłam. Moje zazwyczaj uczesane długie brązowe włosy poskręcały się w okropne strąki, a pozostałości z nieprzespanej nocy dały o sobie znać w postaci ciemnych worków pod oczami.
- Gdzie ja mam korektor? W kosmetyczce. A gdzie mam kosmetyczkę? W walizce. - Mruczałam do siebie. Ledwo udało mi się ją zamknąć, musiałam na niej usiąść, żeby to zrobić, więc otworzenie jej zdecydowanie nie wchodziło w grę. Szybko wbiegłam do łazienki, rozczesałam włosy, nałożyłam trochę pudru na policzki i pomalowałam rzęsy odrobiną tuszu. Wygładziłam materiał kremowej koronkowej sukienki, którą miałam na sobie i ponownie poszłam do holu. Popatrzyłam na zegar, wskazywał za dziesięć dwunastą. Pożegnałam się z psem, w czasie gdy tata chwycił kluczyki i z walizką w ręku wyszedł, a ja podążyłam za nim do naszego starego jeepa. Punktualnie o 12:00 wyruszyliśmy spod domu, kierując się na londyńskie lotnisko. Mieszkaliśmy na przedmieściach miasta, gdzie w okolicy były same domy jednorodzinne takie jak nasz. Dojazd na miejsce zajął nam nieco ponad pół godziny z powodu korków, które utworzyły się na ulicach. Wszyscy gdzieś wyjeżdżali, w końcu wreszcie zaczęły się wakacje. Do Londynu miałam wrócić 30 lipca, dokładnie za 29 dni. Pierwszy raz opuszczałam dom i tatę na tak długo. Od śmierci mamy cztery lata temu, zostawiałam go najwyżej na tydzień, a i to miało miejsce tylko kilka razy. Na szczęście umówiłam się z siostrą mamy, że od czasu do czasu wpadnie z wizytą. Poza tym tata będzie mógł zajmować się moim 3-letnim kuzynem Noah, bo jako architekt w większości pracował w domu. Kiedy nadeszła chwila pożegnania, zauważyłam lekki błysk w jego oczach, świadczących o powstrzymywanych przez niego łzach.
- Tato, wracam za miesiąc. To tylko cztery tygodnie. - Szepnęłam z trudem powstrzymując się od płaczu, mimo że ja nie płakałam. Po kilku tygodniach ciągłego lamentu od śmierci mamy przestałam płakać i od tamtej pory nie uroniłam ani jednej łzy. Miałam 14 lat, gdy Lily Jensen-Bower umarła na raka płuc, chorowała krótko, niecały rok. David Bower bardzo ją kochał, na każdą rocznicę ich ślubu, urodzin i śmierci kupował jej 100 czerwonych róż, jej ulubionych kwiatów.
Do 10. roku życia mieszkałam z rodzicami w Cork (Irlandia), tata był pochodzenia irlandzkiego, natomiast mama była Brytyjką. Czasem, by poprawić mu humor i nie przypominać mu mamy, mówiłam z jego ojczystym akcentem. By nie przeciągać tego ckliwego pożegnania, szybko wsiadłam do samolotu, zajmując wyznaczone miejsce. Minutę później usłyszałam głos mojego sąsiada, siedzącego przy oknie.
- Witaj Lynn. - Słysząc ten tak dobrze mi znany brytyjski akcent, szerzej otworzyłam oczy. Chłopak był ostatnią osobą, której się tu spodziewałam.
- Dominic. - Powiedziałam, spotykając się spojrzeniem z jego błękitnymi tęczówkami i zapadłam się głębiej w swój fotel. Pozostałe dwa miejsca obok nadal były wolne, jednak bałam się przesiąść. Jacyś spóźnialscy mogli jeszcze wejść na pokład w ostatniej chwili. - Co ty tu robisz? - Spytałam ostrzej niż zamierzałam. - Śledzisz mnie? Skąd wiedziałeś, że będę lecieć akurat tym samolotem i akurat na tym miejscu? - Bacznie lustrowałam jego twarz, na co on wyzywająco uniósł brwi, nie kryjąc przy tym rozbawienia.
- Pochlebiasz sobie. Nie miałem pojęcia, że też tu będziesz. Lecę na obóz muzyczny do Leeds. Kiedy usłyszałem twój głos, gdy dziękowałaś stewardesie poznałem, że to ty. Tyle, koniec historii. Masz jeszcze jakieś zarzuty do skierowania przeciwko mnie? - Odebrało mi mowę. Cały najbliższy miesiąc będę zmuszona spędzić w jego towarzystwie. Ja chyba śnię! - Jeśli nie, to pozwolisz, że poczytam. - Bezczelny pajac. Nie wiem, co ja kiedyś w nim widziałam. Chyba byłam ślepa. W tym samym momencie, gdy Dominic wrócił do lektury, dwóch chłopaków zajęło dotychczasowe wolne miejsca koło mnie. Jeden z nich, niższy blondyn usiadł na zewnętrznym miejscu, natomiast wysoki szatyn o kręconych włosach zajął miejsce tuż obok mojego. Mój sąsiad miał na sobie ciemne jeansy, czarny t-shirt oraz masę tatuaży, zwłaszcza na lewej ręce, czyli po mojej stronie. Było ich kilka, ale każdy przedstawiał coś innego, razem nie tworzyły spójnej całości, jednak miało to swój urok. Najbardziej spodobała mi się róża wytatuowana na jego przedramieniu oraz napis tuż pod zgięciem łokcia "Things I can"*. Przyglądałam im się dłuższą chwilę, dopóki nie usłyszałam chrząknięcia, a gdy podniosłam wzrok moje spojrzenie skrzyżowało się z jego zielonymi oczami. Poczułam jak policzki zaczęły mnie palić, mogłam się założyć, że zrobiłam się czerwona jak burak.
- Jestem Harry, a ty tajemnicza dziewczyno? - Spytał z silnie brytyjskim akcentem, a ja słysząc jego głos, poczułam dreszcze na całym ciele. Popatrzył na moje ramiona, na których powstała tzw. gęsia skórka. - Chyba ci zimno. - Znowu odezwał się tym hipnotycznym szeptem. Sięgnął po swoją podręczną torbę, wyjął z niej czarno-białą koszulę w kratkę i podał mi ją. - Masz, będzie ci cieplej. - Powiedział, zakładając mi ją na ramiona. Zauważyłam, że Dominic przestał czytać i uważnie przyglądał się całej sytuacji.
- Dziękuję. - Wyszeptałam, wkładając ręce w rękawy koszuli. - Jestem Lynn. - Odważyłam się na niego spojrzeć, zakładając za ucho kosmyk włosów. Zza pleców chłopaka, wyłonił się blondyn.
- Hej, jestem Niall. Miło cię poznać, Lynn. - Uścisnęliśmy sobie dłonie, podczas gdy Harry cały czas lustrował mnie wzrokiem. Znowu poczułam rumieńce, więc szybko spuściłam wzrok, wbijając je w swoje pomalowane na perłowo-złoty kolor paznokcie. Dalej czułam na sobie palące spojrzenie lokowatego, ale starałam się to ignorować. Co jednak nie przychodziło mi tak łatwo. Czułam się osaczona. Z jednej strony miałam koło siebie byłego chłopaka, a z drugiej chłopaka, którego w ogóle nie znałam, a który budził we mnie dziwnie narastającą panikę. Tylko Niall wydawał mi się normalny, jednak akurat był jedynym koło, którego nie siedziałam. Musiałam przetrwać jakoś ten godzinny lot. Potem zamierzałam unikać Dominica, a tych dwóch raczej więcej nie spotkam. Pocieszona tą myślą przymknęłam powieki.
Jednakże stało się zupełnie inaczej niż przypuszczałam...
* Things I can - w rzeczywistości ten tatuaż znajduje się na prawej ręce, ale w moim opowiadaniu Harry jest leworęczny, dlatego też też tatuaż ma na swojej lewej ręce.
Witajcie, jest to pierwszy rozdział mojego opowiadania o Harry'm Stylesie.
czytasz = skomentuj, bo
1 komentarz = 1 motywujący kop w tyłek
Taki mały bonus - tak wygląda pokój Lynn, który zaprojektował jej tata.
Gratulacje
OdpowiedzUsuńGratulacje Twój blog został Nominowany do nagrody za
Najlepszy Blog
Prosimy o Kontakt pod e-mail
amateurblogaward@gmail.com
Powodzenia w dalszej rywalizacji
Komitet Nominacji
Przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale miałam zawalony tydzień i naprawdę nie ogarniałam. Teraz znalazłam wolną chwilę, więc przeczytałam i postanowiłam coś naskrobać. Może ten komentarz nie będzie najwyższych lotów i w niczym Ci nie pomoże, ale postaram się, by był choć trochę sensowny.
OdpowiedzUsuńZaintrygowała mnie postać Dominica. No i umieszczenie ich wszystkich w jednym samolocie – kupa śmiechu, mam nadzieję, że w następnym rozdziale dalej pociągniesz ten wątek. Razem tworzą taką mieszankę wybuchową, więc jestem pewna, że to będzie ciekawe.
Mam takie samo zdanie o tatuażach Harry'ego, co główna bohaterka, więc czytając ten fragment, kiedy go zobaczyła, czułam się jakbym to była ja. Wydaje mi się, że właśnie to siedziałoby mi w głowie, kiedy bym go po raz pierwszy na żywo zobaczyła. A rumieniec na twarzy byłby widoczny nawet z drugiego końca świata.
Liczę na jakiś konkretny wątek z Niallem, ale oczywiście niczego nie narzucam. Póki co bardzo mi się podoba, jestem ciekawa, jak pójdzie dalej. Są jakieś drobne literówki czy błędy interpunkcyjne, dlatego wydaje mi się, że następnym razem powinnaś przeczytać jeszcze raz, zanim dodasz, bo wtedy można coś wyłapać i skorygować, a jakoś opowiadania automatycznie wzrasta.
Życzę weny, powodzenia :)
[szeptem-krzykiem]
Wow świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńLynn wydaje mi się być taka dokładna i poukładana. Wszystko tak co do godzinny opisane :)
Lubię Dominica, może dlatego, że w jego roli występuje Jamie Campbell Bower:D
Buziaki, @xAgata_Sz xx
Dopiero teraz znalazłam tego bloga dzięki akcji 'Czytasz=Komentuj'
OdpowiedzUsuńI od razu zabieram się do czytania kolejnego rozdziału. Historia mnie zaciekawiła. W sumie to dobrze, że znalazłam to ff dopiero teraz, bo nie muszę czekać na następny rozdział :))
A tak przy okazji Lynn ma piękny pokój. Ja też taki chce!
AKCJA CZYTASZ=KOMENTUJ
http://behindthemask-btm.blogspot.com/
Zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo Ciekawie 😊
OdpowiedzUsuńSuper koleżanka pokazała mi tego bloga. Jest Super. Co z tego że przeczytałam dopiero 1 rozdział ale już uważam że zapowiada się ciekawie :) //Boxer
OdpowiedzUsuń