sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 13

                                                                         Harry


      Przez całą drogę do szpitala Lynn milczała jak zaklęta, patrząc nieobecnym wzrokiem za okno i co chwilę przegryzając wargę. Szpital, do którego zabrali jej koleżankę był na szczęście blisko Free Art, toteż po jakichś pięciu minutach biegliśmy już w stronę poczekalni. Dziewczyna odezwała się do pielęgniarki, siedzącej w recepcji.
- Dzień dobry, chciałabym dowiedzieć się, gdzie jest teraz Sophie Fabrri? Przed chwilą została tu zabrana. Podcięła sobie żyły. - Kobieta popatrzyła na nią uważnie, kręcąc głową.
- Nie umiem pani odpowiedzieć, najprawdopodobniej jest na OIOM-ie. Jeśli straciła dużo krwi ... Proszę zapytać lekarza, dr Desai. Jest tam. - Wskazała na młodego, około 30-letniego bruneta, stojącego parę metrów dalej, który rozmawiał z jednym z ratowników, którzy przyjechali po Sophie. Dziewczyna pobiegła do niego i skinęła głową ratownikowi, który uśmiechnął się lekko.
- To oni znaleźli tą dziewczynę, która próbowała popełnić samobójstwo. Gdyby nie oni, pewnie byłaby już martwa. - Zobaczyłem jak Lynn wzdrygnęła się mimowolnie na jego słowa. Objąłem ją jedną ręką w talii, przysuwając się bliżej. Chciałem, żeby wiedziała, że jestem przy niej. Lekarz odwrócił się i popatrzył na mnie przelotnie, zatrzymując spojrzenie na Lynn i posłał jej uśmiech. Nie miał obrączki, a ja odruchowo spiąłem się. Cały czas się na nią gapił, z pewnością mu się spodobała. Ona jest moja! Krzyknąłem w myślach, zaciśniając uścisk wokół dziewczyny. Chciałbyś, odezwał się cichy, aczkolwiek natrętny głos w mojej głowie.
- Doktorze czy ona z tego wyjdzie? - Spytała cicho.
- Czy jesteś kimś z rodziny? Mogę udzielić takiej informacji jedynie członkom rodziny pacjentki. - Widać, że przyglądał jej się z zaciekawieniem.
- Tak, jestem jej kuzynką. - Powiedziała bez mrugnięcia okiem.
- Jest słaba, straciła bardzo dużo krwi, ale jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
- Dzięki Bogu. Możemy do niej iść? Proszę, tylko na chwilę. - Lynn znowu zrobiła maślane oczy, a lekarz podobnie jak ja nie potrafił jej odmówić.
- No dobrze, ale tylko na moment. Pacjentka musi odpocząć, a potem porozmawiać z psychologiem o swoim ... czynie. A w międzyczasie pomożesz nam uzupełnić jej kartotekę. Jak się nazywasz?
- Anna-Lynne Bower. - Nie wiedziałem, że miała na imię Anna-Lynne. Przecież ty w ogóle mało o niej wiesz. Prawie nic. Znowu usłyszałem ten sarkastyczny ton w swoim umyśle.
- A dziewczyna to Sophie Bower, tak? - Dziewczyna pokręciła głową, odgarniając włosy z twarzy za ucho. Czy ona właśnie próbowała zająć jego uwagę i odwrócić ją od całej sprawy?
- Nie, nie. Sophie Fabrri. - Odparła, a na jej twarzy pojawiły się rumieńce.
- Ale to przecież włoskie nazwisko. - Dr Desai dalej drążył temat i nie dawał za wygraną.
- Tak. Tata Sophie jest Włochem. Natomiast jej i moja mama są siostrami. - Powiedziała gładko, bez zająknięcia. Lekarz nie był zbytnio przekonany, ale pokręcił głową z rezygnacją.
- Dobrze, ale tylko na minutkę. I tylko jedna osoba. - Wreszcie zwrócił wzrok na mnie, mierząc mnie z góry na dół. Byliśmy podobnego wzrostu, więc znacznie górowaliśmy nad niziutką Lynn. - Ty też jesteś z rodziny pacjentki?
- Nie. - Odparła szatynka. - On jest ... - Nie zdążyła dokończyć, gdyż po raz pierwszy odezwałem się chłodnym tonem, patrząc mu złowrogo w oczy. Może Lynn nie była moją dziewczyną, ale jego też nie. Niech trzyma się od niej z daleka.
- Jestem jej chłopakiem. - Błękitnooka posłała mi zaskoczone spojrzenie, ale nie zaprzeczyła.
- Sama do niej zajrzę. Bardzo dziękuję. Którędy mamy iść? - W trójkę ruszyliśmy w kierunku, gdzie znajdowała się Sophie. Miałem nadzieję, że ci wszyscy gnoje ze słoneczka zostaną ukarani ... To przez nich ta dziewczyna targnęła się na własne życie. Ten Dominic ... Lynn dobrze go znała. Od samego początku wydawał mi się dziwny. I jeszcze ta dziewczyna, która się koło niego kręciła, April? A może on koło niej?
Zanim się obejrzałem już staliśmy pod salą.
- Idę. - Szepnęła i weszła do sali, zostawiając mnie samego. Kiedy zacząłem rozglądać się po korytarzu przypomniałem sobie pewną majową noc, która była chyba najgorszym dotychczasowym doświadczeniem. Urywki wspomnień, niczym kalejdoskop układy się w żywe obrazy.

"Trzymam cię. Wytrzymaj kochanie, wytrzymaj. Nie zostawiaj mnie."
"Jest na chirurgii."
"Wyjdzie z tego?"
„Robią wszystko, co mogą."
"Co się stało?”
"Nie mogę cię stracić."
"Nie wolno ci tam wejść."
"Nie możesz tu być. Proszę opuścić salę."
"Zależy mi na tobie, zależy mi. Rozumiesz? Kocham cię."
"Nie!”
"Czas zgonu: 7:18"
"Moja mama wysłała cię, żebyś mnie niańczył? Nie jestem dzieckiem"
"Martwisz się o mnie, ale nie ma takiej potrzeby. Czuję się świetnie, wreszcie mogę robić to, na co mam żywnie ochotę."
"Kochałeś ją."
"Co z tego?"
"Dalej kochasz." 
"I jakie to kurwa, ma znaczenie?"
"Nic się dla mnie nie liczy. Już nie" 

    Nagle otworzyłem oczy i zdałem sobie sprawę z tego, że po raz drugi pokochałem kogoś naprawdę - i tak bardzo nie w porę, tak bardzo niepotrzebnie. Po chwili usłyszałem krzyk Lynn i wpadłem do sali. Aparatura przy łóżku Sophie pikała nerwowo.
- Nie wiem co się dzieje, chyba straciła przytomność. - Powiedziała spanikowana, patrząc na mnie swoimi przerażonymi oczami koloru nieba.
- Dr Desai! - Krzyknąłem, ile sił w płucach, a lekarz zaraz się pojawił.
- Musicie opuścić salę, proszę. - Powiedział pozornie spokojnym tonem, a ja pociągnąłem lekko zszokowaną dziewczynę, która zaraz zaczęła płakać. Ten widok rozrywał moje serce na drobne kawałeczki. Nie chciałem widzieć jej smutnej ani płaczącej. Chciałem, żeby się śmiała. Pragnąłem podziwiać te iskierki w jej oczach, a nie szkliste łzy. Szatynka wtuliła się we mnie, a ja odwzajemniłem uścisk. Potrzebne jej było nie moje ramię, a jakiekolwiek ramię. Potrzebowała nie mego ciepła, a ciepła drugiego człowieka. Poczułem się winny, że ja to tylko ja. Ona zasługiwała na kogoś lepszego. Takiego jak Niall. Złoty chłopak, nosiłby ją na rękach, dosłownie. Nigdy by jej zranił. A ja ... ? Co ja mogłem jej dać?
- Znowu przy mnie jesteś. - Usłyszałem jej szept. - Jesteś zawsze, gdy cię potrzebuję. Dlaczego? - Spytała, odsuwając się ode mnie. Chciałem coś odpowiedzieć, ale zanim to zrobiłem, ona przyłożyła palec do moich ust. Jej dotyk to było coś, o czym marzyłem odkąd tylko znalazła się w moim łóżku ogniskowej nocy. - Shh. Najpierw ja chcę coś powiedzieć. Przepraszam. Nie chciałam na ciebie krzyczeć ani powiedzieć, że jesteś egoistą i że chcesz mnie zaciągnąć do łóżka. Nie myślę tak, po prostu to wszystko ... mnie przerasta. I jeszcze to, co czuję ... - Szepnęła i urwała, nie patrząc mi w oczy. Znowu przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem jej czubek głowy.
- Ja też przepraszam. A co czujesz ... ? - Spytałem wdychając zapach jej szamponu do włosów, chyba kokosowego.
- Coś, czego nie powinnam. Coś, co mnie zgubi i co mnie przytłacza. - Chciałem coś odpowiedzieć, powiedzieć jej choć część z przemyśleń, które miałem w głowie, ale nagle wyszedł do nas dr Desai i niechętnie wypuściłem ją z objęć.
- Do ran wdało się zakażenie, stąd to całe zamieszanie. Możesz odwiedzić ją jutro. Teraz Sophie naprawdę potrzebuje odpoczynku. Idźcie do domu. - Powiedział i z powrotem zostawił nas samych.
    Kiedy weszliśmy do windy w Free Art usłyszałem jej ciszy szept. Odezwała się po raz pierwszy od momentu, kiedy staliśmy przed salą Sophie. W tej samej chwili nacisnęliśmy guziki drugiego i czwartego piętra.
- Wejdziesz? Nie chcę ... siedzieć sama. Niall i Dana wrócą dopiero po południu. - Kiwnąłem głową, zgadzając się i już po minucie byliśmy w 233. Lynn była śliczną dziewczyną, ale widziałem, że źle znosiła to wszystko, co się działo. Ślady nieszczęścia były widoczne: znużone walką nieobecne spojrzenie, zgarbione ramiona i drżenie rąk. Usiadła ciężko na swoim łóżku i wpatrywała się we mnie pustym wzrokiem. Przysiadłem tuż obok i złapałem ją za rękę, pocierając kciukiem o jej zewnętrzną stronę.
- Nie mówiłaś, że masz na imię Anna-Lynne. - Odezwałem się, by przełamać głuchą ciszę.
- Bo nigdy nie pytałeś. - Odparła.
- Bo nie przyszło mi do głowy, że przedstawiłaś się zdrobnieniem.
- Moja babcia od strony taty ma na imię Lynn. Lynn Bower. Bardzo ją kocham, ale to nie dlatego przedstawiam się w ten sposób. Po prostu tak jakoś wyszło, że kiedy tylko nauczyłam się mówić, kazałam wszystkim zwracać się do mnie Lynn. Tylko tata zawsze mówi na mnie Annie. Jakbym dalej miała dwa tygodnie i mieściła mu w się w odległości od łokcia do nadgarstka, a moja głowa w jego dłoniach. - Na jej twarzy mimowolnie zagościł malutki uśmiech. Poczułem, że moje serce na ten widok zabiło szybciej. - Mamy nawet takie zdjęcie. Jego ulubione. Zawsze nosi je w portfelu. Jest już strasznie zniszczone, ale ... nigdy się z nim nie rozstaje. - Szatynka ziewnęła przeciągle, zakrywając usta dłonią.
- Lynnie, powinnaś się przespać. - Powiedziałem ze śmiechem na twarzy.
- Jak mnie nazwałeś? - Spytała, patrząc na mnie uważnie.
- Jeśli ci się nie podoba to ... - Znowu przerwała mi, kładąc palec na wargach.
- Bardzo mi się podoba. To jest takie ... nasze. - Odezwała się szeptem. Przysunąłem się do niej tak, że nasze usta dzieliły teraz milimetry. Przybliżyłem się jeszcze odrobinę i to wystarczyło. Nasze wargi się zetknęły w nieśmiałym, delikatnym pocałunku. Jej usta były ciepłe i miękkie jak jedwab i smakowały jej malinową pomadką. Przymknąłem powieki, pragnąc by ta chwila trwała wiecznie. Przy niej czułem się jakbym ... unosił się trzy metry nad niebem. Kiedy oderwaliśmy się od siebie po prostu się do niej uśmiechnąłem i nieco niepewnie powiedziałem.
- Chciałem to zrobić od momentu, w którym tylko cię tu zobaczyłem. Mam na myśli Free Art. - Założyłem kosmyk jej włosów za ucho i musnąłem wargami policzek. - Musisz odpocząć, prześpij się, a ja tu będę cały czas. - Dziewczyna wsunęła się pod kołdrę i ułożyła pod ścianą.
- Chodź do mnie. - Wyszeptała, a ja ściągnąłem buty, jeansy i zanurkowałem pod kołdrę. Wtuliła się we mnie, na co szeroko się uśmiechnąłem i ucałowałem jej włosy. Gdy ją przytulam - gdy naprawdę ją przytulam - a zrobiłem to wtedy po raz pierwszy, nie kryjąc się ze swoimi uczuciami - wtedy tak naprawdę zrozumiałem, o co chodzi, że być może to już nie chodzi o robienie na sobie nawzajem wrażenia, podrywanie się, grę w dominację i uległość, szpanowanie. Przycisnąłem ją najmocniej, tak jakbym chciał przez nią przeniknąć, jakbym chciał, żeby nasze żyły zawiązały się na supeł.




Tadada! Last First Kiss za nami. Cieszycie się? Ja bardzo! <3.
Przepraszam za literówki, jeśli gdzieś się pojawiły, ale ja w ogóle jestem w szoku, że udało mi się dodać ten rozdział dzisiaj (a raczej jutro, bo jest już po północy) ; D
Niedawno znalazłam to zdjęcie i od razu pomyślałam sobie o Lyrry *_*



Może jakość jest kiepska, ale no kurde, nie można mieć wszystkiego <3.


xx

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 12

    Do moich uszu docierało buczenie. Najpierw ciche, potem coraz bardziej natarczywe. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że to mój HTC, wibrując na szafce, wydawał taki dźwięk. Chciałam po niego sięgnąć, ale dostrzegłam rękę Harry'ego, która obejmowała mnie w talii. Delikatnie ruszyłam się i odebrałam telefon. Od razu poczułam nagły skurcz w żołądku - dzwonił Niall.
- Halo? - Powiedziałam szeptem, patrząc na Stylesa, który nadal spał.
- Cześć Lynn. Obudziłem cię? - Jak na zawołanie, ziewnęłam przeciągle.
- Tak, ale nic nie szkodzi. Czy dziewczyny ...? - Nie dokończyłam, gdyż znowu usłyszałam głos z irlandzkim akcentem.
- Obie właśnie się obudziły.
- Okej, zaraz przyjdę. Niall ... w jakim są stanie? Co im powiedziałeś? Pamiętają coś? - Zasypałam go lawiną pytań.
- Lepiej będzie jak po prostu tu przyjdziesz. Wyszedłem na korytarz, żeby do ciebie zadzwonić, wracam do nich. Hej. - Powiedział i przerwał połączenie.
    Korzystając z możliwości obserwowania Harry'ego podczas snu, przyglądałam mu się. Loki opadły mu na czoło, a ja nie mogąc się powstrzymać, poprawiłam je. Nie wiedziałam czy dane mi będzie jeszcze kiedyś widzieć go w takich okolicznościach. Jego przystojna twarz podczas snu nabrała łagodnego wyrazu, przez co wyglądał nieco młodziej niż wskazywałaby na to metryka. Niestety musiałam wyrwać go z tej krainy błogości, gdyż nie mogłam wyswobodzić się z jego uścisku.
- Harry. - Odezwałam się, czekając na jakąś reakcję, ale ten nawet się nie poruszył. - Harry. - Powiedziałam trochę głośniej. Znowu nic. - Harry. - Potrząsnęłam lekko jego ramieniem, ale też bez skutku. Jak można tak mocno spać? Po chwili wpadłam na pewien pomysł. - Harry. - Powiedziałam mu wprost do ucha, przegryzając lekko jego płatek, po czym musnęłam wargami jego policzek. Ku mojej radości chłopak otworzył oczy i teraz patrzył na mnie swoimi zielonymi tęczówkami.
- Czy to był sen? Czy właśnie ugryzłaś moje ucho? - Spytał głosem zabarwionym poranną chrypką z nutą rozbawienia.
- Tylko troszkę. - Uniosłam do góry dłoń, pokazując na centymetrową szczelinę między kciukiem, a palcem wskazującym. - Musiałam cię jakoś obudzić, żebyś wypuścił mnie ze swojego niedźwiedziego uścisku, kochanie. - Kiedy zdałam sobie sprawę jak go nazwałam, na mojej twarzy natychmiast pojawiły się czerwone wypieki. Lokowaty, widząc to, przysunął się bliżej i założył kosmyk moich włosów za ucho. Potem pochylił się nieznacznie i wyszeptał, dotykając nosem mój płatek ucha.
- Mógłbym być budzony w ten sposób codziennie, pod warunkiem, że to ty byś mnie budziła. - Jedną ręką odsunął moje włosy, przekładając je na prawe ramię. Palcem przejechał wzdłuż po mojej nagiej szyi, drażniąc tym moją skórę. Jego dotyk był tak delikatnym, że miałam wrażenie, że smaga mnie piórkiem. Doprowadzało mnie to do palpitacji serca.
- Harry, nie możemy ... - Szepnęłam, zsuwając jego dłoń i wstałam, a on ponownie opadł na łóżko.
- Możesz w niej zostać. Wyglądasz tak cholernie seksownie. - Miał na myśli swoją czarno-białą koszulę w kratkę. Ledwo zakrywała mi uda, cudownie. Posłałam mu spojrzenie pełne politowania i popukałam się palcem wskazującym w czoło.
- Przecież nie wrócę do pokoju w twojej koszuli. Jeszcze pomyślą, że ...
- Że co? - Spytał, zgrabnie wstając z łóżka i pojawił się tuż przede mną. Wbijał we mnie ten swój świdrujący wzrok. Poczułam palące rumieńce i spuściłam głowę, by włosy zasłoniły mi twarz. Styles uniósł ją, przytrzymując mnie za podbródek. Przegryzłam wargę, patrząc na jakiś punkt za nim, na ścianie. - Że co, Love? Popatrz na mnie. - Poddając się, wymruczałam.
- Że się zabawialiśmy. - Dalej unikałam jego wzroku.
- A zabawialiśmy się, Love? - Cały czas czułam na sobie jego spojrzenie, więc zerknęłam na niego przelotnie.
- Nie. - Odpowiedziałam krótko.
- Więc czym się przejmujesz? Niech sobie myślą, co chcą. Najważniejsze, że my wiemy jak było naprawdę.
- Nie chcę, żeby Niall pomyślał ... - Nie dane było mi skończyć, gdyż chłopak wszedł mi w słowo.
- Więc o to chodzi? O Nialla? - Parsknął, patrząc na mnie z niedowierzaniem i odsunął się.
- Nie, nie o niego. O tą całą sytuację. - Zamachałam ręką wokół. - O Danę i Sophie. Nie mogę być taką egoistką.
- Chcesz powiedzieć, że ja jestem egoistą, bo stwierdziłem, że powinnaś zostać w mojej koszuli?! Czy ty się dobrze czujesz?! - Spytał, podniesionym tonem, mierząc mnie morderczym wzrokiem.
- Nie krzycz na mnie! - Tym razem to ja się wydarłam. - Tak, świetnie! Moja współlokatorka i koleżanka zostały zgwałcone, więc może powinnam skakać z radości i od razu wpakować ci się do łóżka?! Miałbyś z tego satysfakcję, prawda?!
- Naprawdę masz mnie za kogoś takiego?! - Wykrzyknął, a ja zamknęłam się w łazience na klucz. Harry nacisnął na klamkę, ale bez rezultatu, za co dziękowałam w duchu.
- Odejdź od tych drzwi! - Krzyknęłam, ściągając z siebie koszulę i ubierając swoje ciuchy.
- Otwieraj do cholery, Lynn! - Kilka razy uderzył w drzwi, a ja za każdym razem podskakiwałam ze strachu. - Otwórz te pieprzone drzwi! - Kiedy tylko się ubrałam i umyłam zęby, spakowałam wszystko do kosmetyczki. Sięgnęłam po zamek i przekręciłam go. Styles patrzył na mnie wściekły, marszcząc przy tym czoło.
- Jesteś niemożliwa! - Usłyszałam, zanim opuściłam jego pokój. Schodami zbiegłam na drugie piętro i jak burza wpadłam do 233. Dziewczyny siedziały razem na moim łóżku, a Horan na łóżku Dany. Blondynka wstała i wtuliła się we mnie, cicho łkając.
- Tak mi przykro, Dannie. - Szepnęłam z bólem w sercu. Nagle usłyszałam szept Sophie.
- Pójdę już do siebie. - Ruszyła chwiejnie do wyjścia, ale Niall stanął jej na drodze i powiedział.
- Soph, musisz złożyć zeznania, tak jak Dana. Obie musicie. - Włoszka pokręciła głową.
- Nie, nie. Ja ... ja muszę iść. Proszę, dajcie mi spokój. - Odpowiedziała z włoskim akcentem i wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi.
- Musimy iść na policję, Dana. - Odezwał się Irlandczyk, wyciągając do niej rękę, a ona złapała ja niepewnie, wycierając drugą twarz. - Wrócimy popołudniu, chcę potem zabrać gdzieś Danę. - Kiwnęłam głową ze zrozumieniem i zamknęłam za nim drzwi. Opadłam ciężko na łóżko i przymknęłam powieki. Zaraz potem poczułam wibrację telefonu.
- Niech cię szlag, Harry. - Mruknęłam, zerkając na wyświetlacz. Zobaczyłam, że to wcale nie on do mnie dzwoni, a Noelle - współlokatorka Sophie.
- Cześć Lynn. Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale mogłabyś przekazać Sophie, że wróciłam na weekend do domu? Nie mogę się do niej dodzwonić. - Poczułam gulę, rosnącą w gardle. Przełknęłam ślinę i odparłam.
- Dobrze, powiem jej.
- Bardzo ci dziękuję. Muszę już kończyć, trzymaj się. Pa. - Powiedziała i się rozłączyła.
      Zeszłam na dół do recepcji, gdzie znowu spotkałam Emily. Posłałam jej słaby uśmiech.
- Mogłabym dowiedzieć się, gdzie mieszka Sophie Fabrri? Chodzę z nią na literaturę i znalazłam jej notatki. Chciałabym je oddać. Proszę. - Poprosiłam, krzyżując z tyłu palce lewej ręki, modląc się w duchu, by nie dopatrzyła się mojego kłamstwa.
- Sophie Fabrri mieszka w ... - Kobieta zaczęła wpisywać jej dane. - W 416 na czwartym piętrze.
- Dziękuję. - Krzyknęłam, biegnąc w stronę windy. Wcisnęłam odpowiedni guzik i czekałam aż winda zawiezie mnie na miejsce. Potem pędem ruszyłam pd 416, zauważając przy tym, iż pokój Harry'ego jest niemal naprzeciwko. Zapukałam w jej drzwi energicznie.
- Sophie! Sophie! Otwórz proszę, Soph. To ja, Lynn. Chciałam tylko ... - Pod wpływem impulsu nacisnęłam na klamkę, która ku mojej uldze ustąpiła i szybko weszłam do środka. Poczułam zdezorientowanie, gdy nie znalazłam jej w pokoju. - Sophie. - Odpowiedziała mi martwa cisza. Postanowiłam zerknąć jeszcze do łazienki i zamarłam. Dziewczyna leżała pod prysznicem, opierając się głową o ścianę, a z jej nadgarstków sączyła się krew, skapująca na posadzkę. - Boże, Soph. Coś ty zrobiła. - Klęknęłam przy niej, sprawdzając puls, który był ledwo wyczuwalny. Miała przymknięte powieki, ale gdy dotknęłam jej twarzy, uchyliła je i szepnęła prawie niedosłyszalnie.
- Lynn. - Uderzyłam lekko jej policzek.
- Hej, hej. Nie zamykaj oczu, nie zostawiaj mnie. - Powiedziałam po włosku, w jej ojczystym języku.
- Mama. - Wymamrotała, a ja sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam na pogotowie.
- Znalazłam dziewczynę, która podcięła sobie żyły. Jest przytomna, ale tracę ją. Jej puls jest ledwo wyczuwalny. Proszę przyjedźcie jak najszybciej. - Szybko podałam adres Free Art i osunęłam się bezwładnie koło Włoszki.
- Lynn? Usłyszałem twój krzyk i ... - Nagle moim oczom ukazał się Harry, a ja nie panując nad tym, co robię, przylgnęłam do jego ciała i zaczęłam szlochać. Miałam krew Sophie na rękach. Roztrzęsiona wtuliłam się w Stylesa, a on odwzajemnił uścisk.
- Shh, shh. Kochanie, nie płacz. Uratowałaś ją. Przynieś jakąś jej bluzkę albo chustkę, cokolwiek. - Szepnął, całując moje czoło i popchnął mnie lekko w stronę pokoju. Otworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej pierwszą lepszą rzecz, którą okazała się być apaszka. Wróciłam do łazienki i podałam ją Harry'emu.
- Co chcesz zrobić? - Spytałam, obserwując jak rozrywa materiał na dwie w miarę równe części.
- Rany są głębokie. Musimy zatamować krwawienie. Trzeba zrobić opaski uciskowe. Pogotowie już jedzie? - Spytał, zerkając na mnie, a ja potwierdziłam to ruchem głowy. Wziął jeden kawałek apaszki i obwiązał nim prawy nadgarstek Sophie. Potem powtórzył tę czynność z lewą ręką. Patrząc na jego zdecydowane, płynne ruchy nie mogłam wyjść z podziwu. Trzymał nerwy na wodzy i z opanowaniem pomagał dziewczynie. Minęła chwila nim przypomniałam sobie, że kiedyś mówił, iż chciał zostać ratownikiem medycznym. Z pewnością nie zapomniał jak to się robi. - Teraz zaniesiemy ją na dół, żeby pogotowie nie traciło czasu. - Odezwał się i wziął ją na ręce. Zeszliśmy schodami, nie chcąc czekać na windę. Gdy znaleźliśmy się na parterze, dało się słyszeć odgłos karetki. Emily, siedząca na recepcji, posłała mi przerażone spojrzenie, ale ja podążałam za Stylesem. Przed budynkiem zobaczyliśmy dwóch ratowników, biegnących do nas. Wzięli ją od Harry'rgo i położyli na noszach.
- Dobra robota. Dzięki wam jest szansa, że nie wykrwawi się na śmierć. - Powiedział jeden z nich. Na śmierć ...? Boże.
- Możemy jechać z wami? - Zapytałam z nadzieją, patrząc to na jednego to na drugiego ratownika. Obaj pokręcili głowami.
- Niestety, takie są przepisy.
- Gdzie ją zabieracie? - Spytał, jak zawsze przytomny Harry.
- Do szpitala St. Anna na Baker Street. - Odpowiedział ten drugi, zamykając tył karetki z Sophie w środku. Kilka sekund później karetka ruszyła ulicą, pozostawiając za sobą jedynie uporczywy sygnał, który z czasem zupełnie ucichł.





Z góry przepraszam za możliwe literówki, ale tak spieszyłam się z dodaniem rozdziału, że nawet nie macie pojęcia! Znowu mamy ciut dramatyczny rozdział, ale dobre, co się dobrze kończy ... ; ]
Strasznie, ogromnie, wielce Wam dziękuję za taką ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem, to naprawdę jest dla mnie najlepsze podziękowanie za to, że piszę i wgl. Dzię - ku - ję! Kocham Was! Liczę, że pod tym także pojawi się tyle samo, o ile nie więcej komentarzy.

I ♥ U


xx

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 11

                                                               Harry


   Nie mogłem przypomnieć sobie, kiedy ostatnio widziałem płaczącego Nialla. Chyba jeszcze, gdy byliśmy dziećmi. Zrobiło mi się go żal. Widać było, że bardzo przeżywał całą tą sytuację. Mimo, że nie znałem  Dany ani Sophie, było mi ich naprawdę szkoda. Ale Niall ... po prostu rozsypał się na kawałeczki. Jednak gdy zobaczyłem jak Lynn go pociesza, zapragnąłem być na jego miejscu. Chciałem, żeby to mnie pocieszała i szeptała uspokajająco do ucho. Chciałem czuć jej drobne ramiona wokół swoich pleców, chciałem ... być blisko niej. Na tyle blisko, na ile by mi na to pozwoliła. Chciałem czuć dotyk jej zimnych dłoni na swojej twarzy i liczyć pieprzyki na jej ciele. Pragnąłem pokazać jej, że jestem obok, i że zawsze może na mnie liczyć. Nie mogłem wyjść ze zdumienia jakim cudem była tak krucha i silna jednocześnie.
    Miała cudowne oczy. Takie z rodzaju tych, w których można utonąć. I działo się tak za każdym razem. Jej oczy były moim osobistym oceanem.  Wiedziałem, że ona nie jest dla mnie. Była za dobra, za czysta i zbyt niewinna. Byliśmy jak ogień i woda. Ale może ona ostudzi mój ogień, a ja dam jej odrobinę swojego ciepła? Odkąd ją poznałem, rzadziej lub częściej, ale myślałem tylko o niej. O żadnej innej dziewczynie, tylko o niej. No i jeszcze o Nadii, bo czasami Lynn bardzo mi ją przypominała i wiedziałem, że Zaynowi również. Może właśnie dlatego tak się do niej doczepił. A może po prostu szuka zemsty. Jak to możliwe, dziwna dziewczyno, że jesteś tak wieloma kobietami dla tylu ludzi? 
    Kiedy nie było jej w pobliżu, czułem się dziwnie. Jakby nagle ktoś kazał mi wstawać tylko dla połowy błękitnego nieba i chodzić tylko w jednym bucie. Zupełnie jakbym nie miał ... połowy siebie.* Wiedziałem, że powinienem trzymać się od niej z daleka, bo nie zasługiwałem na kogoś takiego, jak ona. Jednak ... nie potrafiłem. Zostawienie jej to ostatnia rzecz jaką chciałem zrobić.




                                                                     Lynn


      Po paru minutach nerwowego uścisku w jakim trwaliśmy z Niallem, wreszcie odważyłam się odsunąć, gdyż chłopak wyraźnie się uspokoił. Spróbowałam posłać mu słaby uśmiech, ale zamiast tego ponownie na mojej twarzy najprawdopodobniej pojawił się grymas. Spojrzałam przelotnie na zegar wiszący na ścianie, wskazywał za dziesięć drugą. Nie liczyłam już minut, które spędziliśmy w zupełnej ciszy, mimo że w pokoju znajdowało się pięć osób. Tyle, że dwie z nich nadal nie były zbyt świadome tego, co się wydarzyło. Nie chciałam nawet myśleć o tym, co by się stało jeśli nie przyjechalibyśmy z powtorem do Free Art. Chociaż ... prawda była taka, że szkoda i tak już została wyrządzona. Bałam się tego, co będzie, kiedy dziewczyny zdadzą sobie ze wszystkiego sprawę.  Z tego, że ... dalej nie mogło mi to przejść przez gardło, ale nie mogłam przestać o tym myśleć. A co gdyby to przydarzyło się mnie? Gdybym ... została zgwałcona? Wzdrygnęłam się na samą myśl, co nie umknęło uwadze zarówno Harry'ego jak i Nialla. Kiedy spojrzałam na blondyna, zobaczyłam, że łzy na jego policzkach już wyschły. Jedynym dowodem na to, że w ogóle płakał, były mocno zaczerwienione oczy. Odruchowo przytuliłam go do siebie raz jeszcze, a on oplótł dłonie wokół mojego pasa, ale zaraz mnie puścił.
- Powinnaś odpocząć. To była ... ciężka noc. - Wyszeptał, patrząc na mnie, a potem na swojego przyjaciela. - Zostanę tu z Daną i Sophie. Położę się na podłodze. - Pokręciłam głową, nie bardzo przekonana do tego pomysłu.
- Nie sądzę, żeby to było dobre rozwiązanie. Ja z nimi zostanę, a ty i Harry idźcie do siebie. Tak będzie prościej. - Teraz to Niall popatrzył na mnie tak, jaby moje logiczne myślenie udało się na wycieczkę w kosmos.
- Przecież nie będziesz spać na podłodze. Jeszcze się przeziębisz. - Mogłam użyć tego samego argumentu, ale zanim zdążyłam się odezwać, on kontynuował swoją wypowiedź. - Najlepiej będzie jak pójdziecie z Harry'm do naszego pokoju i prześpisz się na normalnym łóżku. - Parsknęłam. Mówił tak, jakbym miała dziasiaj zasnąć. Byłam pewna, że do rana nie zmrużę oka. Już miałam mu odpowiedzieć, gdy niespodziewanie usłyszałam zachrypnięty głos, należący do Stylesa.
- Lynn, myślę, że Niall ma rację. Jesteś wykończona. - Prawdę mówiąc, dopiero wtedy poczułam jak byłam zmęczona. Ostatniej nocy spałam przecież tylko niewiele ponad trzy godziny. Złapałam się wzrokiem z lokowatym i przez chwilę uważnie na siebie patrzyliśmy. Potem niechętnie kiwnęłam głową, zgadzając się na ich propozycję.
- Dobra. Tylko wezmę parę reczy. - Mruknęłam i weszłam do łazienki. Zabrałam kosmetyczkę, w której trzymałam szczoteczkę i pastę do zębów, a także szczotkę do włosów oraz bieliznę na zmianę i moją prowizoryczną piżamę - top i szorty. Z tym małym pakunkiem razem z Harry'm opuściliśmy 233, ale zanim wyszłam szepnęłam cicho do Nialla.
- Jak się obudzą, od razu do mnie zadzwoń. - Irlandyczyk posłusznie skinął głową, a ja przelotnie musnęłam jego policzek i wyszłam za szatynem.
     Gdy tylko weszliśmy do windy Harry nacisnął czwórkę i w ciszy czekaliśmy aż znajdziemy się na odpowiednim piętrze. Potem idąc korytarzem, zatrzymaliśmy się przy przedostatnich drzwiach po lewej z numerem 427. Chłopak otworzył je i przepuścił mnie pierwszą. Ostatni raz byłam w tym pokoju przedwczoraj, ale miałam wrażenie, że od tego czasu minęło ze sto lat. Zamknął drzwi kopniakiem, zapalił światło, a potem wbił we mnie magnetyczny wzrok swoich zielonych tęczówek.
- Może chcesz iść pierwsza? - Wskazał głową zapewne łazienkę.
- Jest mi to obojętne. - Odparłam zgodnie z prawdą, ale widząc minę chłopaka, mówiącą "marsz do łazienki" pospiesznie do niej ruszyłam, tym razem pamiętając, by zamknąć drzwi na klucz. Szybko zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Strumień gorącej wody powoli odprężał moje ciało, ale nie głowę. Ta dalej była pełna wspomnień dzisiejszej imprezy. Dopiero tutaj, po raz pierwszy od czterech lat pozwoliłam moim łzom swobodnie spłynąć na policzki. Kiedy wreszcie ubrałam się i umyłam zęby, spojrzałam na siebie krytycznym okiem. Miałam wory pod oczami, które były spuchnięte i zaczerwienione. Oprócz tego, mój top miał stanowczo za duży dekolt, a szorty zakrywały niewystarczającą część moich nóg. Mogłam spać tak przy Danie, ale nie przy chłopaku ... A już zwłaszcza przy Harrry'm. Jednak nie miałam innego wyjścia, więc po prostu opuściłam łazienkę. Lekko zawstydzona patrzyłam na Harry'ego, który siedział na swoim łóżku. Słysząc odgłos otwieranych drzwi, podniósł głowę. Widziałam jak lustruje całe moje ciało, przez co zaczerwieniłam się jeszcze bardziej.
- Spokojnie, Love. To nic, czego już wcześniej bym nie widział. - Zobaczyłam jak leciutko się uśmiecha. Nie miałam pod ręką żadnej poduszki, by ponownie nią w niego rzucić.
- Palant. - Powiedziałam zamiast tego, na tyle głośno, by mieć pewność, że usłyszał. Zaśmiał się cicho, ale to nie był jeden z tych radosnych chichotów. Był raczej nieudolną próbą odwrócenia mojej uwagi.
- A tak na poważnie: jak się czujesz? - Spytał, podchodząc do mnie. Uniósł mój podbródek, bym utrzymywała z nim kontakt wzrokowy. Nie mógł nie zauważyć moich czerwonych oczu, ale nie skomentował tego.
- Jest okej. Po prostu ... Martwię się o nie. O obie. Nie wiem jak sobie z tym poradzą ani jak na to zareagują. Sama nie wiem, co bym zrobiła, gdybym ... znalazła się na ich miejscu. - Ostatnie słowa wypowiedziałam niemal niesłyszalnym szeptem, ale on je słyszał.
- Na szczęście ciebie tam nie było. - Powiedział spiętym głosem. Ja w tym samym czasie ściągnęłam mu bejsbolówkę z głowy. Jego loki były lekko wilgotne, ale nie przeszkadzało mi to, gdy przeczesywałam palcami jego włosy. Swoimi zielonymi tęczówkami bacznie śledził moje poczynania. Pod wpływem chwilowej odwagi wyszeptałam.
- Mógłbyś pożyczyć mi swoją koszulę? Trochę mi zimno. - Jak na zawołanie, na potwierdzenie tych słów, na moich ramionach powstała gęsia skórka. Zupełnie jak podczas naszego pierwszego spotkania w samolocie. Chłopak nic nie mówiąc, zdjął z siebie czarno-białą koszulę w kratkę i podał mi ją. Wtedy, dosłownie na moment nasze palce się zetknęły. Po całym ciele ponownie przeszedł mnie dreszcz, ale zaraz potem szybko ją ubrałam i zapięłam prawie po samą szyję, zostawiając rozpięty tylko ostatni guziczek. Odkryłam kołdrę na łóżku Nialla i usiadłam.
- Zamierzasz spać w łóżku Nialla? - To pytanie naprawdę mnie zaskoczyło. Posłałam mu niezrozumiałe spojrzenie.
- Emm, no tak. A twoim zdaniem, może powinnam spać na podłodze? - Odparłam kąśliwie. Zaraz potem do głowy przyszła mi druga opcja. - Chyba, że ... mam niby spać w twoim? Może jeszcze z tobą? - Spytałam podejrzliwie, ale moje serce gwałtownie przyspieszyło.
- Nie będę cię do niczego zmuszać, na tę jedną noc moglibyśmy się zamienić. Ja spałbym na łóżku Nialla, a ty na moim. - Czy tylko mnie ten pomysł wydawał się tak absurdalny, że aż śmieszny? Zaśmiałam się krótko i odpowiedziałam dalej z uśmiechem na ustach.
- Myślę, że wiele innych dziewczyn regularnie przewija się przez twoje łóżko, więc ja nie muszę. Poprzestańmy na nich. - Odparłam, kładąc się na poduszce Horana i przykryłam się kołdrą po samą głowę.
- Akurat konkretnie przez to - wskazał na drugie łóżko. - przewinęłaś się tylko ty, Love. - Odparł i poszedł do łazienki. Zapomniał zgasić światło, ale ja i tak nie byłam śpiąca. Wręcz przeciwnie. Bałam się zamknąć oczy, chociaż na chwilę. Kiedy po chwili wrócił zobaczyłam, że miał na sobie czarne bokserki i ... nic poza tym. Po raz pierwszy w życiu mogłam przyjrzeć się jego tatuażom, które na co dzień przykrywał odzieżą. Na obojczykach miał wytatuowane daty: na prawym 1957, a na lewym 1967. Niżej widniały dwie jaskółki, a odrobinę poniżej na wysokości mostka znajdował się duży motyl. Na lewym biodrze, tuż przy zarysowanym V miał napis Might as well…. Nie zdążyłam bardziej się przyjrzeć reszcie, gdyż usłyszałam jego chrząknięcie i automatycznie przymknęłam powieki, udając tym samym, że zasnęłam.
- Przecież wiem, że nie śpisz, Love. Tylko oglądasz moje tatuaże. - Uchyliłam jedno oko i zobaczyłam, jak chłopak uśmiechnął się szeroko, zanim zgasił światło. - Dobranoc, Love. - Powiedział, kładąc się do łóżka.
- Dobranoc. - Szepnęłam cichutko, leżąc na wznak. Po minucie odważyłam sie przekręcić na bok, a po następnej minucie na drugi bok. Potem położyłam się na brzuchu, a potem znowu na plecach, ale dalej było mi niewygodnie. Nie miałam pojęcia czy Harry wszystko słyszy, nie wiedziałam też czy zasnął.
- Nie możesz spać? - Nagle usłyszałam jego zachrypnięty szept i aż podskoczyłam, zupełnie się tego nie spodziewając. Na szczęście było ciemno, więc nie mógł tego zobaczyć. Pokręciłam głową i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że przecież tego również nie zobaczył, więc odezwałam się szeptem.
- No nie bardzo.
- Ja też. - Usłyszałam w odpowiedzi. Milczeliśmy przez jakąś chwilkę, zanim znowu sie odezwałam.
- Harry? - Spytałam niepewnie. - Mógłbyś zrobić mi herbaty? W domu zawsze jak nie mogę zasnąć, robię sobie filiżankę i to z reguły pomaga. - Chłopak bez słowa wstał, zapalił światło i ubrał na siebie szary t-shirt. Wziął czajnik, nalał do niego wody w łazience i nastawił. Potem wyjął kubek i saszetkę herbaty. Po chwili woda się zagotowała i zielonooki zalał saszetkę wrzątkiem. Podrapał się po głowie i szepnął.
- Nie mam cukru, wybacz. Będzie gorzka. - Nie z taką goryczą w życiu już sobie radziłam, ale zamiast tego powiedziałam.
- Nie szkodzi. Może być bez cukru. - Podał mi czerwony kubek i usiadł obok mnie. Oplotłam dłonie wokół naczynia, ogrzewając w ten sposób ręce. Zaczęłam dmuchać, by przestudzić napój i ostrożnie upiłam łyk, cały czas czując na sobie jego wzrok. - Opowiedz mi coś o sobie. O tych tatuażach. - Podciągnął rękawy i wskazał na literkę G na prawym ramieniu.
- Ta literka symbolizuje moją mamę - Virginię**, ale wszyscy nazywają ją Gina, więc jest tu G, a nie V. - Potem przeniósł się na drugie ramię i przejechał palcem po napisie w innym alfabecie. - To tutaj to po hebrajsku Jenna**, imię mojej siostry.
- A daty na obojczykach? - Spytam, patrząc na niego nieśmiało. Sama miałam jeden tatuaż, ale w miejscu, gdzie nikt poza mną i Sienną, która poszła wtedy ze mną, go nie widział. Właśnie dlatego zrobiłam go tam. To była moja prywatna sprawa i nie chciałam, żeby każdy, kto tylko koło mnie przejdzie, go widział.
- Ten to rok urodzenia mojego ojca, Graysona**. - Wskazał na swój prawy obojczyk. - Natomiast ten to data urodzenia mojej mamy. - Pokazał tatuaż na lewym. Pokiwałam głową ze zruzumieniem, w międzyczasie dopijając herbatę. Chciałam wstać i odstawić kubek, ale chłopak zrobił to za mnie. - Lepiej? - Zapytał, uważnie mi się przyglądając. Wyglądał tak cholernie seksownie z tymi zmierzwionymi lokami, w samym podkoszulku i bokserkach. Jak możesz myśleć o takich rzeczach, gdy twoje koleżanki ... Obruszyła się moja podświadomość i poczułam nagłe wyrzuty sumienia. Pokiwałam nieznacznie głową i ponownie się położyłam, zakrywając się kołdrą po szyję. Styles zgasił światło i także się położył.
Herbata nie pomogła mi tak, jak się tego spodziewałam i wcale nie sprawiła, że łatwiej zasnęłam. Przeciwnie, dalej nie mogłam zmrużyć oka. Po kilku minutach ciszy znowu odezwałam się szeptem.
- Harry?
- Hmm? - Usłyszałam w odpowiedzi i zobaczyłam zarys jego syletki, kiedy usiadł na łóżku.
- Mogłabym ... spać dzisiaj z tobą? Bo ... boję się zasnąć. - Wyjąkałam cicho.
- Widzisz, byłoby prościej tak od razu. Wskakuj. - Odchylił kołdrę, przesuwając się pod ścianę, by zrobić mi miejsce. Kiedy poczułam ciepło jego ciała, znacznie się uspokoiłam, choć moje serce standardowo biło tak, jakbym przebiegała maraton. Mogłabym się do tego przyzwyczaić. Harry oplótł swoje ramiona wokół mnie, a ja położyłam policzek na jego torsie. Jego miarowe bicie serca działało na mnie kojąco, ale ja miałam jeszcze jedno życzenia do spełnienia. Zdawałam sobie sprawę, że moje zachowanie przypominało działanie 12-latki, ale dzisiaj byłam tak rozchwiana emocjonalnie, że nie potrafiłam tego opanować.
- Harry? - Spytałam już po raz nie wiem, który dzisiejszej nocy. - Zaśpiewałbyś mi coś? - Wyszeptałam w jego podkoszulek, ale on mnie zrozumiał, gdyż zaraz potem z jego ust wydobyły się słowa.

You tell me that you're sad and lost your way
You tell me that your tears are here to stay
But I know you're only hiding
And I just wanna see ya

You tell me that you're hurt, and you're in pain

And I can see your head is held in shame
But I just wanna see you smile again
See you smile again

But don't burn out

Even if you scream and shout
It'll come back to you
And I'll be here for ya

Oh I will carry you over 

Fire and water for your love
And I will hold you closer
Hope your heart is strong enough
When the night is coming down on you
We will find a way
Through the dark ***

   Jego głos był cichy i melodyjny. Śpiewał wolno, jakby to była kołysanka, mająca mnie uspokoić. Gdy skończył, pocałował mnie w czoło, trzymając tam swoje wargi o kilka sekund dłużej niż powinien przyjaciel. Złapał moją dłoń i uścisnął ją lekko.
- Dobranoc, Love. Pamiętaj, że jestem tutaj i nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić. Nigdy.





Ten rozdział jest tak jakby na osłodę poprzedniego i mam nadzieję, że jesteście zasłodzeni. Niestety w następnym znowu wejdziemy w dół, ale przecież potem musimy znaleźć się na górze. Taka kolej rzeczy. Jedno ogłoszenie: zbliżamy się do półmetku Temptation, tzn. pierwszej części o tymże tytule. Potem będzie druga i trzecia, więc spokojnie. Jeszcze się ze mną pomęczycie ; ]

Liczę na opinię od każdego, kto czyta Temptation, gdyż jak widać, wywiązuję się z umowy. Im więcej jest komentarzy, tym szybciej pojawia się rozdział, więc jeśli chcecie wiedzieć co dalej wydarzy się u Lyrry to komentujcie. Proszę <3.

P.S Mam pytanie do kogoś, kto chciał być informowany o nowych rozdziałach i zostawił nazwę na tt: @Olny_1Dreams
Szukałam, ale nie znalazłam nikogo o takim username, więc proszę o ewentualne poprawienie nazwy, bądź poszukanie mnie na tt @KalynnPierce

* nawiązanie do piosenki "Half a heart"
** zmieniłam imiona rodziców i siostry Harry'ego, by nie utożsamiać ich zbytnio z prawdziwym Hazzą. A nazwa tatuażu, którą zmieniłam z Gemmy na Jennę wydaje mi się oczywista.
*** tekst piosenki "Through the dark", której słowa moim zdaniem bardzo tu pasują, ale sami oceńcie.


xx

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 10

          Zanim się obejrzałam, już byliśmy na terenie ośrodka. Jednak gdy wpadliśmy do budynku, zobaczyliśmy, że panowała tam niemal idealna cisza i było prawie pusto. Niall miał rację. Musieli przenieść imprezę gdzie indziej. Teraz i po blondynie także nie było śladu. Dostrzegłam jakiegoś chłopaka, który chwiejnie szedł w stronę windy.
- Hej! - Krzyknęłam, podbiegając do niego. - Nie wiesz, gdzie przenieśli imprezę? - Nieznajomy patrzył na mnie chwilę, zanim zrozumiał, o co pytam.
- Jasne. Musisz iść ... wzdłuż ogrodzenia. Potem zobaczysz ognisko i ... bingo! - Wykrzyknął ostatnie słowo. Chyba przesadził z alkoholem. - A co się tam działo ... Dawno nie było mi tak dobrze. - Pozornie dyskretnie zamachał ręką w okolicy rozporka. O mój Boże, co się tam działo?
- Ugh. - Mimowolnie popatrzyłam na niego z odrazą, ale był chyba zbyt nawalony, by cokolwiek zauważyć.
- Ale ty .. ty też .. jesteś niezła. - Wybełkotał, lustrując moje ciało z góry na dół. - Chętnie wziąłbym cię i ... zobaczył ... w akcji ... albo jak wijesz się ... pode mną z ... - Nie zdążył dokończyć, gdyż Harry zanim się zorientowałam, uderzył go pięścią w nos. Nieznajomy zatoczył się i o mało co nie upadł. Całe szczęście, że był na tyle pijany, że nie byłby w stanie oddać ciosu. Dziękowałam za to w duchu.
- Powiedziałabym, że nie powinieneś tego robić, ale on w pełni na to zasłużył, więc nic nie mówię. Dziękuję. - Chłopak pogłaskał dłonią mój policzek, kciukiem dotykając lekko moich ust.
- Cieszę się, że jesteśmy w tej kwestii zgodni, Love. - Potem prędko ruszyliśmy we wskazanym kierunku ze wskazówkami pijanego chłopaka. Po jakiejś minucie zauważyliśmy ognisko i przyspieszyliśmy kroku. Prawie biegłam, na tyle, na ile pozwalały mi na to koturny. Cholera, gdybym wiedziała, że będzie  czekał mnie wyścig z czasem, założyłabym vansy. W końcu znaleźliśmy się pośród tłumu ludzi. Jednak najwięcej zebrało się ich tuż przy ognisku. Podeszłam bliżej i zamarłam. Wokół płomieni na trawie leżały pół nagie dziewczyny, tworząc coś na kształt promieni słońca. Twarze oświetlał im ogień. Było ich około 30, a przy każdej z nich stał jeden chłopak i najzwyczajniej w świecie uprawiał z nią seks. Jednak moje serce na chwilę się zatrzymało, gdy rozpoznałam twarze kilku dziewczyn. Najpierw dostrzegłam Margaret, a zaraz potem Sophie - moją koleżankę z zajęć. Poczułam, że zbiera mi się na mdłości. Jednak najgorszym okazał się być widok Dany. Miała przymknięte powieki i wyglądała tak, jakby ledwo zadawała sobie sprawę z tego, co się z nią działo. Chłopaka, który się nią zajmował pierwszy raz w życiu widziałam. Był wysokim, wysportowanym blondynem. Tyle potrafiłam dostrzec w słabym oświetleniu ognia, gdy stał do mnie tyłem. Dzięki Bogu, że nie wiedziałam go w całej okazałości. Harry ścisnął moją dłoń, a ja dopiero wówczas uzmysłowiłam sobie, że cały czas był ze mną. Popatrzyłam na niego przerażona.
- Dana tu jest. - Wskazałam we właściwym kierunku, a wzrok chłopaka powędrował do tej dwójki. Nagle ktoś wydarł się, chcąc przekrzyczeć muzykę z głośników. Nie znałam tej piosenki, ale byłam pewna, że jeśli kiedykolwiek jeszcze ją usłyszę, będzie kojarzyła mi się już tylko z tą nocą.
- Minuta minęła! Zmiana! - Wszędzie rozpoznałabym ten głos. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził i znów stałam naprzeciw Dominica. Jak na komendę, wszyscy chłopcy opuścili swoje dotychczasowe ... dziewczyny i każdy z nich przesunął się o jedną w prawo. Zrobiło mi się niedobrze. Jakim cudem Dana i Sophie tu trafiły? Szarpnęłam Harry'ego za koszulę, ciągnąc go w stronę mojej współlokatorki.
- Musimy ją stąd zabrać. Natychmiast. - Powiedziałam, a zielonooki kiwnął głową. Przepchaliśmy się przez niewielki tłum gapiów, a Styles odezwał się lodowatym tonem do bruneta, który teraz stał nad blondynką.
- Wystarczy. - Nachylił się i wziął dziewczynę na ręce. Jej biały top przybrał brązowo-zieloną barwę, a spódniczka została mocno podciągnięta do góry. Po jej fioletowym kardiganie nie było śladu. Miała w kilku miejscach zadrapane ręce i nogi, a z jej rajstop nie zostało wiele.
- Ejj, koleś! Rujnujesz całe słoneczko. - Wykrzyczał, ale Harry nie obdarzył go już ani jednym spojrzeniem. Po chwili drogę zagrodził nam nikt inny jak Dominic.
- Gdzie się wybieracie z naszym słońcem? - Spytał, dobierając nad wyraz pasujące do całej sytuacji określenie. Zacisnęłam dłonie w pięści i wysyczałam przez zęby.
- Spróbuj nas powstrzymać. Zaraz zadzwonię na policję i powiem, że dokonaliście zbiorowych gwałtów! Ciekawe czy wtedy też będziesz taki odważny. - Buzowała we mnie wściekłość. Nawet po nim nie spodziewałam się czegoś takiego. Znowu przybrał ten cwaniacki uśmieszek i odparł.
- Tak? I kto ci uwierzy? Nikt żadnej z nich do niczego nie zmuszał. Same chciały, a przynajmniej nie zaprotestowały. Tak jak Danielle. - Ruchem głowy wskazał na nieprzytomną blondynkę, którą Harry cały czas miał na rękach. Gdy wypowiedział jej imię coś we mnie pękło. Pod wpływem impulsu zamachnęłam się i uderzyłam go w twarz. Nie był to najsilniejszy cios na jaki było mnie stać, ale z pewnością najbardziej obraźliwy. Każda cząstka mojego ciała cofała się teraz z odrazą i obrzydzeniem.
- Jesteś zwykłym draniem! - Patrzyłam na niego z bezgraniczną nienawiścią w oczach, a na jego twarzy znowu pojawiło się rozbawienie. - Chore jest to, że cię to bawi. - Rzuciłam i odeszłam z Harry'm, ale zaraz coś sobie przypomniałam.
- Harry, tam jest jeszcze moja koleżanka z zajęć, Sophie. Ją też musimy zabrać, przecież nie zostawię jej tutaj ... z nimi. - Wykrzywiłam się na samo wspomnienie. - Jestem pewna, że oni coś im podali. Jakieś prochy albo środki nasenne. Przecież same by się w to nie wpakowały, prawda? - Był tylko mały problem - Harry niósł już jedną dziewczynę, a ja nie dałabym rady udźwignąć Włoszki i zanieść do ośrodka.
- Myślę, że powinniśmy zadzwonić na policję. - Powiedział cicho, patrząc na mnie dziwnym, smutnym wzrokiem. Kiwnęłam głową, zgadzając się z nim i wyciągnąwszy telefon, zgłosiłam na policję całą sprawę. Potem wybrałam numer Horana.
- Dzwonię do Nialla. Musi zabrać Sophie. - Powiedziałam do Stylesa, czekając aż Irlandczyk odbierze telefon. - Niall, gdzie jesteś? Znaleźliśmy Danę, ale ktoś musi wziąć Sophie.
- Dzięki Bogu. - Ciekawe czy powie to samo, gdy zobaczy w jakim stanie jest dziewczyna. - Gdzie jesteście? - Spytał.
- Jakieś pół kilometra od ośrodka, idąc wzdłuż ogrodzenia.
- Zaraz będę. - Odpowiedział i rozłączył się.
         Spotkaliśmy się w pół drogi. Kiedy Niall zbliżył się do Dany, z jego ust wydobył się jęk połączony ze stłumionym krzykiem. Otworzył usta, ale zaraz z powrotem je zamknął, nie wiedząc co powiedzieć. Przytuliłam go mocno, szepcząc, że teraz Dana jest już bezpieczna, i że zgłosiłam wszystko na policję. Kiedy wreszcie się od niego odsunęłam, posłałam mu słaby uśmiech (czyt. grymas) i westchnęłam cicho.
- Idź po Sophie, proszę. Zaczekam tu na ciebie, a potem zaniesiemy ją do jej pokoju. Harry zajmie się Daną, prawda? - Lokowaty potwierdził to ruchem głowy, a ja wręczyłam mu klucze do 233, chowając je do kieszeni jeansów szatyna. Horan szybko podążył w kierunku, z którego wracaliśmy. Stanęłam na palcach, by dosięgnąć twarzy Stylesa i delikatnie pocałowałam go w policzek. Zauważyłam jego zaskoczenie, które później zmieniło się w leciutki uśmiech, ale w jego oczach widziałam niepewność.
- Dziękuję. Za wszystko. Za to, że byłeś ze mną i za to, że pomagasz mi z Daną. To naprawdę dużo dla mnie znaczy. - Szepnęłam, patrząc na niego z bólem, ale też z wdzięcznością. - Nie wiem, jakbym sobie bez ciebie poradziła.
- Nie musisz mi za to dziękować. Dominic ... to skurwiel, jakich mało. - W tym co, powiedział nie było ani odrobiny nieprawdy. - Będę czekał na was w waszym pokoju. - Szepnął i ruszył powoli w stronę Free Art, cały czas, trzymając blondynkę na rękach.
           Po paru minutach zobaczyłam Nialla, niosącego naszą koleżankę z zajęć i razem udaliśmy się do ośrodka. Do naszych uszu dotarł odgłos policyjnych wozów. Kiedy znaleźliśmy się już na miejscu, przypomniałam sobie o pewnym fakcie.
- Cholera, nie wiem, gdzie ona mieszka. - Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. - Weźmy ją do 233. - Powiedziałam i wjechaliśmy windą na drugie piętro. Po chwili znaleźliśmy się w pokoju. Harry stał oparty o szafę i lustrował wzrokiem naszą trójkę. Dana leżała na swoim łóżku, a blondyn położył Włoszkę na moim. I tak wątpiłam, że udałoby mi się zasnąć choć na moment. Horan usiadł obok mojej współlokatorki i delikatnie gładził jej policzek.
- To wszystko moja wina. Mieliśmy być tam razem. Nie powinienem jej zostawiać ani na chwilę. To wszystko stało się przeze mnie. To przeze mnie ją to spotkało. - Powiedział łamiącym się głosem. Patrzyłam jak z jego błękitnych oczu wypływają łzy. Sama czułam, że świat zamazuje mi się od zbliżającego się płaczu. Przysiadłam na łóżku, tuż obok niego i złapałam go za rękę, chcąc dodać mu w ten sposób otuchy.
- To nie jest twoja wina. - Powiedziałam zdeterminowanym, pewnym tonem. - Nie mogłeś tego przewidzieć.
- Ale mogłem jej nie zostawiać! Gdybym tego nie zrobił, do niczego by nie doszło. - Podniósł głos, wycierając dłonią mokry od łez policzek. Ujęłam jego twarz w dłonie i zmusiłam, by na mnie spojrzał.
- To. Nie. Jest. Twoja. Wina. - Wpatrywałam się w jego tęczówki. - Nie możesz się o to obwiniać. Tak jej nie pomożesz. - Teraz rozpłakał się jak małe dziecko, aż zaczęły wstrząsać nim spazmy. Przytuliłam go, obejmując ramionami, a on schował swoją twarz w zagłębieniu mojej szyi. Czułam jak jego gorące łzy spływają po mojej skórze. - Shh, shh. Wszystko będzie dobrze, shh. - Szeptałam próbując go uspokoić, tak jak uspokaja się małe dziecko. Zaczęłam nim kołysać w przód w i tył, w przód i w tył. Dopiero wtedy skrzyżowałam się spojrzeniem z Harry'm, który cały czas bacznie przyglądał się całej sytuacji.



Ten rozdział dedykuję @erase_that z podziękowaniem za to, że dzięki niej moje Temptation dotarło do większej rzeszy czytelników. Thanks, honey ; ***

No to tak, zrobiło się trochę, trochę (bardzo) dramatycznie. Pewnie zastanawiacie się po co? Po prostu miałam taką wizję, a ten rozdział pojawił się nie bez parady, gdyż to, co wydarzyło się i co się jeszcze wydarzy bardzo zbliży do siebie pewne osoby ... Jakieś propozycje? ; )

Dziękuję za każdy komentarz, ale miło by mi było, gdyby każdy czytający zostawił coś po sobie. Choćby krótkie "czytam i czekam na więcej". To tylko minutka, a mnie napisanie i dodanie rozdziału zajmuje znaczenie więcej.
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, proszę napiszcie swoje nazwy tt, a na pewno zawsze będę o Was pamiętać!


xx

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 9

          Trzęsącymi się dłońmi otworzyłam drzwi i od razu opadłam na swoje łóżko. Niall zamknął je i patrzył na mnie zatroskanymi błękitnymi oczami.
- Chcesz pogadać? - Spytał, siadając obok mnie w bezpiecznej odległości jednego metra. Harry na pewno usiadłby bliżej. Przestań zastanawiać się nad tym, co zrobiłby Styles, do cholery, nakazałam sobie. Wzięłam głęboki oddech i pokiwałam głową. Czułam, że nie mogłam tego dłużej w sobie dusić. Musiałam się komuś zwierzyć. Dana siedziała teraz na zajęciach rysunku z przystojnym Alexem, a Siennę dzieliło ode mnie jakieś trzysta kilometrów. Miałam wrażenie, że jeśli dalej będę to w sobie tłamsić to wybuchnę w najmniej oczekiwanym momencie.
- Niall, tylko proszę obiecaj mi, że ta rozmowa zostanie między nami. Nikt nie może się dowiedzieć. Zwłaszcza Harry.
- Potrafię dochować tajemnicy. - Odparł blondyn. - Możesz na mnie liczyć. Mów, co się dzieje. Kim jest dla ciebie Dominic? - Przełknęłam nerwowo ślinę. - A może raczej kim był? Bo jak widzę, nie reagujesz na niego najlepiej. - Utkwiłam wzrok w swoich dłoniach, jakby nagle stały się najbardziej fascynującą rzeczą na świecie. Po minucie ciszy odezwałam się szeptem.
- To mój były chłopak. Rozstaliśmy się w ... bardzo przykrych dla mnie okolicznościach. A Harry ... Momentami tak mi go przypomina. Nie potrafię się od niego uwolnić. Mam przeczucie, że on nie odpuści, dopóki nie dostanie tego, czego chce. A patrząc na niego ... Pewnie zawsze to dostaje. Mylę się? - Posłałam mu pytające spojrzenie, a on po krótkiej chwili potwierdził moje przypuszczenia ruchem głowy. - On chce mnie po prostu zaliczyć, prawda? Jestem dla niego wyzwaniem, bo od niego uciekam. Odpycham go, ale wiem, że wkrótce zabraknie mi na to siły i ulegnę mu. A on wtedy wreszcie da mi spokój i zostanę z wielką, przygniatającą pustką w środku. - Powiedziałam z bezgranicznym bólem w głosie, który brzmiał smutno i płaczliwie.
- Nie wiem, co siedzi mu w głowie, ale masz rację. Będę z tobą tak samo szczery, jak ty ze mną. Harry zazwyczaj traktował dziewczyny dosyć przedmiotowo. Jedna impreza, jedna noc i tak było cały czas. Nie zbyt zawracał sobie głowę jakimiś podchodami. - Serce w mojej klatce zrobiło fikołka. Czy to znaczy, że poświęcał mi więcej czasu niż tym wszystkim innym? Dlaczego? Co czyniło mnie taką atrakcją? - Niektóre same, wręcz nachalnie dawały mu do zrozumienia, że chciałyby spędzić z nim chwilę na osobności w oczywistym celu. A on z reguły im nie odmawiał, ale ... - Urwał, patrząc na swoje buty. - Ale jego zachowanie w stosunku do ciebie jest inne. Nie umiem tego konkretnie nazwać, ale znamy się połowę życia i uwierz mi, on nie traktuje wszystkich dziewczyn jak ciebie. Jednak ... uważaj na niego, jeśli nie chcesz cierpieć. To mój przyjaciel i życzę mu jak najlepiej, ale Hazz czasem nawet nie zdaje sobie sprawy, że igra z cudzymi uczuciami. Chociaż nie zawsze taki był. Pamiętam go za czasów, gdy ... No cóż, na pewno miałabyś problem ze stwierdzeniem, że on kiedyś i teraz to ten sam człowiek. Wiesz, w życiu każdego z nas pojawia się taki moment, który niszczy w nas wszelkie wartości i przekonania. Nagle to, w co wierzyliśmy, czemu ufaliśmy, traci sens i trudno nam pozbierać się po takim odkryciu. Harry'ego też to spotkało. A potem ... wszystko się zmieniło. A najbardziej zmienił się on sam. Ale dzięki tobie ... zaczynam dostrzegać dawnego Hazzę. Co jest naprawdę miłą odmianą. - Wstał i uśmiechnął się, puszczając mi oko. - Ale się rozgadałem. Czujesz się już lepiej? - Kiwnęłam głową i również wstałam, a on sięgnął za klamkę. - Nie wybierasz się na imprezę, prawda? - Zaprzeczyłam ruchem głowy, a w tej samej chwili usłyszałam charakterystyczny odgłos otwierania drzwi. Sekundę później w pokoju ukazała się Dana. Błękitnooki odsunął się od drzwi i lustrował wzrokiem blondynkę, uśmiechając się szeroko.
- Chyba się jeszcze nie znacie, ale spokojnie. Zaraz to nadrobimy. - Postanowiłam czynić honory i zaprezentować ich sobie wzajemnie. - Danielle Quinn, Niall Horan. - Powiedziałam, machając reką od dziewczyny do chłopaka i z powrotem. - Dana jest moją współlokatorką. - Odparłam nad wyraz inteligentnie, na co zaraz wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Poważnie? - Zapytał Irlandczyk, próbując powstrzymać się od kolejnej fali śmiechu. Uniosłam kciuk do góry i znowu się odezwałam.
- Tak. A z Niallem chodzę na literaturę. - Złapałam głęboki oddech i posłałam mu uśmiech.
- No to teraz już wreszcie wiem, z kim Lynn spędziła ogniskową noc. - Puściła mi oko, a ja momentalnie zbladłam, by zaraz potem poczuć palące rumieńce na policzkach. Chłopak zakaszlał i znowu odezwał się z tym swoim irlandzkim akcentem, co przypomniało mi tatę i sprawiło, że zatęskniłam za domem.
- Właściwie to ... pójdę już. - Widać, że czuł się zmieszany, nie mniej ode mnie. Nagle wpadłam na pewien pomysł, by zakłócić niezręczną ciszę.
- Hej, Dana wybierasz się na tą dzisiejszą imprezę? - Spytałam, utkwiwszy w niej pytające spojrzenie. Ta potwierdziła ruchem kaskady swoich blond włosów. Zaklaskałam w ręce. - To się świetnie składa. Możecie iść razem. - Uśmiechnęłam się porozumiewawczo i poklepałam Horana po ramieniu. - Nie zaopiekujesz się moją ulubioną współlokatorką? - Wyszczerzyłam się szeroko, ukazując przy tym zęby. Niall wzruszył ramionami i popatrzył niepewnie na dziewczynę.
- Jeśli Dana ma ochotę, możemy iść tam razem. - Powiedział, a ona kiwnęła ochoczo głową.
- Może o 7:00? - Spytała nieśmiało.
- Idealnie. - Odparł chłopak i zanim wyszedł, pocałował mój policzek, na co ja odwzajemniłam gest. - To do zobaczenia. - Pomachał Danie i zamknął za sobą drzwi naszego pokoju.
- Jest bardzo miły. - Stwierdziła Quinn, a ja nie mogłam temu zaprzeczyć. Taki właśnie był Niall. Miły, pomocny i zabawny. Dziwiłam się, że nie miał dziewczyny, ale to zawsze można było zmienić. On i Dana mieli bardzo podobne usposobienia, oboje byli samotni i w ciągu zaledwie kilku dni stali mi się bliscy. Nie, żebym zamierzała bawić się w swatkę, ale mogli się przynajmniej lepiej poznać, prawda? - Czy ty i on ... coś was łączy? - Zaśmiałam się, kręcąc energicznie głową.
- Nie, nie. Niall to tylko ... dobry kolega. Z czasem może przyjaciel, ale na pewno nie to, o czym myślisz. A propos, ja tylko u niego nocowałam, do niczego nie doszło. A już na pewno nie między naszą dwójką ... - Zrobiłam krótką pauzę, zanim odezwałam się ponownie. - Widzisz, jeżeli już do czegoś doszło to z jego przyjacielem, Harrym. Obudziłam się w jego łóżku, ale nie spaliśmy ze sobą ... To znaczy nie w tym sensie. - Poczułam, że na moją twarz znowu wkradają się rumieńce. Potrząsnęłam głową. - Nieważne, opowiem ci to dokładnie jutro, bo teraz nie ma już na to czasu. - Widziałam, że moje słowa trochę ją zaszokowały i zaskoczyły. - Lepiej zastanów się, w co się ubierzesz. - Powiedziałam, znacząco się uśmiechając. Czasu było naprawdę niewiele, bo tylko nieco ponad godzina. Dziewczyna zaczęła gorączkowo przeszukiwać swoją część szafy i po paru przymiarkach zdecydowała się na czarną rozkloszowaną spódniczkę, biały top i fioletowy kardigan. Wyglądała słodko i dziewczęco, ale jednocześnie odrobinę zadziornie. Byłam pewna, że Niallowi się spodoba. Komu zresztą by się nie spodobała? Miała figurę i twarz modelki, ale była też empatyczna i wesoła. Zupełnie jak Horan. Kiedy wybiła godzina zero, usłyszałyśmy pukanie. Otworzyłam drzwi, podczas gdy Dana poprawiała się jeszcze w łazience. Blondyn miał na sobie biały t-shirt, czarną kurtkę i jeansy tego samego koloru. Kiedy dziewczyna wyszła, zauważyłam że chłopak na chwilę wstrzymał oddech i wpatrywał się w nią jak w obrazek. Ja i moja podświadomość przybiłyśmy sobie piątkę, ciesząc się z sukcesu, jaki odniosłyśmy.
           Życzyłam im udanego wieczoru, a gdy opuścili pokój z ulgą opadłam na łóżku z laptopem przed sobą. Kolejne pół godziny przegadałam z tatą na Skypie, mówiąc mu wszystko, ale pominęłam parę soczystych informacji. Na przykład to, że upiłam się do nieprzytomności i spałam w łóżku nieznajomego. Zawsze wychodziłam z założenia, że im mniej wie, tym jego serce jest zdrowsze i tego się trzymałam. Potem zadzwoniłam do Sienny i opowiedziałam jej już całą, nieokrojoną wersję tego, co się działo przez ostatnie parę dni. Kiedy nasza rozmowa dobiegła końca, postanowiłam zacząć pisać scenariusz do przedstawienia, które mieliśmy przygotowywać wraz z sekcją teatralną podczas ostatniego tygodnia obozu. Wymyśliłam już zarys fabuły, kiedy nagle ktoś mocno zapukał w drzwi pokoju.
- Kogo tam niesie? - Wymruczałam do siebie, otwierając je. Mogłam się tego spodziewać. Natychmiast chciałam zamknąć drzwi, ale zanim to zrobiłam, Harry wsunął swoją stopę, uniemożliwiając mi tym samym ich zamknięcie. Potem siłą je otworzył, a ja bezradnie odsunęłam się, wpuszczając do go środka i usiadłam na łóżku. Wpatrywałam się teraz w jego rozgniewane zielone tęczówki. - Co ty tu robisz? - Spytałam beznamiętnym głosem, chowając twarz w swoich dłoniach.
- Ubieraj się, wychodzimy. - Powiedział, ku mojej uldze łagodnym tonem.
- Przecież ci już mówiłam, że nie idę na żadną imprezę. - Odparłam marudnie, bawiąc się rękawem swojego swetra.
- A kto powiedział, że idziemy na imprezę? - Zapytał zniecierpliwionym, lekko zirytowanym tonem. - Przebierz się. - Wskazał na moją rozciągniętą koszulkę, sweter, w którym mogłabym utonąć i czarne leginsy.
- Chyba żartujesz.
- Nie. - Podszedł do mnie i pociągnął za ręce, zmuszając do wstania z łóżka. Niechętnie ściągnęłam szary obszerny sweter i zastąpiłam go jasnobłękitną jeansową kurteczką, którą miałam na sobie wcześniej. Na nogi założyłam kwiaciaste koturny i szybko rozczesałam włosy. - Od razu lepiej. - Uśmiechnął się, a ja szturchnęłam go w bok, robiąc naburmuszoną minę i wydęłam usta. Gdy tylko zamknęłam drzwi na klucz i schowałam je do kieszeni, Harry wziął mnie na ręce, a ja pisnęłam zupełnie się tego nie spodziewając.
- Co ty robisz? - Spytałam, śmiejąc się. - Puść mnie, jestem za ciężka, żebyś mnie nosił jak małe dziecko.
- Ważysz tyle, co nic. Większe ciężary podnoszę na siłowni. - Parsknął chłopak. Fakt, musiał gdzieś ćwiczyć, gdyż jego ciało było idealnie umięśnione. Po raz kolejny mogłam zaciągnąć się jego zapachem. Oplotłam ręce wokół jego szyi, a on nie zaprotestował. Postawił mnie dopiero, gdy wyszliśmy z windy, a Emily znowu powitała mnie szerokim uśmiechem, widząc nasze hmm ... nietypowe zachowanie. Uderzyło mnie dość chłodne powietrze i lekki wiatr. Mimowolnie zadrżałam.
- Zimno ci? - Spytał chłopak, łapiąc moją dłoń w swoją niezabandażowaną. Dopiero teraz zauważyłam, że miał na sobie tę koszulę. Moją koszulę, z którą spałam i od której byłam uzależniona. Wyglądał w niej tak cholernie idealnie, że to aż bolało. Była rozpięta, a pod spodem miał biały t-shirt. Całość dopełniały czarne jeansy i buty w tym samym kolorze. Na głowie tym razem miał również czarną bejsbolówkę, którą założył daszkiem do tyłu. Nie byłam brzydka, niektórym chłopcom nawet się podobałam, jednak ... Przy nim czułam się niczym brzydkie kaczątko, które nie wiedząc czemu, dostało odrobinę jego uwagi i zainteresowania.
- Trochę. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Harry wyjął z kieszeni spodni kluczyki i otworzył samochód.
- Wsiadaj. - Nie musiał tego mówić, bo i tak bym to zrobiła, ale nie powiedziałam tego na głos. Od razu włączył klimatyzację, w aucie zaczęło unosić się ciepłe powietrze.
- Dziękuję. - Powiedziałam, patrząc na niego z wdzięcznością. Styles uśmiechnął się i odpalił samochód. Jedną rękę trzymał na kierownicy, a drugą ujął moją dłoń.
- Zawsze masz takie zimne ręce? - Spytał, a ja potwierdziłam ruchem głowy. Tak już miałam, odkąd tylko pamiętam. Zawsze miałam zimne dłonie i stopy, niezależnie od pory roku.
- Wiesz, to taki mój znak rozpoznawczy. - Oboje się zaśmialiśmy.  Harry patrzył na mnie chwilę, zanim znowu zwrócił wzrok na drogę. Jechaliśmy bardzo szybko. Jak na mój gust za szybko, ale nie odezwałam się, bo nie chciałam po raz kolejny go denerwować. Zauważyłam, że wyjechaliśmy na obrzeża miasta, zaraz minęliśmy tablicę z przekreśloną nazwą Leeds. - Dokąd mnie porywasz? - Zapytałam żartobliwie, podziwiając widoki za szybą. Potem mój wzrok padł na nasze dalej splecione ze sobą ręce. Jego dłoń była dużo cieplejsza i większa od mojej, ale mimo to miałam wrażenie, jakby była stworzona tylko dla mnie.* Głupie, wiem. Jednak na samą myśl o tym uśmiechnęłam się szeroko. Nagle chłopak mocniej uścisnął moją dłoń.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Love? Bo póki co, widzę tylko jak szczerzysz się szeroko, ale chyba nie z powodu tego, o czym właśnie mówiłem. - Powiedział, wyrywając mnie z własnych myśli.
- Tak, przepraszam. Co mówiłeś? - Spytałam skruszonym tonem, patrząc na niego szczenięcym wzrokiem.
- Nie wierzę. - Pokręcił głową, znowu się śmiejąc. - A co gdybym powiedział, że na randkę? - Momentalnie utkwiłam w nim niedowierzające spojrzenie.
- Randka? - Pisnęłam. - Żartujesz. - Powiedziałam, czując napływającą falę gorąca. Przeklęte rumieńce. Chłopak uśmiechnął się i odparł.
- Chcę po prostu lepiej cię poznać. - Nagle zatrzymaliśmy się przed jakimś budynkiem, który okazał się być japońską kawiarnią. Moje jedyne skojarzenie z tego typu miejscem to popularne ciasteczka z wróżbą.
              Lokowaty pomógł wysiąść mi z Audi, ale i tak zachwiałam się na prawie 10-centymetrowych koturnach. Na szczęście jego ręka czujnie oplotła mnie w talii, zanim zdążyłam się przewrócić. Widać, że potrafił ocenić moje ruchy z wyprzedzeniem, dzięki czemu czułam się przy nim nadzwyczaj bezpiecznie. Wierzyłam, że nie pozwoliłby mi upaść. Dosłownie i w przenośni. Jakąż ty w nim wiarę pokładasz, odparła zjadliwie moja podświadomość, ale w sumie miała rację. Co się ze mną działo? Wtedy zrozumiałam jak to jest, kiedy jedno spojrzenie może zmienić życie. Zakochałam się w jego uśmiechniętych oczach. Zakochałam się w nim. Przypadkowe przeznaczenie. Ale przecież czasami zakochujemy się w najmniej oczekiwanej osobie w najmniej oczekiwanym momencie, prawda?
- Dziękuję. - Szepnęłam cicho, gdy wsunął mi kosmyk moich włosów za ucho. Mimowolnie zadrżałam na ten gest i byłam pewna, że on też to dostrzegł. Może pomyślał, że to z powodu zimna. Dalej trzymając się za ręce, szybko weszliśmy do środka. Zajęliśmy najbliższy wolny stolik i czekaliśmy na obsługę, przeglądając menu.
- Na co masz ochotę, Love? - Spytał, posyłając mi znaczące spojrzenie. Zapewne przypomniał sobie nasz poprzedni pobyt w kawiarni i mój zarzut, że nie liczył się z moim zdaniem, podczas składania zamówienia. Po przejrzeniu karty zdecydowałam się na karmelowe macchiato.
- Jedno caffe latte i jedno caramel macchiato. - Odezwał się Harry, gdy podeszła do nas kelnerka. Wgapiała się w niego bezczelnie, trzepocząc przy tym rzęsami, zupełnie jakby wpadło jej coś do oka. Widziałam, że chłopak też to zauważył i próbował ukryć śmiech. - Aha, poprosimy jeszcze dwa ciasteczka z wróżbą. - Powiedział, a potem nie obdarzył kelnerki ani jednym spojrzeniem więcej, znowu łapiąc mnie za rękę. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, toteż każde z nas miało doskonały widok na to drugie.
- Więc ... - Zaczęłam.
- Więc ... - Powtórzył. - Opowiedz mi coś o sobie. - Utkwił we mnie uważny wzrok swoich zielonych tęczówek.
- Okej. Mam 18 lat, mieszkam na obrzeżach Londynu, we wrześniu idę na studia, mam psa rasy husky o imieniu Hachi. Jestem jedynaczką, uwielbiam dzieci, zwłaszcza Noah. Nienawidzę i nie umiem gotować, za to prasować i sprzątać mogłabym pół dnia. Całe szczęście, że mój tata jest niezłym kucharzem, bo inaczej byśmy głodowali. - Uśmiechnęłam się, przypominając sobie go w fartuszku w różowe grochy.
- Twoja mama też nie lubi gotować? - Zapytał, unosząc kąciki ust do góry. Uśmiech momentalnie zszedł z mojej twarzy. Zaczęłam nieporadnie składać serwetkę, wyrywając się z uścisku jego ręki. On widząc to, też spoważniał.
- Powiedziałem coś nie tak? - Jego czoło przecięła głęboka zmarszczka. Pokręciłam głową.
- Moja mama gotowała wspaniale ... - Znowu utkwiłam wzrok w serwetce. - Zmarła cztery lata temu na raka płuc.
- Boże, Lynn przepraszam. Tak mi przykro. Nie powinienem pytać ... - Przerwałam mu, siląc się na wesoły ton.
- Daj spokój, skąd miałeś wiedzieć. Niall przecież ci nie mówił. Ale mam Tess, młodszą siostrę mojej mamy. Przez te lata zastępowała mi ją. Zawsze mogłam na nią liczyć. Nigdy nie powiedziała mi, że nie ma czasu, a wiem, że czasem owszem tak było.
- Niall o tym wiedział? - Pokiwałam głową. Chłopak zacisnął szczęki, a w międzyczasie pojawiły się przed nami nasze zamówienia. Upiłam łyk swojej kawy, była pyszna.
- Co będziesz studiować? - Najwidoczniej postanowił zmienić temat. Dzięki Bogu.
- Socjologię. - Odparłam. Prawda była taka, że zastanawiałam się jeszcze nad drugim kierunkiem - italianistyką, ale stwierdziłam, że to już przemilczę. Nagle Styles, wziął serwetkę do ręki i zaczął wycierać mi buzię w okolicy ust.
- Jesteś brudna. - Jego usta wygięły się w szerokim uśmiechu, gdy smagał mi wargi. - Już. - Szepnął, odkładając ją na stolik. Moje serce znowu zaczęło szaleńczy bieg.
- A ty coś studiujesz? - Obrałam jego taktykę i powróciłam do wcześniejszego tematu, by nie skupiać się już na mojej brudnej (teraz już czystej) twarzy. Zaprzeczył ruchem głowy.
- Kiedyś chciałem zostać ratownikiem medycznym, ale ... coś mi przeszkodziło i nie udało się. Teraz mam inne zajęcia.
- Jakie? - Utkwiłam w nim ciekawskie spojrzenie, a on wywrócił oczami. - No co? Ja powiedziałam ci coś o sobie, teraz twoja kolej. - Pokazałam mu język.
- Okej, okej. Poddaję się. - Uniósł ręce do góry w geście zrezygnowania. - No więc tak: urodziłem się i wychowywałem w Holmes Chapel, ale po rozwodzie moich rodziców razem z mamą i starszą siostrą Jenną przeprowadziliśmy się do Londynu. Po dziesięciu latach mama z powrotem przeniosła się do  Holmes Chapel, a Jenna wyjechała na studia do Toronto i już stamtąd nie wróciła. Teraz wije tam gniazdko ze swoim 34-letnim facetem, Ianem. Mieszkam w Londynie sam. To znaczy z Niallem, tak jakby. Niedawno kupiłem sobie małe mieszkanie. Głównie z pieniędzy, które zarobiłem podczas tłumaczenia jakiejś powieści z francuskiego na angielski. - Pisnęłam, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
- Tłumaczysz książki?
- Tylko dwie, jak na razie. Wolę swoją drugą "pracę". Może dlatego, że jest nielegalna, a ja uwielbiam adrenalinę. - Zrobił krótka pauzę, zanim znów się odezwał. - Jestem hakerem internetowym. Czasami włamuję się do kont wielkich korporacji i banków, zabierając sobie po funcie. Trochę się już uzbierało. - Uśmiechnął się figlarnie. - Zadowolona? Coś jeszcze chcesz wiedzieć? - Pokręciłam głową, oszołomiona. Mój życiorys z pewnością nie był tak barwny jak jego. - No to może wreszcie zjemy te ciastka? - Wskazał na ciasteczka z wróżbą, leżące przed nami. Sięgnęłam po pierwsze z brzegu, a Harry wziął to, które zostało. Przełamałam je na pół i zjadłam, a potem zajęłam się odwijaniem papierka z wróżbą.
- Kto najpierw? - Spytał, patrząc na mnie z łobuzerskim błyskiem w oku.
- Ty. - Odparliśmy w tym samym momencie, na co znowu się zaśmialiśmy.
- Dobra, mogę być pierwsza. - Powiedziałam łaskawie. Przesunęłam wzrokiem po napisie, ale dopiero za trzecim razem zrozumiałam znaczenie słów. Lokowaty pomachał mi przed oczami.
- Znowu mi uciekasz, Love. - Uśmiechnął się delikatnie, ukazując swoje dołeczki.
- Przepraszam. - Speszona, wbiłam wzrok z powrotem w karteczkę. Wzięłam głęboki oddech i przeczytałam. - Wszystko, czego potrzebujesz to miłość. - Szybko zwinęłam karteczkę i utkwiłam w nim nieśmiałe spojrzenie, mówiąc. - Dobra, teraz ty. - Chłopak zrobił to, co ja i także przez chwilę po prostu wpatrywał się w kawałek papieru, który trzymał w dłoniach. Minęła wieczność, nim odezwał się swoim zachrypniętym szeptem.
- Nigdy nie zostawiaj kogoś, kto dotyka twojej duszy bardziej niż twojego ciała. - Kiedy wypowiadał te słowa na moje policzki wstąpiły tak ukochane rumieńce, a jego spojrzenie paliło mnie od środka. Nagle poczułam, że brakuje mi tchu od intensywności jego wzroku. Zaraz potem usłyszałam dźwięk swojego telefonu, który wydawał mi się wybawieniem. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Niall.
- Cześć Nialler. Co tam? Jak się bawicie? - Spytałam, uśmiechając się lekko.
- Lynn, Lynn. Nie wiem, gdzie jest Dana. Nigdzie nie mogę jej znaleźć, a nie odbiera telefonu. Musiałem ją na chwilę zostawić, bo zadzwonił do mnie mój brat. Wróciłem na chwilę do pokoju, by pomówić z nim na spokojnie, a jak wróciłem, jej już nie było. Zniknęła. Nie wiem, co robić ani gdzie jej szukać, ale mam złe przeczucia. Ktoś coś mówił o jakiejś "zaawansowanej" imprezie.
- Spokojnie, kochanie. Uspokój się. - Mówiłam z opanowaniem, ale w środku czułam narastającą panikę. - Jesteśmy z Harry'm za miastem, ale zaraz wracamy. Znajdziemy ją. Czekaj na nas. - Nie czekając na jakąś odpowiedź z jego strony, rozłączyłam się i wstałam. - Musimy jechać. Moja współlokatorka Dana ... Muszę ją znaleźć. - Ruszyłam szybko do wyjścia, a Harry podążył moim śladem, rzucając wcześniej banknot na stolik. Nie chciałam tego przyznać sama przed sobą, ale podobnie jak Horan, miałam w głowie czarny scenariusz. Wsiedliśmy do Audi, chłopak odpalił silnik i z piskiem opon opuściliśmy parking.



Tadam!
Witajcie kochani, wreszcie pojawił się upragniony przez Was (a przynajmniej przez niektórych ; p) nowy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba i liczę też na jakieś opinie w komentarzach. Ktoś zapytał mnie czy będę dodawać rozdziały: odpowiedź brzmi tak, ale to od Was zależy w jakiej częstotliwości będą dodawane. Krótko mówiąc - im więcej komentarzy, tym szybciej pojawi się kolejny rozdział. Zastanawiam się nad wprowadzeniem zasady
5 komentarzy = nowy rozdział, 
ale jeszcze zobaczymy jak Wam pójdzie z dziewiątką ; ]

Dziękuję za każdy komentarz i wejście na tego bloga, to naprawdę dużo dla mnie znaczy.


* takie tam nawiązanie do piosenki Little Things
Your hand fits in mine like it's made just for me, but bear this in mind it was meant to be.

P.S ciekawa jest historia chińskich (w zasadzie powinnam napisać japońskich) ciasteczek. Taka ciekawostka ; )



xx