Menu

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 7

         Nie wiedząc jak na to zareagować, wybuchłam głośnym śmiechem. Zignorowałam moje bijące jak oszalałe, serce. Wiedziałam, że on żartował. Przecież nie mógł powiedzieć tego poważnie. Prawda? To byłby czysty absurd. On, widząc moja reakcję, odparł tonem naburmuszonego 5-latka.
- Śmiejesz się ze mnie, ale kiedyś sama zobaczysz, kto miał rację. - Spojrzał na mnie z ukosa.
- Jasne. A moim zdaniem po prostu sobie kpisz i robisz ze mnie żarty, ale nie dam się sprowokować. - Odparłam najspokojniej jak potrafiłam, wstając z ławki. Nagle zaczęło padać. Chociaż było to pewnego rodzaju niedopowiedzenie. Lało jak z cebra, musiało nastąpić oberwanie chmury. Harry także zerwał się z niej błyskawicznie i łapiąc moją dłoń, zaczęliśmy biec w stronę jakiegokolwiek schronienia przed ulewą. Po chwili zobaczyłam, że z powrotem znaleźliśmy się przy bibliotece. Zwolniliśmy, szatyn otworzył samochód i wsiedliśmy do środka. Byliśmy przemoczeni do suchej nitki. Nie chciałam nawet wiedzieć, w jakim stanie będą później przez to siedzenia czarnego Audi. Zrobiło mi się strasznie zimno, zaczęłam mimowolnie trząść się i drżeć. Chłopak uruchomił silnik, by włączyć ogrzewanie. W aucie powoli rozchodziło się ciepłe powietrze, ale dalej miałam dreszcze. Harry, widząc to chwycił moje dłonie w swoje i przytykając je blisko ust, zaczął na nie dmuchać i rozcierać. Uważnie patrzył na moją twarz, a ja na niego, bacznie obserwując jego poczynania. Cały czas błądziłam wzrokiem po krzyżyku i innych drobnych tatuażach lewej ręki. Zauważyłam napis "I can't change" na nadgarstku.
- Lepiej? - Spytał szeptem, dalej mając wzrok utkwiony w moich oczach. Popatrzyłam w jego błyszczące, zielone tęczówki i lekko skinęłam głową.
- Tak .. dziękuję. - Szepnęłam, wyrywając dłonie z jego uścisku. Mój żołądek po raz kolejny tego dnia wykonał fikołka. Lokowaty przekręcił kluczyk w stacyjce i samochód ruszył. Przez całą drogę milczeliśmy. Ciszę zakłócał nam tylko szmer dochodzący z włączonej klimatyzacji, która buczała miarowo. Zaraz ukazał nam się budynek ośrodka. Styles zaparkował najbliżej jak się dało i szybko opuściliśmy pojazd, biegiem wpadając do Free Art. Weszliśmy do windy, a ja od razu, niemal automatycznie nacisnęłam dwójkę, a szatyn czwórkę. No tak, mieszkał dwa piętra wyżej. Kilka sekund później winda zatrzymała się na moim piętrze.
- No to cześć. - Powiedziałam, kierując się w stronę wyjścia. Ku mojemu zdziwieniu, podążył za mną. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Ty byłaś już u mnie. Teraz ja chcę zobaczyć i twój pokój. - I dowiedzieć się, gdzie mieszkam. Zaczęłam gorączkowo rozmyślać jakby się go pozbyć.
 - Woda z ciebie kapie. Jesteś cały mokry, nie chcesz się przebrać? - Spytałam, łapiąc się ostatniej deski ratunku.
- Niezły argument, ale nie. Próbuj dalej. - Odparł z firmowym uśmiechem na twarzy, ukazującym jego dołeczki w policzkach. Wywróciłam oczami, wkładając klucz do zamka w drzwiach i weszliśmy do środka. Dany nie było, a szkoda. Może wtedy łatwiej bym się od niego uwolniła. Przebywanie w jego towarzystwie naprawdę nie było dobrym pomysłem. Działał na mnie zbyt rozpraszająco i przytłaczał swoją obecnością. Weszłam do łazienki i rzuciłam mu ręcznik.
- Chcesz soku? - Mimo wszystko postanowiłam być miła. Przecież to nie jego wina, że .. czułam właśnie to, a nie zwyczajną obojętność. Kiwnął głową, wycierając się prowizorycznie przez ubranie i zrzucił mokrą bandanę z włosów. Napełniłam sokiem dwie szklanki, podając mu jedną, a sama poszłam przebrać się w coś suchego. Wyjęłam z szafy różową bluzkę w białe kropeczki i czarne leginsy. Z ciuchami w ręku ruszyłam do łazienki i przymykając drzwi, ściągnęłam z siebie sukienkę i stanik. Dokładnie wytarłam ręcznikiem ciało i włosy, a potem narzuciłam na siebie bluzkę. Usłyszałam odgłos rozbijanego szkła i odwróciłam się gwałtownie. Drzwi się uchyliły i zobaczyłam Harry'ego, który zaczął zbierać odłamki leżące na podłodze wokół jego osoby. Szybko skończyłam się ubierać i ruszyłam w jego stronę, starając się ukryć rumieniec na twarzy. Czy mógł patrzeć jak się przebierałam? Przeklęłam się w duchu za nie zamknięcie drzwi na klucz. Harry kucał, podnosząc coś, co jeszcze przed chwilą było szklanką i zauważyłam plamę soku na podłodze.
- Pomogę ci. - Szepnęłam, a on aż podskoczył na mój widok, a na jego twarzy po raz pierwszy, odkąd go poznałam, pojawiły się rumieńce. Następne, co dostrzegłam to krew skapująca na posadzkę. Lokowaty musiał przez przypadek zacisnąć rękę, w której trzymał potłuczoną szklankę.
- Kurwa. - Zaklął głośno, zapewne nie spodziewając się bólu. Sięgnęłam szybko po jego dłoń, zrzucając z niej odłamki. Złapałam go za drugą i zaprowadziłam do łazienki.
- Usiądź. - Rozkazałam, wskazując na sedes i zaczęłam grzebać w szafce w poszukiwaniu apteczki. Na szczęście takową znalazłam. Krew chłopaka spływała teraz do białej umywalki, stojącej tuż obok. Widziałam, że starał się patrzeć wszędzie, byle nie na rany.




                                                          Harry

           Dziewczyna wyjęła z apteczki jakiś płyn do dezynfekcji, parę gazików, stripy chirurgiczne (byłem zaskoczony, że znalazły się w apteczce, ale wiele razy miałem już z nimi do czynienia) i bandaż. Wzięła moją rękę i polała ją obficie. Paliło mnie jak diabli, czułem jakby każdy nerw został potraktowany ogniem. Próbowałem ją wyrwać, ale uścisk szatynki był zaskakująco silny.
- Shh, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - Odezwała się uspokajającym szeptem, leciutko dotykając moich skaleczeń. Nikt nigdy nie był w stosunku do mnie taki delikatny i ostrożny. No, może oprócz mojej mamy i Jenny - mojej starszej siostry. Poczułem się dziwnie zakłopotany. Gdybym jej nie podglądał, nic by się nie stało. Jednak kiedy zobaczyłem ją prawie nagą, gdy wycierała się ręcznikiem, moje serce po prostu na chwilę się zatrzymało. Nie mogłem złapać tchu ani odwrócić wzroku. Ani jak się okazało, utrzymać w ręku szklanki. A wcześniej rzuciłem jeszcze ten tekst, że kiedyś się z nią ożenię. Sam nie wiem, co mnie podkusiło. Przecież nie myślałem o tym na poważnie. Prawda? To był tylko głupi żart i to w dodatku mało śmieszny. Ale coś  mówiło mi, że nie do końca się wygłupiałem. Czułem się rozczarowany jej reakcją. Poczułem wtedy takie dziwne ukłucie w środku. - Miejmy nadzieję, że nie wdało się zakażenie. - Powiedziała troskliwym głosem, wyrywając mnie z zamyślenia. Następnie założyła stripy, przybliżając brzegi ran, a na koniec obwiązała całą moją dłoń bandażem. - Masz szczęście, że mam w tym wprawę. Co chwilę muszę opatrywać Noah. - Pokręciła głową ze śmiechem. Słysząc sposób, w jaki wypowiedziała to imię, spiąłem się. Brzmiało to tak, jakby był dla niej bardzo ważny.
- Noah to twój chłopak? - Zacisnąłem szczęki, wyrywając rękę i wstałem. Teraz z góry wpatrywałem się w jej błękitne oczy.
- Cóż, na pewno jestem w nim niezaprzeczalnie zakochana, odkąd tylko go poznałam trzy lata temu .. - Przerwała, patrząc na mnie i wybuchła śmiechem, a ja zacisnąłem zranioną dłoń nie zważając na ból. - Szkoda, że nie widzisz swojej miny. - Roześmiała się w głos. - Noah to mój 3-letni kuzyn, siostrzeniec mojej mamy. Często się nim zajmuję i nieraz opatrywałam mu kolana, łokcie ... - Uśmiechnęła się szeroko, a moje ciało zaczęło się rozluźniać. To czy ma chłopaka nie powinno mnie obchodzić, ale jednak obchodziło jak cholera. Po chwili wbiła wzrok w posadzkę i odezwała się ledwo dosłyszalny szeptem. - Nie mam chłopaka. - Nachyliłem się nad nią tak, że dzieliły nas dosłownie milimetry. Odszukałem jej dłoń i ująłem ją w swoją, zabandażowaną przez nią własnoręcznie. Była taka mała w porównaniu do mojej. Patrzyliśmy sobie w oczy, dopóki nie odwróciła głowy.
- Myślę, że powinieneś już iść. - Powiedziała, cofając się i opuściła łazienkę. Nie chciałem zbytnio na nią naciskać. Chciałem sobie pójść. Moja decyzja brzmiała: wychodzę. Ale zawahałem się, a zawsze, kiedy się wahasz, zrobisz coś odwrotnego niż to, czego naprawdę chcesz. Dalej w głowie miałem jej słowa o jakimś chłopaku, który ją wykorzystał i zostawił, a ja nie zamierzałem być następny. Ona non stop mnie zadziwiała. Momentami widziałem jak na mnie reagowała, ale zaraz potem stawała się tak zdystansowana, że zupełnie nie potrafiłem jej rozgryźć. Była tak inna od tych pozostałych .. A było ich naprawdę sporo. Chociażby Caroline. Nasz układ, który zarówno jej, jak i mnie bardzo odpowiadał. A może czas na coś więcej? Pokręciłem głową, by przestać myśleć o tak absurdalnych pomysłach. Miłość i zakochanie się? To nie szło ze mną w parze. Nie od czasów ... Minęły ponad trzy lata, a ja dalej na samo wspomnienie czułem skurcz w żołądku. Nikt nie spodziewał się, że to się tak skończy. Ja w ogóle nie dopuszczałem myśli o końcu, a co dopiero tak tragicznym.
Nie miałem pojęcia, co czyniło Lynn tak wyjątkową. Podobieństwo do Niej? To, że starała się mnie odpychać, zamiast pakować mi się do łóżka, a może to, że zawsze potrafiła odciąć się jakąś trafną ripostą? A może wreszcie fakt, że nie znając mnie, była tak troskliwa jak żadna inna dziewczyna kiedykolwiek wcześniej? Dzisiaj, patrząc na moją rękę miałem na to niezbity dowód. Udawało jej się być jednocześnie nieśmiałą i zadziorną, we wszystkim znajdowała złoty środek, idealną wręcz proporcję odwagi i nieśmiałości. Nie wiedziałem jakim cudem jest to wychodziło i to z takim efektem. Wyszedłem z łazienki i zobaczyłem ją siedzącą po turecku na swoim łóżku przy oknie. Popatrzyłem na nią bez słowa, aż w końcu odezwałem się ściszonym głosem.
- Dzięki za opatrunek. - Uniosłem zabandażowaną dłoń do góry. - I przepraszam za szklankę.
- Nic się nie stało. - Usłyszałem w odpowiedzi. - Dobrze, że nie przeciąłeś żadnej sobie żyły, bo wtedy nie byłoby już tak różowo. - Powiedziała zatroskana, wpatrując się w swoje ręce. Martwiła się .. o mnie? O takiego skurwiela jak ja? Przeczesałem palcami zdrowej ręki swoje mokre loki i spytałem.
- Co robisz jutro po południu? Może chciałabyś wpaść na nasze zajęcia? Zobaczysz jak Niall robi z siebie debila, co zresztą wychodzi mu zawsze całkiem nieźle, ale przynajmniej jest zabawnie. - Puściłem oko, posyłając jej łobuzerski uśmiech.
- Hej, nie obrażaj go! Siedzę z nim na literaturze i bynajmniej, wcale nie jest taki, jak twierdzisz. - Pokazała mi język. - Ale .. przyjdę. Dla Nialla się poświęcę. - Poczułem się trochę rozczarowany, ale odparłem ze stoickim spokojem.
- Jasne. Wiem, że tak naprawdę skrycie marzysz, by przyjść na nas popatrzeć. Zwłaszcza na mnie, bo jest na co. Prawda, Love? - Błękitnooka po raz kolejny zamachnęła się na moje życie z poduszką, którą znowu zdążyłem złapać w locie.
- Masz zbyt wysokie mniemanie o sobie. I nad wyraz przerośnięte ego.
- Nie tylko to mam przerośnięte, skarbie. - Poruszyłem sugestywnie brwiami. Widząc jej reakcję, czyli czerwień na policzkach i szeroko otwarte usta, zaśmiałem się głośno. - To do zobaczenia jutro, Love. - Mówiąc to, chwyciłem klamkę i wyszedłem. Z wielkim uśmiechem na ustach zamknąłem drzwi pokoju 233.




Witajcie! Zgodnie z Waszą prośbą rozdział pojawił się dość szybko. Mam nadzieję, że jego treść Was usatysfakcjonuje. Motyw ze szklanką sprawił mi trochę kłopotów, zwłaszcza merytorycznie. Mam tu na myśli opatrywanie rany i tu przyszły mi z pomocą mama i moja przyjaciółka z bio-chemu, za co serdecznie im dziękuję. Jednak łudzę się, że efekt końcowy jest wiarygodny i przypadnie Wam do gustu. Chciałam jak zwykle podziękować wszystkim czytającym i komentującym. Cieszę się, że piszę tę historię nie tyle dla siebie, co właśnie dla Was. Zachęcam do oglądania trailera opowiadania, który zrobiła dla mnie Ideonia (DZIĘKUJĘ <3)

https://www.youtube.com/watch?v=YnXHV1eS8Ww


P.S szukam szabloniarni, by zamówić szablon specjalnie na tego boga, bo póki co ten  jest tymczasowy. Znacie jakieś warte polecenia?

xx


3 komentarze:

  1. Anonimowy3/16/2014

    Szybko next !!!! ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy3/17/2014

    ale fajny dawaj szybko kolejny :) ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział *.*
    Harry nie ładnie tak podglądać no, no,no ! :D
    Ta osoba, którą stracił musiała być dla niego bardzo ważna..
    Buziak, @xAgata_Sz .x

    OdpowiedzUsuń