Menu

poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 8

         Przez pół nocy nie mogłam zmrużyć oka. Cały czas przed oczami miałam urocze dołeczki w policzkach Harry'ego, który śmiał się ze mnie w najmniej oczekiwanych momentach. Gdy tylko zamykałam oczy niemal czułam jego dotyk na swojej skórze. Robił to już tyle razy, ale ja zawsze przeżywałam to od nowa, z takim samym efektem jak na początku. Jak to w ogóle było możliwe? Nie powinnam tak na niego reagować, to nie mogło się dobrze skończyć. Nie dla mnie. Czułam, że Harry Styles wszedł mi pod skórę i cokolwiek robiłam, nie potrafiłam się go pozbyć. To było tak cholernie frustrujące. 
Kiedy wreszcie zasnęłam, okazało się, że zaledwie trzy godziny później rozbrzmiał mój budzik. Jęknęłam, kładąc poduszkę na swojej głowie, ale na niewiele się to zdało. Dana wstała i ziewając przeciągle, usiadła na moim łóżku, ściągając poduszkę z mojej twarzy. 
- Nie. - Wyjęczałam, przykrywając się kołdrą po samą głowę. 
- Wstawaj śpiochu! - Dziewczyna zrobiła najbardziej bestialską rzecz, jaka tylko mogła - zaczęła mnie niemiłosiernie łaskotać. Podskoczyłam, śmiejąc się jak wariatka, a blondynka zaraz do mnie dołączyła. 
- Już, już wstaję. - Wydyszałam, nie mogąc złapać tchu od długotrwałego śmiechu. 


        Kiedy weszłam do sali literatury w klasie siedziało tylko kilka osób, m.in Niall. Usiadłam koło niego, na co posłał mi swój szeroki uśmiech, ukazujący srebrny drucik na zębach. 
- Jak tam? - Jego błękitne oczy obserwowały mnie uważnie. 
- Dobrze, nie licząc, że spałam tylko jakieś trzy godziny. No i jeszcze wczoraj okropnie zmokłam i przemarzłam na kość. - Czoło blondyna przecięła głęboka zmarszczka. 
- Tak, ta ulewa była koszmarna. Prawdziwie brytyjska pogoda. - Uśmiechnęłam się lekko, kiwając głową. - Harry też wrócił cały mokry. I to w dodatku z rozciętą ręką. - Pokręcił karcąco głową, przypominając sobie zapewne swojego przyjaciela. Gdy o nim wspomniał, na mojej twarzy od razu pojawiły się rumieńce, które starałam się ukryć pod kaskadą rozpuszczonych włosów. Horan chciał chyba jeszcze coś dodać, ale widząc moją reakcję, zmienił zdanie. 
Zajęcia się rozpoczęły i głos jak zwykle na początku, zabrała Hannah. 
- Nie wiem czy powiedziano wam jak wygląda finał każdego obozu. Otóż wszystkie sekcje wybierają swoich najlepszych uczestników, a ostatni tydzień to przygotowania do wielkiego finału - ostatniego wieczoru obozu. Odbywa się wtedy pokaz taneczny, wystawa zdjęć i prac rysunkowych, przedstawienie teatralne według scenariusza przygotowanego przez kogoś z naszej sekcji, a na sam koniec koncert grup wokalnej i muzycznej. Wkrótce zaczniecie pracę nad waszymi scenariuszami, a spośród wszystkich zostanie wybrany najlepszy. Jednak póki co, wróćmy do naszego dzisiejszego tematu, czyli relacji Claya i Hanny. Czy uważacie, że gdyby ruchy ze strony chłopaka byłyby bardziej widoczne dla Hannah, ona nie popełniłaby samobójstwa? Czy może jesteście zdania, że to niczego by nie zmieniło, a ta historia i tak zakończyłaby się tragicznie? - Rozejrzała się po sali i zatrzymała wzrok na moim sąsiedzie. - Niall, jak myślisz? 
- Myślę, że jeżeli naprawdę  mu na niej zależało, a dowiedzieliśmy się, że owszem, to nie powinien tak łatwo się poddawać. Wiadomo, że się bał. Każdy się czegoś boi, ale miałem wrażenie, że on w pewnym momencie po prostu sobie odpuścił. A ona potrzebowała wtedy właśnie kogoś, kto walczyłby o nią do końca i za wszelką cenę. Ja na jego miejscu bym tak zrobił. - Rudowłosa pokiwała głową z aprobatą, a speszony blondyn posłał mi słaby uśmiech, który odwzajemniłam. 
Kiedy zajęcia dobiegły na dziś końca, razem z Niallem i Sophie ruszyliśmy w stronę  sali wokalnej. 
- Podobno można oglądać wasze zajęcia, to prawda? - Spytała Włoszka, utkwiwszy ciekawskie spojrzenie w Horanie. Ten potwierdził ruchem głowy i weszliśmy do środka. Irlandczyk ruszył na scenę, a my zajęłyśmy bezpieczne miejsca z tyłu, nie chciałyśmy nikomu przeszkadzać. Zaraz moim oczom ukazał się Harry i Zayn, a także dwóch innych chłopaków, których pierwszy raz w życiu widziałam. Blondyn do nich za chwilę dołączył. 
- Dobra! Zayn, Harry, Louis, Niall i Liam: wchodzicie z One Way Or Another, potem Madilyn i Radioactive, a dalej reszta według wyznaczonych numerów. Jedziemy! - Krzyknął ich trener, a w tym samym momencie rozległy się pierwsze dźwięki melodii znanej piosenki Blondie. Zaczął oczywiście Harry, jakżeby inaczej. Musiał mnie zauważyć, gdyż puścił oko i śpiewał patrząc prosto na mnie, jakby to właśnie do mnie kierował te słowa. Miałam ciarki na całym ciele. Jego głos był męski i głęboki. Sama nie wiedziałam, co doprowadzało mnie do większej ekstazy: gdy mówił czy gdy śpiewał. 

One way or another I’m gonna find you
I’m gonna get you, get you, get you, get you
One way or another I’m gonna win you
I’m gonna get you, get you, get you, get you

        W sposobie, w jaki słowa wypływały z jego ust, miałam wrażenie, że była to pewnego rodzaju obietnica. 
Po lokowatym wszedł Zayn ze swoim miękkim, jedwabistym głosem. Brunet także mnie dostrzegł, bo utkwił we mnie wzrok swoich piwnych tęczówek. Zaczerwieniłam się na samo wspomnienie naszego ostatniego spotkania i pocałunku w samochodzie. Chwilę potem głos przejął Niall. Nie podejrzewałam ich nawet o tak wspaniałe głosy, byłam szczerze urzeczona. Później przyszła kolej na chłopaków, których nie znałam i którzy podobnie jak trójka moich znajomych, mieli znakomite wokale. Gdy piosenka dobiegła końca, chłopcy zeszli ze sceny, na którą weszła drobna blondynka z gitarą i usiadła na krześle, stojącym na środku. Rozbrzmiały dźwięki gitarowej wersji przeboju Imagine Dragons - Radioactive. Dziewczyna również miała cudowny głos, słuchałam jej z zapartym tchem, dopóki nie usłyszałam szeptu tuż za sobą. 
- I jak było? - Harry odezwał się swoim seksownym głosem, dmuchając na moją szyję. Moje serce znowu zaczęło bić w szaleńczym tempie, którego w żaden sposób nie potrafiłam opanować. 
- Jakoś. - Odparłam lakonicznie, posyłając mu zawadiacki uśmiech. Chłopak pokręcił głową ze śmiechem i przeczesał palcami zdrowej ręki swoje loki. Uwielbiałam, gdy tak robił. Stop, Lynn! Nie zagłębiaj się w to, bo inaczej wpadniesz po uszy. O ile już nie wpadłaś, odezwała się zawsze pomocna podświadomość. Czy to możliwe, żebym ..? Nie. O mój Boże, przecież znałam go dopiero od trzech dni. Przypomnij sobie Joe Blacka, odparła dobrotliwie moja podświadomość z chytrym uśmieszkiem. Miałam wielką ochotę skopać jej tyłek, ale oczami duszy i tak widziałam odpowiedni fragment filmu. Cholerny świat. Potrząsnęłam głową, odpędzając od siebie te myśli i znowu skupiłam się na wykonywanej przez Madilyn piosence. 
- Dzisiaj urządzana jest kolejna impreza ... Może wpadłbym po ciebie o 8:00? - Styles popatrzył na mnie pytająco. 
- Impreza? Dzisiaj? - Pokręciłam głową, bawiąc się zamkiem jeansowej kurteczki. - Raczej nigdzie się nie wybieram. Wolę towarzystwo kubka gorącej herbaty i dobrej książki od rozszalałej bandy pijanych nastolatków przy akompaniamencie ogłuszającej muzyki. - Odparłam i zaczerwieniłam się na samo wspomnienie finału ogniska. Spuściłam głowę, by nie patrzeć mu w oczy, nie chciałam, żeby po raz kolejny widział jak mnie zawstydził. On musiał pomyśleć o tym samym, gdyż wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, trącając łokciem moje ramię.
- Ja nie jestem już nastolatkiem. A poza tym ... ostatnio było całkiem fajnie. Moje łóżko stoi otworem, wiesz jakbyś znowu chciała wpaść. - Zaśmiał się,  widząc jak nerwowo przegryzłam wargę. Czy on właśnie zasugerował, że ..? Zaprasza mnie do swojego łóżka. O mój Boże. Ja chyba śnię. 
- Dzięki. Będę o tym pamiętać, ale raczej nie skorzystam. - Odpowiedziałam, gdy nagle mój wzrok powędrował ku sylwetce tak dobrze znanej mi osoby. Dominic. Patrzący wprost na mnie, palący mnie tym świdrującym spojrzeniem. - Muszę już iść. - Wymamrotałam cicho do lokowatego. Wstałam i prędko ruszyłam w stronę wyjścia. Zatrzymałam się dopiero, gdy poczułam czyjeś palce na moim nadgarstku. Odwróciłam się i poczułam ulgę, widząc przed sobą Malika.
- Jeszcze raz chciałem cię przeprosić za ten pocałunek. Naprawdę nie powinienem był ... Nie bądź na mnie zła. 
- Nie ma o czym mówić. Naprawdę, nie gniewam się. 
- Jaki pocałunek?! - Usłyszałam podniesiony głos Harry'ego za swoimi plecami. Świetnie. Idealne wręcz wyczucie czasu, Styles. Stanęłam z nim twarzą w twarz. Zacisnął mocno szczęki, a z jego zielonych oczu emanowała wściekłość. Uups. To nie mogło polepszyć i tak już dość napiętych stosunków między tą dwójką. Zaraz potem pojawił się Dominic. Teraz uwaga chłopców była skupiona na nim, za co szczerze dziękowałam w duchu. 
- Widzę, że doszłaś do siebie po ognisku. - Odparł blondyn z chłopięcym, bezczelnym uśmiechem. - Cała byłaś zielona. Ale to w końcu już nie pierwszy raz, prawda? Nasza znajomość zaczęła się właśnie od tego. Pamiętasz, Lynn? - Spytał lustrując najpierw Zayna, a potem Harry'ego. Świdrowałam go wzrokiem milcząc, a po sekundzie po prostu wyminęłam całą trójkę i podeszłam do Nialla. 
- Mógłbyś odprowadzić mnie do pokoju, proszę? Trochę źle się czuję. - Kręciło mi się w głowie, a żołądek podszedł do gardła. Chłopak skinął lekko i złapał mnie pod rękę. Trzymając się jego ramienia, opuściłam salę wokalną.




                                                           Harry

        Śledziłem wzrokiem jak szatynka chwiejnie poszła do Nialla, a potem jak razem wyszli z sali. Nie miałem pojęcia, dlaczego wybrała akurat jego. Ufała mu na tyle, by to do niego zwrócić się po pomoc. Jakim cudem udało mu się tak szybko zdobyć jej zaufanie? Poczułem jak zbiera się we mnie kolejna fala gniewu. 
- Zjeżdżaj! - Warknąłem do znajomego Lynn i nie obdarzając go ani jednym spojrzeniem więcej, odwróciłem się do Zayna.
- Pocałowałeś ją?! - Złapałem go za skórzaną kurtkę. - Pytam: całowałeś się z nią?! Ona jest  m o j a. - Wysyczałem, szarpiąc go za ubranie. Przyparłem go do ściany, ale wyrwał się i złowrogo patrzył mi w oczy. 
- Spieprzaj. - Powiedział przez zaciśnięte zęby. - Nawet jeśli, to nie jest twój interes. Jeszcze się okaże czy jest  t w o j a. Nadia też była, pamiętasz? - Zgromiłem go wzrokiem. - Zniszczysz ją tak samo, jak zrobiłeś to Nadii. Pamiętasz, co ci kiedyś obiecałem? Że przyjdzie taki dzień, w którym odegram się za wszystko, co zrobiłeś. Myślę, że ten czas właśnie nadszedł. 
- Dobrze wiesz, że była dla mnie wszystkim! - Z trudem powstrzymywałem się od krzyku. Miałem ochotę mocno mu przywalić. Tylko perspektywa tego, że nie jesteśmy sami, mnie powstrzymywała. 
- Gówno mnie to obchodzi! Przez ciebie już nigdy jej nie zobaczę! - Wykrzyknął wściekły, zaciskając dłonie w pięści. - Wiesz co? W takim razie biedni ci, którzy są dla ciebie ważni. Gdyby nie ty, ona by tak nie skończyła. - Malik wyjął z kieszeni kurtki paczkę papierosów i zapalił jednego. Jednak pewne rzeczy się nie zmieniają, pomyślałem prawie z sentymentem. - Zależy ci na niej? Tym lepiej. Będzie bardziej bolało. - Wypuścił kłęby dymu z ust, wyminął mnie i opuścił salę, trzaskając drzwiami. 
Gdyby tylko znał prawdę ... Myślałby inaczej. Ale nie pozna jej, bo obiecałem, że nigdy nikomu tego nie powiem. To był nasz mały sekret. Mój i Nadii. Nawet Niall nie miał o niczym pojęcia, choć jako jedyny nie oceniał mnie, gdy musiałem ponieść karę za to, co zrobiłem. Dla Nadii. 
- Co to, kurwa ma być?! - Krzyknął Sam. - To nie jest dworzec. Wchodzicie kiedy chcecie, wychodzicie w trakcie. Jeden idzie z jakąś panną, drugi pali papierochy w miejscu, gdzie kurwa mać, nie można palić! I jeszcze zaczynacie jakieś bójki. To, że potraficie śpiewać, nie znaczy kurwa, że wszystko wam wolno. Coś wam się chyba popieprzyło! - Nasz mentor był naprawdę równym gościem, ale dość szybko dawał wyprowadzić  się z równowagi. Zwłaszcza dziś, chyba miał zły dzień. Jak my wszyscy. Wzruszyłem ramionami i ruszyłem do wyjścia. Słyszałem jeszcze wyzwiska pod swoim adresem, zanim zatrzasnąłem drzwi. 





Witajcie! W tym rozdziale w stu procentach jestem Team Sam, a Wy? No to tak, poznaliście imię pierwszej miłości Hazzy, tak. Mówię o Nadii. Niedługo dowiecie się o niej czegoś więcej. Obiecuję. Tymczasem .. jestem troszkę zasmucona ilością komentarzy pod rozdziałem. Nawet najkrótszy komentarz jest dla mnie ważny. Dlatego też nie wiem czy jest sens, bym dodawała rozdziały częściej, na życzenie niektórych z Was. Zwłaszcza, że to naprawdę odbywa się kosztem czegoś - mojej nauki matematyki, z którą niestety mam spory problem (a druga liceum to nie przelewki) ... Ale dość o tym. 
W opowiadaniu nie istnieje One Direction, ale chłopcy zostali połączeni przez Sama w grupę, ale o tym także później. Zachęcam do przesłuchania coveru Madilyn Bailey - Radioactive (która istnieje naprawdę, a ja wykorzystałam jej osobę) 

Radioactive


czytasz = skomentuj, bo
1 komentarz = 1 motywujący kop w tyłek


xx






sobota, 15 marca 2014

Rozdział 7

         Nie wiedząc jak na to zareagować, wybuchłam głośnym śmiechem. Zignorowałam moje bijące jak oszalałe, serce. Wiedziałam, że on żartował. Przecież nie mógł powiedzieć tego poważnie. Prawda? To byłby czysty absurd. On, widząc moja reakcję, odparł tonem naburmuszonego 5-latka.
- Śmiejesz się ze mnie, ale kiedyś sama zobaczysz, kto miał rację. - Spojrzał na mnie z ukosa.
- Jasne. A moim zdaniem po prostu sobie kpisz i robisz ze mnie żarty, ale nie dam się sprowokować. - Odparłam najspokojniej jak potrafiłam, wstając z ławki. Nagle zaczęło padać. Chociaż było to pewnego rodzaju niedopowiedzenie. Lało jak z cebra, musiało nastąpić oberwanie chmury. Harry także zerwał się z niej błyskawicznie i łapiąc moją dłoń, zaczęliśmy biec w stronę jakiegokolwiek schronienia przed ulewą. Po chwili zobaczyłam, że z powrotem znaleźliśmy się przy bibliotece. Zwolniliśmy, szatyn otworzył samochód i wsiedliśmy do środka. Byliśmy przemoczeni do suchej nitki. Nie chciałam nawet wiedzieć, w jakim stanie będą później przez to siedzenia czarnego Audi. Zrobiło mi się strasznie zimno, zaczęłam mimowolnie trząść się i drżeć. Chłopak uruchomił silnik, by włączyć ogrzewanie. W aucie powoli rozchodziło się ciepłe powietrze, ale dalej miałam dreszcze. Harry, widząc to chwycił moje dłonie w swoje i przytykając je blisko ust, zaczął na nie dmuchać i rozcierać. Uważnie patrzył na moją twarz, a ja na niego, bacznie obserwując jego poczynania. Cały czas błądziłam wzrokiem po krzyżyku i innych drobnych tatuażach lewej ręki. Zauważyłam napis "I can't change" na nadgarstku.
- Lepiej? - Spytał szeptem, dalej mając wzrok utkwiony w moich oczach. Popatrzyłam w jego błyszczące, zielone tęczówki i lekko skinęłam głową.
- Tak .. dziękuję. - Szepnęłam, wyrywając dłonie z jego uścisku. Mój żołądek po raz kolejny tego dnia wykonał fikołka. Lokowaty przekręcił kluczyk w stacyjce i samochód ruszył. Przez całą drogę milczeliśmy. Ciszę zakłócał nam tylko szmer dochodzący z włączonej klimatyzacji, która buczała miarowo. Zaraz ukazał nam się budynek ośrodka. Styles zaparkował najbliżej jak się dało i szybko opuściliśmy pojazd, biegiem wpadając do Free Art. Weszliśmy do windy, a ja od razu, niemal automatycznie nacisnęłam dwójkę, a szatyn czwórkę. No tak, mieszkał dwa piętra wyżej. Kilka sekund później winda zatrzymała się na moim piętrze.
- No to cześć. - Powiedziałam, kierując się w stronę wyjścia. Ku mojemu zdziwieniu, podążył za mną. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Ty byłaś już u mnie. Teraz ja chcę zobaczyć i twój pokój. - I dowiedzieć się, gdzie mieszkam. Zaczęłam gorączkowo rozmyślać jakby się go pozbyć.
 - Woda z ciebie kapie. Jesteś cały mokry, nie chcesz się przebrać? - Spytałam, łapiąc się ostatniej deski ratunku.
- Niezły argument, ale nie. Próbuj dalej. - Odparł z firmowym uśmiechem na twarzy, ukazującym jego dołeczki w policzkach. Wywróciłam oczami, wkładając klucz do zamka w drzwiach i weszliśmy do środka. Dany nie było, a szkoda. Może wtedy łatwiej bym się od niego uwolniła. Przebywanie w jego towarzystwie naprawdę nie było dobrym pomysłem. Działał na mnie zbyt rozpraszająco i przytłaczał swoją obecnością. Weszłam do łazienki i rzuciłam mu ręcznik.
- Chcesz soku? - Mimo wszystko postanowiłam być miła. Przecież to nie jego wina, że .. czułam właśnie to, a nie zwyczajną obojętność. Kiwnął głową, wycierając się prowizorycznie przez ubranie i zrzucił mokrą bandanę z włosów. Napełniłam sokiem dwie szklanki, podając mu jedną, a sama poszłam przebrać się w coś suchego. Wyjęłam z szafy różową bluzkę w białe kropeczki i czarne leginsy. Z ciuchami w ręku ruszyłam do łazienki i przymykając drzwi, ściągnęłam z siebie sukienkę i stanik. Dokładnie wytarłam ręcznikiem ciało i włosy, a potem narzuciłam na siebie bluzkę. Usłyszałam odgłos rozbijanego szkła i odwróciłam się gwałtownie. Drzwi się uchyliły i zobaczyłam Harry'ego, który zaczął zbierać odłamki leżące na podłodze wokół jego osoby. Szybko skończyłam się ubierać i ruszyłam w jego stronę, starając się ukryć rumieniec na twarzy. Czy mógł patrzeć jak się przebierałam? Przeklęłam się w duchu za nie zamknięcie drzwi na klucz. Harry kucał, podnosząc coś, co jeszcze przed chwilą było szklanką i zauważyłam plamę soku na podłodze.
- Pomogę ci. - Szepnęłam, a on aż podskoczył na mój widok, a na jego twarzy po raz pierwszy, odkąd go poznałam, pojawiły się rumieńce. Następne, co dostrzegłam to krew skapująca na posadzkę. Lokowaty musiał przez przypadek zacisnąć rękę, w której trzymał potłuczoną szklankę.
- Kurwa. - Zaklął głośno, zapewne nie spodziewając się bólu. Sięgnęłam szybko po jego dłoń, zrzucając z niej odłamki. Złapałam go za drugą i zaprowadziłam do łazienki.
- Usiądź. - Rozkazałam, wskazując na sedes i zaczęłam grzebać w szafce w poszukiwaniu apteczki. Na szczęście takową znalazłam. Krew chłopaka spływała teraz do białej umywalki, stojącej tuż obok. Widziałam, że starał się patrzeć wszędzie, byle nie na rany.




                                                          Harry

           Dziewczyna wyjęła z apteczki jakiś płyn do dezynfekcji, parę gazików, stripy chirurgiczne (byłem zaskoczony, że znalazły się w apteczce, ale wiele razy miałem już z nimi do czynienia) i bandaż. Wzięła moją rękę i polała ją obficie. Paliło mnie jak diabli, czułem jakby każdy nerw został potraktowany ogniem. Próbowałem ją wyrwać, ale uścisk szatynki był zaskakująco silny.
- Shh, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - Odezwała się uspokajającym szeptem, leciutko dotykając moich skaleczeń. Nikt nigdy nie był w stosunku do mnie taki delikatny i ostrożny. No, może oprócz mojej mamy i Jenny - mojej starszej siostry. Poczułem się dziwnie zakłopotany. Gdybym jej nie podglądał, nic by się nie stało. Jednak kiedy zobaczyłem ją prawie nagą, gdy wycierała się ręcznikiem, moje serce po prostu na chwilę się zatrzymało. Nie mogłem złapać tchu ani odwrócić wzroku. Ani jak się okazało, utrzymać w ręku szklanki. A wcześniej rzuciłem jeszcze ten tekst, że kiedyś się z nią ożenię. Sam nie wiem, co mnie podkusiło. Przecież nie myślałem o tym na poważnie. Prawda? To był tylko głupi żart i to w dodatku mało śmieszny. Ale coś  mówiło mi, że nie do końca się wygłupiałem. Czułem się rozczarowany jej reakcją. Poczułem wtedy takie dziwne ukłucie w środku. - Miejmy nadzieję, że nie wdało się zakażenie. - Powiedziała troskliwym głosem, wyrywając mnie z zamyślenia. Następnie założyła stripy, przybliżając brzegi ran, a na koniec obwiązała całą moją dłoń bandażem. - Masz szczęście, że mam w tym wprawę. Co chwilę muszę opatrywać Noah. - Pokręciła głową ze śmiechem. Słysząc sposób, w jaki wypowiedziała to imię, spiąłem się. Brzmiało to tak, jakby był dla niej bardzo ważny.
- Noah to twój chłopak? - Zacisnąłem szczęki, wyrywając rękę i wstałem. Teraz z góry wpatrywałem się w jej błękitne oczy.
- Cóż, na pewno jestem w nim niezaprzeczalnie zakochana, odkąd tylko go poznałam trzy lata temu .. - Przerwała, patrząc na mnie i wybuchła śmiechem, a ja zacisnąłem zranioną dłoń nie zważając na ból. - Szkoda, że nie widzisz swojej miny. - Roześmiała się w głos. - Noah to mój 3-letni kuzyn, siostrzeniec mojej mamy. Często się nim zajmuję i nieraz opatrywałam mu kolana, łokcie ... - Uśmiechnęła się szeroko, a moje ciało zaczęło się rozluźniać. To czy ma chłopaka nie powinno mnie obchodzić, ale jednak obchodziło jak cholera. Po chwili wbiła wzrok w posadzkę i odezwała się ledwo dosłyszalny szeptem. - Nie mam chłopaka. - Nachyliłem się nad nią tak, że dzieliły nas dosłownie milimetry. Odszukałem jej dłoń i ująłem ją w swoją, zabandażowaną przez nią własnoręcznie. Była taka mała w porównaniu do mojej. Patrzyliśmy sobie w oczy, dopóki nie odwróciła głowy.
- Myślę, że powinieneś już iść. - Powiedziała, cofając się i opuściła łazienkę. Nie chciałem zbytnio na nią naciskać. Chciałem sobie pójść. Moja decyzja brzmiała: wychodzę. Ale zawahałem się, a zawsze, kiedy się wahasz, zrobisz coś odwrotnego niż to, czego naprawdę chcesz. Dalej w głowie miałem jej słowa o jakimś chłopaku, który ją wykorzystał i zostawił, a ja nie zamierzałem być następny. Ona non stop mnie zadziwiała. Momentami widziałem jak na mnie reagowała, ale zaraz potem stawała się tak zdystansowana, że zupełnie nie potrafiłem jej rozgryźć. Była tak inna od tych pozostałych .. A było ich naprawdę sporo. Chociażby Caroline. Nasz układ, który zarówno jej, jak i mnie bardzo odpowiadał. A może czas na coś więcej? Pokręciłem głową, by przestać myśleć o tak absurdalnych pomysłach. Miłość i zakochanie się? To nie szło ze mną w parze. Nie od czasów ... Minęły ponad trzy lata, a ja dalej na samo wspomnienie czułem skurcz w żołądku. Nikt nie spodziewał się, że to się tak skończy. Ja w ogóle nie dopuszczałem myśli o końcu, a co dopiero tak tragicznym.
Nie miałem pojęcia, co czyniło Lynn tak wyjątkową. Podobieństwo do Niej? To, że starała się mnie odpychać, zamiast pakować mi się do łóżka, a może to, że zawsze potrafiła odciąć się jakąś trafną ripostą? A może wreszcie fakt, że nie znając mnie, była tak troskliwa jak żadna inna dziewczyna kiedykolwiek wcześniej? Dzisiaj, patrząc na moją rękę miałem na to niezbity dowód. Udawało jej się być jednocześnie nieśmiałą i zadziorną, we wszystkim znajdowała złoty środek, idealną wręcz proporcję odwagi i nieśmiałości. Nie wiedziałem jakim cudem jest to wychodziło i to z takim efektem. Wyszedłem z łazienki i zobaczyłem ją siedzącą po turecku na swoim łóżku przy oknie. Popatrzyłem na nią bez słowa, aż w końcu odezwałem się ściszonym głosem.
- Dzięki za opatrunek. - Uniosłem zabandażowaną dłoń do góry. - I przepraszam za szklankę.
- Nic się nie stało. - Usłyszałem w odpowiedzi. - Dobrze, że nie przeciąłeś żadnej sobie żyły, bo wtedy nie byłoby już tak różowo. - Powiedziała zatroskana, wpatrując się w swoje ręce. Martwiła się .. o mnie? O takiego skurwiela jak ja? Przeczesałem palcami zdrowej ręki swoje mokre loki i spytałem.
- Co robisz jutro po południu? Może chciałabyś wpaść na nasze zajęcia? Zobaczysz jak Niall robi z siebie debila, co zresztą wychodzi mu zawsze całkiem nieźle, ale przynajmniej jest zabawnie. - Puściłem oko, posyłając jej łobuzerski uśmiech.
- Hej, nie obrażaj go! Siedzę z nim na literaturze i bynajmniej, wcale nie jest taki, jak twierdzisz. - Pokazała mi język. - Ale .. przyjdę. Dla Nialla się poświęcę. - Poczułem się trochę rozczarowany, ale odparłem ze stoickim spokojem.
- Jasne. Wiem, że tak naprawdę skrycie marzysz, by przyjść na nas popatrzeć. Zwłaszcza na mnie, bo jest na co. Prawda, Love? - Błękitnooka po raz kolejny zamachnęła się na moje życie z poduszką, którą znowu zdążyłem złapać w locie.
- Masz zbyt wysokie mniemanie o sobie. I nad wyraz przerośnięte ego.
- Nie tylko to mam przerośnięte, skarbie. - Poruszyłem sugestywnie brwiami. Widząc jej reakcję, czyli czerwień na policzkach i szeroko otwarte usta, zaśmiałem się głośno. - To do zobaczenia jutro, Love. - Mówiąc to, chwyciłem klamkę i wyszedłem. Z wielkim uśmiechem na ustach zamknąłem drzwi pokoju 233.




Witajcie! Zgodnie z Waszą prośbą rozdział pojawił się dość szybko. Mam nadzieję, że jego treść Was usatysfakcjonuje. Motyw ze szklanką sprawił mi trochę kłopotów, zwłaszcza merytorycznie. Mam tu na myśli opatrywanie rany i tu przyszły mi z pomocą mama i moja przyjaciółka z bio-chemu, za co serdecznie im dziękuję. Jednak łudzę się, że efekt końcowy jest wiarygodny i przypadnie Wam do gustu. Chciałam jak zwykle podziękować wszystkim czytającym i komentującym. Cieszę się, że piszę tę historię nie tyle dla siebie, co właśnie dla Was. Zachęcam do oglądania trailera opowiadania, który zrobiła dla mnie Ideonia (DZIĘKUJĘ <3)

https://www.youtube.com/watch?v=YnXHV1eS8Ww


P.S szukam szabloniarni, by zamówić szablon specjalnie na tego boga, bo póki co ten  jest tymczasowy. Znacie jakieś warte polecenia?

xx


poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 6

Poruszyłam się, czując wibrację w kieszeni swojej torby. Odblokowałam telefon i spojrzałam na wyświetlacz: dostałam wiadomość z jakiegoś nieznanego numeru.
"Gdzie jesteś? H."
Skąd on, do cholery miał mój numer? Zaraz przypomniałam sobie, że dziś rano trzymał w ręku mojego HTC i zapewne przy nim majstrował. Może zadzwonił do siebie z mojej komórki i w ten sposób zdobył cenne cyferki? Pokręciłam głową, zrezygnowana. Czy on nigdy nie odpuszczał?! Chyba jedyne, co mogłam zrobić to po prostu to przeczekać. W końcu będzie musiał dać mi spokój. Jednak to ja sama byłam dla siebie największym problemem. Nie mogłam pozwolić mu się do mnie zbliżyć, tak jak pozwoliłam na to Foleyowi. Nie chciałam znowu cierpieć. Nie mogłam drugi raz przez to przechodzić. Szybko wystukałam odpowiedź.
"Tam, gdzie Cię nie ma.
xx
P.S Nie przypominam sobie, żebym dawała Ci mój numer. To podchodzi pod nękanie, wiesz?"
Zaraz dostałam kolejnego smsa.
"Lepiej dla Ciebie, żebyś sama mi powiedziała, bo gdy Cię w końcu znajdę to pożałujesz. Mam swoje sposoby, Love."
Poczułam jak stado motyli w moim brzuchu zebrało się do lotu. Uwielbiałam, gdy mnie tak nazywał. To w końcu chcesz, żeby dał ci spokój czy nie? Sama sobie przeczysz. Odparła z przekąsem moja ukochana podświadomość, karcąco kręcąc głową. Z jednej strony chciałam, żeby trzymał się ode mnie z daleka, ale z drugiej .. pragnęłam jego obecności. Był pokusą, której ledwo co potrafiłam się oprzeć i bałam się momentu, w którym nie starczy mi na to siły.
"A co mi zrobisz? Dasz klapsa? Sorry, jestem już na to za duża."
Odpisałam, ale na wiadomość zwrotną nie musiałam czekać długo.
"Nie prowokuj mnie."
"Gdzież bym śmiała. Nie pisz już, bo jestem zajęta."
Napisałam, wchodząc do gmachu biblioteki. Tym razem sms pojawił się błyskawicznie.
"Rozumiem, że nie chcesz wiedzieć, co się wczoraj wydarzyło?
xx"
Cholera. Jakim cudem on zawsze znajdował coś, co w oczywisty sposób zmuszało mnie do jakiegokolwiek kontaktu z nim? Najpierw koszula, potem telefon, a teraz "tajemnicze informacje".
Poddając się, odpisałam.
"Jestem w bibliotece na Road Street 44."


Przez kilkanaście kolejnych minut kluczyłam między regałami książek, decydując się na "Zaginioną dziewczynę" thriller, który zainteresował mnie swą fabułą. Gdy już założyłam kartę czytelnika i wypożyczyłam książkę, znowu poczułam wibrację sygnalizującą nadejście kolejnego, nowego smsa.
"Czekam przed wejściem."
Nic nie odpisując wyszłam przed budynek i ujrzałam go opierającego się o maskę czarnego Audi, który, co dziwne, miał miejscową rejestrację. Harry miał na sobie szare jeansy i czarny t-shirt z kieszonką na sercu, a na włosy założył czerwono-niebieską bandanę, która ujarzmiła jego loki. Strój był minimalistyczny, ale jakże seksowny. Nie potrafiłam przestać się na niego gapić. Nie byłabym zdziwiona, gdyby okazało się, że stałam tak z otwartą buzią. Podeszłam do niego, widząc, że on także taksował spojrzeniem całą moja sylwetkę, począwszy od czubków moich tenisówek, a na kucyku skończywszy. Uważnie lustrował moją brązowo-czarną sukienkę w róże z krótkim rękawem, sięgającą połowy ud. Była prosta, niemal zwyczajna, ale była jednym z ulubionych elementów mojej garderoby. Musiałam przyznać, że poczułam lekką satysfakcję, przyciągając jego wzrok. Po paru sekundach popatrzyliśmy sobie w oczy, gdy przystanęłam jakiś metr od niego. Czekałam aż się odezwie, ale on zamiast to zrobić, złapał mnie za rękę, prowadząc mnie w stronę kawiarni po drugiej stronie ulicy. Znowu przeszedł mnie dreszcz, gdy tylko mnie dotknął. Miałam wrażenie, że za moment serce najzwyczajniej wyskoczy mi z piersi. Biło tak mocno, że wydawało mi się, że nawet Harry zdołałby je usłyszeć. Otworzył drzwi i puszczając moją dłoń, przepuścił mnie pierwszą. Kiedy zajęliśmy już najbliższy wolny stolik przy oknie, chłopak gestem przywołał kelnerkę, która podeszła do nas w mgnieniu oka.
- Możemy napić się kawy? - Spytał Styles, wbijając ten swój magnetyczny wzrok w dziewczynę. Biedna. W ekspresowym tempie pojawiły się przed nami dwie filiżanki parującego napoju. Popatrzyłam z niesmakiem na czarny, błyszczący płyn. Nigdy nie przepadałam za kawą.
- Nadal nie wiem, co ja tu robię. Z tobą i filiżanką kawy, której nie znoszę, przed sobą. - Zamachnęłam ręką wokół. - Następnym razem może zapytaj na co mam ochotę.
- Nie przy ludziach, Lynn. Jest dopiero południe. - Wyszeptał, przybliżając się do mnie, a na jego twarzy zagościł łobuzerski uśmiech. Uderzyłam go w ramię, na co zaśmiał się dźwięcznie. Czułam palący ogień na policzkach, więc szybko spuściłam głowę. - Czyli bierzesz pod uwagę następny raz, tak? - Znowu posłał mi ten swój figlarny uśmieszek. Tym razem utkwiłam w nim pełne politowania spojrzenie. Chciałbyś, pomyślałam. Ty też, dodała moja zdradliwa podświadomość. - Chcesz kostkę cukru? - Spytał hipnotyzującym, uwodzicielskim głosem, w międzyczasie dolewając mi trochę śmietanki. - Weź, będzie ci bardziej smakować. - Dodał już normalnym tonem, sięgając po cukierniczkę i wrzucił mi dwie kostki. Uniosłam filiżankę do ust i upiłam odrobinę gorącego płynu. Miał rację, smakowała całkiem nieźle, a już na pewno o niebo lepiej, niż na początku.
- Dlaczego nie pijesz? - Zapytałam, wbijając w niego swój wzrok. Posłał mi zdziwione spojrzenie, jego filiżanka była już do połowy pusta. Pokręciłam głową. - Nie chodzi mi o kawę. Mam na myśli alkohol. Na ognisku powiedziałeś, że nie pijesz, prawda? Czy to tylko wyobraźnia płata mi figla? - On pokręcił głową. Ulżyło mi, że jednak coś pamiętałam. - Dlaczego? Każdy w twoim wieku ..
- Nie chcę o tym rozmawiać. Nie piję i już. Masz z tym jakiś problem?! - Spytał podniesionym tonem, bawiąc się serwetką. - Poza tym, to nie twoja sprawa. - Nie nadążałam za zmianami jego nastroju. Jeszcze minutę temu robił żartobliwe aluzje, a teraz .. złość ciskała z jego zielonych oczu.
- Przepraszam. Masz rację, nie powinnam była pytać. - Odwróciłam się twarzą do okna i zauważyłam, że ciemne kłębiaste chmury zajmowały coraz większą powierzchnię nieba. - Chyba .. pójdę już. - Wstałam, wyjmując z torby portfel. Chłopak powstrzymał mnie gestem.
- Ja zapłacę. - Podszedł do kelnerki, która nas obsługiwała i uregulował rachunek. Ja w tym czasie wyszłam przed kawiarnię. Po chwili poczułam jego dłoń na ramieniu. - Odwiozę cię.
- Nie trzeba. Chętnie się przejdę. - Odparłam, starając się go wyminąć.
- Więc pozwól mi iść z tobą. - Szepnął, patrząc mi w oczy tak długo, że zaraz speszona odwróciłam wzrok. Chciałam powiedzieć "nie". Wiedziałam, że powinnam to powiedzieć, ale nie chciałam, żeby odchodził. Nie chciałam, żeby mnie zostawiał. Kiwnęłam głową i ruszyliśmy powoli w stronę ośrodka. Przez chwilę szliśmy ramię w ramię milcząc, jednak ta cisza nie była tak męcząca jak ta, która zapanowała między mną i Malikiem w samochodzie, po tym jak mnie pocałował. Lokowaty był o wiele wyższy ode mnie, sięgałam mu ledwie do ramienia. Uparcie wpatrywałam się w asfalt pod swoimi stopami, które także były znacznie mniejsze od jego. Kiedy Harry odezwał się wreszcie tym swoim seksownie zachrypniętym głosem, aż podskoczyłam, ale miałam malutką nadzieję, że on tego nie zauważył.
- Co powiesz na grę w "prawdę i fałsz"? - Zapytał, wbijając we mnie intensywne spojrzenie swoich tęczówek. Popatrzyłam na niego pytająco z lekka dozą obawy i niepewności. - Zadasz mi jakieś pytanie dotyczące wczorajszego wieczoru, a ja odpowiem czy to się wydarzyło czy nie, a ewentualnie opowiem ci jak to wyglądało naprawdę. - Pokiwałam głową na znak, że przystaję na jego warunki.
- No więc .. odzyskałeś koszulę? - Spytałam odrobinę drżącym tonem. Nie byłam pewna czy mu ją oddałam, aczkolwiek w moim pokoju nie było po niej śladu. Styles roześmiał się w głos, słysząc moje pytanie. Mimowolnie skuliłam się w sobie. Nie powiedziałam przecież nic zabawnego. Popatrzył na mnie z ukosa z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Naprawdę spośród wszystkich możliwych kwestii najbardziej interesuje cię ta czy oddałaś mi koszulę? - Wzruszyłam ramionami.
- A co w tym złego? Ale odpowiadając na twoje pytanie: nie, to była pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy. - Tym razem to ja odpowiedziałam mu figlarnym uśmieszkiem.
- Odpowiadając na twoje pytanie: tak, oddałaś mi ją, zanim .. - Zaczął mnie przedrzeźniać, ale urwał w pół zdania i nagle się zatrzymaliśmy.
- Zanim co? - Spytałam spanikowana. - Pocałowałam cię? - Pytanie wypłynęło z moich ust bez wcześniejszego zastanowienia. Znowu poczułam falę gorąca, więc szybko wbiłam wzrok z powrotem w asfaltową ścieżkę.
- Fałsz. Choć to byłoby na pewno o wiele przyjemniejsze niż szara rzeczywistość. Zamiast tego zaczęłaś wykrzykiwać, że jestem dupkiem jakich wielu, który tylko czeka, żeby zaciągnąć cię do łóżka. - Żadna siła nie zmusiłaby mnie teraz do podniesienia głowy i spojrzenia mu w oczy. Jaki wstyd. Już nigdy nie wypiję takiej ilości alkoholu. - Aha, zapomniałbym. Dodałaś jeszcze, że nie jesteś już dziewicą. - Błyskawicznie uniosłam głowę, gapiąc się na niego wielkimi oczami, które zaraz potem zakryłam dłońmi. Nie, nie, nie, nie, nie, nie. To niemożliwe. A może jednak? Boże, co on musiał sobie o mnie pomyśleć. Zobaczyłam ławkę i od razu na niej usiadłam. Harry zaraz do mnie dołączył, ale ja odwróciłam się do niego plecami. - Wiesz, Love nie jestem zbytnio przyzwyczajony do rozmowy z kimś, kto jest zwrócony do mnie tyłem. - Obrócił mnie w swoją stronę. - Ile masz lat? - Spytał, po raz kolejny lustrując mnie dokładnie.
- Osiemnaście, a ty? - Wyszeptałam.
- Oo, proszę. Odzyskałaś mowę. - Dostrzegłam błysk w jego oczach oraz dołeczki w policzkach. - Dwadzieścia jeden. - Po chwili lokowaty znowu się odezwał. - Pewnego dnia się z tobą ożenię, wiesz? - Zapytał, zakładając mi kosmyk włosów za ucho, a ja kątem oka zobaczyłam jego uśmiech.



Witajcie! W końcu udało mi się dodać kolejny rozdział, który jest moim zdaniem taki sobie, ale cóż .. może następny wypadnie lepiej i ciekawiej. Bardzo dziękuję za tak duży wzrost liczby wyświetleń, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Dziękuję także za każdy komentarz, który się pojawił, gdyż motywuje mnie to do działania.
Szczególnie chciałabym podziękować jednej z adminek strony
https://www.facebook.com/pages/Chcemy-koncertu-One-Direction-w-Polsce/565621610134721
za udostępnienie mojego bloga na fanpage'u. Wielkie dzięki xx.

P.S w najbliższej przyszłości pojawi się także trailer opowiadania.


xx