Menu

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 5

                                                            Harry

         Otworzenie drzwi z dziewczyną na rękach to nie lada wyczyn, jednak w końcu udało mi się przekręcić ten cholerny zamek i weszliśmy do środka. Czy raczej ja wszedłem, trzymając Lynn na rękach. Sam nie bardzo wiedziałem czy zasnęła, czy zemdlała, ale najostrożniej jak potrafiłem, położyłem ją na swoim łóżku. Dopiero teraz zauważyłem, że nie do końca udało mi się ją przytrzymać i na jej bluzce widniała plama wymiocin. Nie mogłem zostawić jej w takim stanie, więc powoli ściągnąłem jej ubranie. Najpierw poplamiony top, a potem vansy. Zostawiwszy ją w szortach i beżowym biustonoszu, przykryłem ją kołdrą. Nie umknęło mojej uwadze to, jakie ciało miała dziewczyna: niezbyt duży, ale kształtny biust i zgrabne nogi, które w tych króciutkich szortach były doskonale wyeksponowane. Była dużo niższa ode mnie, nie mogła mieć więcej niż 1,60m, ale cała była mała i drobna. Teraz, gdy spała, wydawała się jeszcze młodsza. Długie, brązowe włosy okalały jej twarz niczym aureola, miękko opadając na poduszkę. Wziąłem jeden kosmyk w swoje palce, były niesamowicie przyjemne w dotyku. Nie używała lakieru ani żadnych innych utrwalaczy fryzur, nie musiała. Bez tego i tak wyglądała lepiej niż większość dziewczyn, które codziennie spotykałem. Może właśnie dlatego, że nie starała się upiększać na siłę? Wachlarz rzęs rzucał cienie na jej policzki. Długo walczyłem z pokusą dotknięcia jej twarzy i przejechania palcem po pełnych wargach. Ogarnij się, Styles. To tylko kolejna dziewczyna, przewijająca się przez twoje łóżko, tym razem z innego powodu niż zwykle. Zaniosłem jej bluzkę do łazienki i za pomocą wody oraz mydła pozbyłem się plamy, a potem powiesiłem ją, by wyschła. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio prałem coś, co nie należało do mnie. Może nigdy? Odezwał się we mnie cichy głosik, ale kazałem mu się przymknąć. Wziąłem szybki prysznic, a gdy wróciłem do pokoju zobaczyłem, że dziewczyna skuliła się pod ścianą i wtuliła w poduszkę, leżąc na boku. Było już po północy, za chwilę Niall powinien wrócić. Nie mając innego pomysłu, wyciągnąłem z szafy koce i rozłożyłem je na podłodze. Zgasiłem światło i wsłuchiwałem się w jej równomierny oddech, dopóki nie nadszedł sen.
Obudziło mnie to, że blondyn o mało, co na mnie nie wpadł i runął jak długi tuż obok.
- Cicho! - Syknąłem, patrząc na Lynn, która na szczęście nadal spała. Kiedy Horan zobaczył dziewczynę, posłał mi pytające spojrzenie.
- Co Lynn tu, do cholery robi? Już ją przeleciałeś? - Spytał z niedowierzaniem Irlandczyk. Miałem ochotę palnąć go w ten głupi łeb. Znaliśmy się pół życia, ale on wciąż momentami zadziwiał mnie swoją inteligencją. Czy on naprawdę myślał, że wtedy spałbym na podłodze? Popatrzyłem na niego z politowaniem i parsknąłem.
- Nie, nie przespałem się z nią. Upiła się w trzy dupy, a nie wiedziałem, w którym pokoju mieszka, więc zabrałem ją tutaj. Wystarczy? - Warknąłem, patrząc w sufit. Zaraz potem znowu przypomniałem sobie jej słowa, które bez końca odtwarzałem w swojej głowie. "Chcesz wykorzystać naiwną, łatwowierną dziewczynę, rozdziewiczyć ją, a potem rzucić w kąt jak niepotrzebną zabawkę, którą się już znudziłeś, prawda?! Spóźniłeś się, nie jestem już dziewicą!"
Nie miałem pojęcia, dlaczego to powiedziała, ani czemu była wtedy taka rozgniewana. Ta dziewczyna była dla mnie zagadką. Zagadką, którą za wszelką cenę chciałem rozwiązać.


                                                                Lynn

         Promienie słoneczne, przebijające przez zasłonę tworzyły najróżniejsze wzory. Jeden z nich miałam teraz na środku twarzy. Rozejrzałam się niespokojnie, zauważając, że kolor ścian nagle zmienił się z kremowego na popiel. Coś tu było nie tak. Chciałam zawołać Danę, ale głos uwiązł mi w gardle, gdy zobaczyłam, że leżałam na ... torsie Harry'ego. Krzyknęłam przerażona, szczelniej zakrywając się kołdrą.
- Co ty robisz?! Wynocha! - Przykryłam się po sam nos. Kiedy podniosłam głos, poczułam pulsujący ból w skroniach. Na twarzy chłopaka pojawił się szeroki, głupkowaty uśmiech.
- Tak w zasadzie, jeżeli już ktoś z nas powinien się stąd wynosić, to na pewno nie ja, skarbie. W końcu to mój pokój. - Powiedział seksownie zachrypniętym głosem. Stop! Jak to: jego pokój? Omiotłam wzrokiem pomieszczenie jeszcze raz i zamarłam, gdy na drugim łóżku dostrzegłam Nialla, a nie moją współlokatorkę. Lokowaty miał rację, to zdecydowanie nie był pokój 233. Tylko co ja do cholery robiłam u Horana? Posłałam chłopakowi pytające spojrzenie, otwierając usta, ale zaraz je zamknęłam. Harry wstał i zniknął gdzieś, by po chwili wrócić z moją bluzką w rękach. Zaraz, nie powinnam przypadkiem mieć jej na sobie? Zajrzałam pod kołdrę: ubrana byłam w sam stanik i szorty. Jęknęłam cicho, opadając na poduszkę. Co się do cholery wczoraj wydarzyło? Ostatnie, co pamiętałam to widok Dominica i April. A może to wszystko tylko mi się śniło? Zielonooki podał mi kubek z jakąś nieznaną mi substancją.
- Masz, wypij. Jest ohydne w smaku, ale pomaga na kaca. - Podejrzliwie na niego spojrzałam, ale bez słowa wzięłam od niego naczynie.  Upiłam odrobinę i skrzywiłam się, czując nieprzyjemny smak w ustach. Po minucie, podczas której czułam na sobie jego uważny wzrok, spytałam.
- Dlaczego jestem w połowie naga? - Utkwiłam w nim pytające spojrzenie.
- Po pierwsze nie jesteś naga chociaż w połowie, gdyż masz na sobie ten cudny stanik, a po drugie pomyślałem, że lepsze to, niż spanie w bluzce z plamą wymiocin. - Wyczułam w jego tonie lekki sarkazm. Wymiotowałam? Teraz dotarło do mnie, że niewiele pamiętałam ze wczorajszej nocy. Najzwyczajniej w świecie urwał mi się film. Zażenowana zakryłam twarz dłonią i ściszonym głosem powiedziałam. Musiałam wiedzieć ...
- My chyba nie ... - Zakaszlałam zakłopotana. - Do niczego wczoraj nie doszło, prawda? - Popatrzyłam na niego przez szparę między palcami. Szatyn zaśmiał się głośno, sprowadzając na mnie kolejną falę pulsującego bólu głowy.
- Gdyby do czegoś doszło, zapewniam cię, że nie potrafiłabyś o tym zapomnieć. - Sugestywnie poruszył brwiami, dodając. - Ale jeśli chcesz zobaczyć mnie nago, wystarczy poprosić. - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, a ja w odwecie rzuciłam w niego poduszką, którą niestety zdążył złapać. W sekundzie znalazł się tuż obok mnie, dzieliły nas dosłownie centymetry. Moje serce waliło w piersi jak oszalałe, ale starałam się tego nie okazywać. Wstrzymałam oddech, widząc intensywność jego spojrzenia. Zupełnie jakby chciał przewiercić mnie na wylot.
- Harry ... - Wyszeptałam, ponownie zakrywając się dłońmi. Chwilę później zsunął mi je z twarzy i powiedział.
- Ubierz się. - Wstał i znowu poszedł do łazienki. Szybko założyłam na siebie top, potem vansy i ruszyłam do wyjścia. Zamarłam, znowu słysząc za sobą jego głos. - Nie zapomniałaś czegoś, Love? - Odwróciłam się i dostrzegłam swój telefon w jego dłoni. Jednym susem znalazłam się przy nim i wyrwałam mu mojego białego HTC z ręki. - Nie ma za co. - Odparł. Spojrzałam na wyświetlacz: miałam pięć nieodebranych połączeń i trzy smsy. Wszystkie były od Dany. No tak, musiała się martwić, że nie wróciłam na noc do pokoju. Już sięgałam za klamkę, gdy lokowaty zastąpił mi drogę swoim ciałem. Czego on jeszcze ode mnie chciał? - A buzi na do widzenia? - Postukał się palcem wskazującym po policzku. Poczułam falę gorąca, świadczącą o rumieńcach na twarzy. Szczerze ich nienawidziłam. - Uwielbiam, jak się czerwienisz. - Jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, ukazując jego urocze dołeczki. Przybliżył się i musnął dłonią mój policzek. Dotknął go tak delikatnie, że po całym moim ciele przeszedł dreszcz. Patrząc mu w oczy, miałam wrażenie, że on poczuł to samo. - Do zobaczenia, Love. - Stałam w osłupieniu jeszcze parę sekund, a potem wręcz wybiegłam z pomieszczenia. Gdy wróciłam do 233, ujrzałam Danę, która jak tylko mnie zobaczyła, przytuliła mnie mocno.
- Gdzieś ty była? Wczoraj tak nagle zniknęłaś. Nawet nie wzięłaś swojej torby, no i nie wróciłaś na noc. Martwiłam się. - Odwzajemniłam jej uścisk i odpowiedziałam.
- Przepraszam. Po prostu ... jakoś tak wyszło, że nocowałam w innym pokoju. - I z nieznajomym w łóżku, dodała moja jak zwykle zgryźliwa podświadomość. Przegryzłam wargę i usiadłam. - Zasnęłam tak szybko, że nie miałam jak do ciebie oddzwonić. - Powiedziałam skruszona.
- W porządku. Rozumiem, że Zayn w końcu cię znalazł? - Posłała mi pytające spojrzenie.
- Zayn? - Pisnęłam. - Zayn mnie szukał? - Blondynka kiwnęła głową, robiąc wielkie oczy. Teraz wyglądem przypominały raczej spodki.
- To nie u niego byłaś tej nocy? Myślałam ... - Zaczęła, ale przerwała, kręcąc głową. - Nieważne. Po prostu chyba wpadłaś mu w oko, potem on cię szukał, a ty zniknęłaś ... Myślałam, że z nim.
- Nie. - Przełknęłam gulę w gardle i szepnęłam. - Wpadłam na kolegę z zajęć. - To częściowo była prawda. Spędziłam noc w pokoju Nialla. A to, że na ognisku go nie spotkałam oraz to, że spałam w łóżku jego współlokatora to już zupełnie inna bajka. Chciałam jej wszystko opowiedzieć, ale nie teraz, zwłaszcza, że nadal walczyłam z potwornym bólem głowy. Jak ja dzisiaj pójdę na zajęcia? Trzeba było myśleć o tym wcześniej, odezwała się moja podświadomość. Okej, 1:0 dla niej. Miała świętą rację. Na samą myśl, że musiałam za chwilę iść na zajęcia, miałam ochotę zanurkować głęboko w pościeli, ale niestety nie ma tak łatwo.
- Ohh, tak czy siak, cieszę się, że już wróciłaś. - Dziewczyna spojrzała na zegar. - Jezu, muszę już pędzić na zajęcia. - Cmoknęła mnie w policzek i tyle ją widziałam.


Wsłuchiwałam się w słowa piosenki Somewhere Over The Rainbow, powoli kierując się do biblioteki. Przeżyłam zajęcia i naprawdę byłam dumna z tego powodu. Za każdym razem, gdy jej słuchałam, przypominał mi się jeden z moich ulubionych filmów: "Joe Black". Uwielbiałam tę historię i od razu pokochałam uroczego mężczyznę z kawiarni, którego grał Brad Pitt. Skrycie marzyłam, by kiedyś spotkać takiego ciepłego i troskliwego człowieka jak on. Jednak to był tylko film, a ja w swoim życiu spotykałam tylko facetów pokroju Dominica. I Harry'ego, dodała moja podświadomość. Czy przypadkiem nie czułaś tego, co Susan*, gdy go poznała? Coś jak grom z jasnego nieba, przyspieszony puls i zawrotnie szybkie bicie serca? Spytała bezwstydnie. Od razu ją uciszyłam. Nurtowało mnie tylko, co się wczoraj wydarzyło. Jakim cudem znalazłam się u Harry'ego? Chyba powinnam spytać go wprost o wszystko. Nie, żebym się łudziła, że cokolwiek mi powie, ale warto spróbować. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk klaksonu samochodowego. Obróciłam się w tamtą stronę, a moim oczom ukazał się Zayn. Świetnie, idealna okazja, by wypytać go o jego znajomość z chłopakami.
- Podwieźć cię gdzieś? - Usłyszałam jego ciepły ton. Pokiwałam głową, wsiadając do auta.
- Do biblioteki, tej najbliższej. - Uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech, który sięgał nawet jego piwnych oczu. - Podobno mnie wczoraj szukałeś. - Kiwnął głową. - Dlaczego? Spytałam, ale minęła chwila nim doczekałam się odpowiedzi.
- Skąd znasz Stylesa? - Odpowiedział pytaniem na pytanie. Zatrzymał na mnie wzrok, zanim znowu skierował go na drogę. Zakładałam, że pytał o Harry'ego, bo wiedziałam, że Niall nazywał się inaczej. Zabawne, spędziłam noc w łóżku chłopaka, nie znając nawet jego nazwiska. Nie chciałam nawet wiedzieć, co powiedziałby na to mój tata.
- Właściwie chciałam cię spytać o to samo. Poznałam go przedwczoraj, podczas lotu z Londynu do Leeds. A dlaczego pytasz? - Teraz to ja utkwiłam w nim ciekawskie spojrzenie. Zerknęłam na jego ręce, które trzymał na kierownicy i dopiero teraz zauważyłam tatuaże, wystające spod rękawów podciągniętej bluzy. Najbardziej rzucił mi się w oczy znak Jin i Jang na nadgarstku. Co oni wszyscy mieli z tymi tatuażami? Dominic, Harry, a teraz jeszcze Zayn.
- Znamy się bardzo długo i ... - Dojechaliśmy na miejsce, chłopak zaparkował i zgasił silnik. - Po prostu uważaj na niego. A najlepiej trzymaj się od niego z daleka, jest niebezpieczny. Nie chciałbym, żeby coś ci się stało. - Słysząc jego słowa głośno wciągnęłam powietrze. O czym on mówił? To, co powiedział, zbiło mnie z tropu. Ale to i tak było nic w porównaniu z zaskoczeniem, jakie czułam, gdy dotknął palcami, a następnie uniósł mój podbródek, bym spojrzała mu w oczy. - Nie chcę, żebyś skończyła jak ona ... - Wyszeptał i spuścił głowę.
- Jak kto? - Spytałam, chowając jego twarz w swoje dłonie, by mieć z nim kontakt wzrokowy. Wpatrywaliśmy się w siebie dłuższą chwilę, zanim się odezwał.
- Nieważne, to nieistotne. Jesteś do niej tak podobna, że to aż boli, a jednocześnie tak się różnicie. Jak to możliwe? - Teraz to on się przybliżył, czułam jego oddech na swoim policzku, chciałam odwrócić twarz, ale zanim zdążyłam to zrobić, on złożył krótki pocałunek na moich ustach. Byłam tak zszokowana, że przez chwilę nie mogłam się ruszyć, tylko wpatrywałam się w niego wielkimi oczami. - Przepraszam. - Szepnął. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w niemiłosiernie ciążącej mi ciszy, aż wreszcie otworzyłam drzwi i wysiadłam z auta.
- Dzięki za podwiezienie. - Powiedziałam, a on kiwnął głową i gdy tylko zatrzasnęłam drzwi, uruchomił silnik i odjechał, a ja odprowadzałam go wzrokiem, dopóki nie zniknął za zakrętem.





* główna bohaterka filmu "Joe Black"


Witajcie kochani! Mamy za sobą pierwszy rozdział z perspektywą Harry'ego. Jestem ciekawa, jak się spisałam. Mam nadzieję, że nie wyszło to tak najgorzej, bo chciałabym co jakiś czas dodawać fragment z jego przeżyciami. Jak widać akcja się rozkręca i Zayn również nie próżnuje ...

P.S chciałabym ten rozdział dedykować Ideonii w podziękowaniu za każdy komentarz i ciepłe słowo. Jesteś najlepsza <3.

xx

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 4

     Gdy już weszłam do pokoju, na stoliku znalazłam kartkę od Dany.
"Idę na zajęcia rysunku, wrócę po 18:00, a potem razem pójdziemy na ognisko. Jak masz inne plany to daj mi znać.
P.S Alex jest cudowny!"
Na dole zapisała swój numer, który od razu wprowadziłam do swojego HTC. Włączyłam laptopa i od razu zalogowałam się do Skype'a. Wybrałam kontakt Sienna Jordan i czekałam. Po chwili zobaczyłam swoją przyjaciółkę z zieloną maseczką na twarzy i wysokim kokiem na czubku głowy. 
- Widzę, że domowe SPA kwitnie. - Zaśmiałam się głośno, bawiąc się włosami. 
- Yup, ale to nie to samo. Z tobą jest o wiele zabawniej niż z Timem, ale jak się nie ma, co się lubi to się lubi, co się ma. - Puściła oko. Miała na myśli naszego wspólnego kumpla, który potajemnie podkochiwał się w Sin. Jeżeli można powiedzieć, że "potajemnie", gdyż wiedzieli o tym wszyscy wokół, tylko nie sama zainteresowana. - Opowiadaj jak tam zajęcia, jaką masz współlokatorkę? - Rudowłosa wyszczerzyła zęby w łobuzerskim uśmiechu.
- Umm .. - Przegryzłam wargę. Odwieczny nawyk. 
- Co jest, Lynn? 
- Lepiej usiądź wygodnie, bo jeśli usłyszysz to stojąc, może się to źle skończyć. 
- Okej, siedzę. Więc?
- No więc .. Dominic tu jest. - Powiedziałam na jednym wdechu. 
- Co takiego?! A co on tam do cholery robi? - Spytała oburzona. Cóż, prawda była taka, że obie zdążyłyśmy poznać Foleya z nie najlepszej strony. Sienna po tym, co mi zrobił szczerze go znienawidziła. A ja .. teraz miałam do niego raczej neutralny stosunek, o ile trzymał się ode mnie z daleka. 
- No cóż .. szlifuje swoje umiejętności muzyczno-wokalne. - Obie wybuchnęłyśmy śmiechem. 
- Aha, jasne. Pewnie tylko czeka, kogo by tu wyhaczyć. - Pokazała mi język, wcześniej unosząc znacząco brew. 
- Skoro już jesteśmy przy wyhaczaniu to .. poznałam kogoś. - Powiedziałam zakłopotana, wbijając wzrok w swoje dłonie. Sienna zapiszczała cicho. 
- Wow! Opowiadaj! - Rzuciła tonem nieznoszącym sprzeciwu. 
- Ma na imię Harry i .. jest niezły. - Dziewczyna puściła oko. - Tylko ..
- Tylko co? O co chodzi? - Zmarszczyła czoło, podpierając twarz na rękach. 
- Za bardzo przypomina mi Dominica .. a obie dobrze wiemy jak wyszłam na związku z nim. - Odparłam ze smutkiem w głosie. - W dodatku mam jego koszulę. - Zakryłam dłonią pół twarzy. - Ona tak cudownie pachnie nim i .. - Urwałam, zażenowana swoimi słowami. - Ale dzisiaj jest powitalne ognisko i muszę mu ją oddać. - Nie przyznałam się nawet własnej przyjaciółce, że przespałam ostatnią noc z policzkiem na koszuli obcego chłopaka. Zdumienie malujące się na jej twarzy było widoczne na kilometr. Potrząsnęła głową i spytała. 
- Ale skąd ty ją w ogóle miałaś? Przecież chyba nie stał na środku ulicy i nie rozdawał ładnym dziewczynom swoich koszul. Prawda? - Dodała niepewnym tonem. Zaprzeczyłam ruchem głowy i pokrótce opisałam jej całą historię: lot między Harry'm i Nickiem oraz całą resztę. Kiedy skończyłam, Sienna głośno wciągnęła powietrze. 
- Wow po raz drugi. - Widać było, że zaskoczył ją taki obrót sprawy. Mnie także. 
- A wracając do twojego pierwszego pytania: zajęcia są super, chodzę na nie z przyjacielem Harry'ego, Niallem. Jest zupełnie inny niż on, co chwilę mnie rozśmiesza i żartuje. Moja współlokatorka Dana też jest całkiem w porządku.
- No to w takim razie cieszę się razem z tobą. Informuj mnie o wszystkim. Chcę być na bieżąco. Okej, muszę zmyć tę maseczkę. Papa. - Posłała mi buziaki i już jej nie było. 


         Znowu sięgnęłam po czarno-białą koszulę i założyłam ją. Była miękka w dotyku, a jej zapach, no cóż .. uzależniał. Myśl, że za kilka godzin musiałam oddać ją lokowatemu, napawała mnie smutkiem. Minęło dobre pół godziny, kiedy usłyszałam zamek w drzwiach, a po chwili zobaczyłam Danę. 
- Fajna koszula. - Uśmiechnęła się lekko, patrząc na moje zestawienie ubrań: kremową sukienkę i męska koszulę w kratkę. 
- Taa .. - Odparłam, szybko ją z siebie ściągając. 
- Twojego chłopaka? - Spytała, siadając na swoim łóżku. 
- Co? - Podskoczyłam jak oparzona, czując jak moje policzki nabierają barwy purpury. - Nie, nie mam chłopaka. - Wykrztusiłam, spuszczając głowę tak, by włosy zakryły moją twarz i wpakowałam koszulę do torby. 
- To tak jak ja. To, co? Wezmę tylko prysznic i w drogę. - Klasnęła w dłonie, wchodząc do łazienki. Ja w tym czasie zabrałam się za szukanie odpowiednich ciuchów na ognisko. Po krótkim namyśle zdecydowałam się na cegłową bluzkę na szerokich ramiączkach, jeansowe szorty do połowy uda i moje jedyne vansy. 
      W drodze na ognisko Dana na moja wyraźną prośbę opowiedziała mi trochę o sobie. Wolałam to niż jakieś pytania o właściciela koszuli, ale chyba pomyślała, że należała ona do mnie. 
      Mieszkała z rodzicami i siostrą w Manchesterze, była ode mnie rok starsza i studiowała architekturę. Uwielbiała Beatles'ów, a jej marzeniem była własna galeria sztuki z jej rysunkami i zdjęciami. Nienawidziła deszczu i nudy oraz nieuzasadnionego chamstwa. Potem opowiedziała mi, kogo poznała na zajęciach. Zresztą zaraz po tym spotkałyśmy dziewczyny, o których mówiła, a jedna z nich, Sophie Fabrri chodziła ze mną na literaturę. Pozostałe: Laura i Margaret chodziły na fotografię bądź rysunek, Noelle należała do grupy tanecznej, a Kate teatralnej. Zajęłyśmy cały powalony pień drzewa, kilka metrów od ognia, przy którym chłopcy z grupy muzycznej/wokalnej grali na gitarach i śpiewali Wake Me Up
     Ruszyłam po piąty już kubek alkoholu. Nie licząc dzisiaj, ostatnio piłam aż cztery miesiące temu, na swoich 18-tych urodzinach. Napełniłam swój czerwony kubek i ruszyłam w stronę dziewczyn, gdy w pewnym momencie dostrzegłam Dominica, który nie był sam, a z April Hasson, którą znałam aż za dobrze. Ona też tu przyjechała? Czy cały wszechświat się na mnie uwziął? Jedyne, czego chciałam to spędzić mile miesiąc bez żadnych znajomych z Londynu, ale oczywiście to chyba zbyt wiele do życzenia. Przez chwilę stałam tam jak zaklęta, aż w końcu zmusiłam się do ruchu. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby mnie zauważyli. Jednak ocknęłam się za późno, dziewczyna już pokazywała mnie ręka Dominicowi. On tylko posłał mi pełne politowania spojrzenie, a ona uśmiechnęła się z wyższością i odeszli w przeciwną stronę. 
      Teraz nie było już słychać gitar ani innych instrumentów, z głośników sączyła się ogłuszająca piosenka The Monster. Przysunęłam kubek do warg, by się napić i zapomnieć, ale zamiast do ust, płyn spłynął mi po brodzie i szyi. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że cała się trzęsłam. 
- Może trzeba kupić ci śliniaczek, Love? - Usłyszałam ten charakterystyczny akcent tuż za sobą. Świetnie, ciekawe od kiedy za mną szedł. Odwróciłam się w jego stronę i odparłam. 
- Naprawdę jesteś potworem spod łóżka i nocnym koszmarem.* - Wytarłam się chusteczką higieniczną i wyjęłam z torby koszulę. - Masz, a teraz daj mi spokój. Nie jestem w nastroju do droczenia się z tobą. - Powiedziałam, rzucając mu jego własność. Chciałam wracać do dziewczyn, ale poczułam jego dłoń na nadgarstku. Próbowałam się wyrwać, ale byłam za słaba i znów stanęłam oko w oko z lokowatym. - Czego ty do cholery jeszcze ode mnie chcesz?! Zostaw mnie w spokoju! - Krzyknęłam mu w twarz, zirytowana. On jednak nie wziął ręki, tylko patrzył na mnie tymi swoimi zielonymi oczami. - Albo nie, wiesz co? Lepiej od razu chodźmy do ciebie. Bo przecież dokładnie o to ci chodzi, mam rację? Chcesz wykorzystać naiwną, łatwowierną dziewczynę, rozdziewiczyć ją, a potem rzucić w kąt jak niepotrzebną zabawkę, którą się już znudziłeś, prawda?! Zawsze tak robicie! - Głośna muzyka zagłuszała mój monolog dla gapiów, ale w tej chwili mało mnie obchodziło to, czy ktoś mnie usłyszy czy nie. - Przykro mi, Harry! Spóźniłeś się, nie jestem już dziewicą! Znajdź sobie inną ofiarę. - Byłam tak wściekła, że aż kręciło mi się w głowie. A może to przez alkohol? Chyba za dużo wypiłam .. Czy ja właśnie powiedziałam obcemu chłopakowi, że miałam już za sobą swój "pierwszy raz"? Brawo za odwagę, Lynn. Powinnaś robić to częściej. Moja podświadomość wzniosła toast szampanem na moją cześć. 
Nagle poczułam, że kolana się pode mną uginają. Upadłabym, gdyby nie silne ramiona Harry'ego, który mnie złapał. Przytrzymałam się go, gdy gula w moim gardle urosła do niebotycznych rozmiarów, a chwilę potem zwymiotowałam najprawdopodobniej wszystko, co miałam w żołądku. Szatyn jedną ręką delikatnie objął mnie w pasie, a drugą odgarnął mi włosy z okolic twarzy. Gdy skończyłam, powoli rozluźnił uścisk i podał mi swój kubek. Pokręciłam głową, nie chciałam pić więcej alkoholu, było mi niedobrze. On, jakby czytając mi w myślach, odparł.
- Masz, to zwykła woda. Ja nie piję. - Wcisnął mi go do ręki. Upiłam trochę, mówił prawdę. W środku była woda mineralna. Po chwili znowu świat mi zawirował przed oczami. Złapałam się kurczowo jego podkoszulka i przymknęłam powieki, by uspokoić urywany oddech. Nie do końca potrafiłam ustać na nogach. Zaraz dotarło do mnie, że straciłam grunt pod nogami, a chłopak wziął mnie na ręce. Znowu mogłam zaciągnąć się jego zapachem. 
- Ładnie pachniesz. - Wymruczałam cicho i czułam, że się uśmiechnął. Potem nastąpiła zupełna ciemność. 




* Nawiązanie do piosenki The Monster 


I'm friends with the monster that's under my bed
Get along with the voices inside of my head
You're trying to save me, stop holding your breath
And you think I'm crazy, yeah, you think I'm crazy

i dość szalonego zachowania Lynn. 




Witajcie kochani! Powoli akcja nam się rozkręca i na pewno nie możecie narzekać na brak Lyrry. 



czytasz = skomentuj, bo

1 komentarz = 1 motywujący kop w tyłek





xx



sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 3

          Kiedy dotarłyśmy do auli, była już w połowie zapełniona. Przecisnęłyśmy się do przodu i usiadłyśmy na pierwszych wolnych miejscach. Zajęłyśmy je w piątym rzędzie, w którym póki co, siedziało tylko parę osób. Dana usiadła po mojej prawej stronie, a po chwili z drugiej dosiadł się nieznany mi chłopak. Był brunetem o piwnych oczach i śniadej cerze.
-W jakiej sekcji jesteś? - Spytał konspiracyjnym szeptem, nachylając się w moja stronę.
- W literackiej, a ty? - Również szeptałam.
- W wokalnej. - Zaraz potem zaśmiał się cicho. - Ah, nawet zapomniałem się przedstawić. Te moje maniery. - Pokręcił głową z udawanym oburzeniem. - Zayn Malik. - Powiedział, podając mi swoją dłoń, którą uścisnęłam i odparłam.
- Lynn Bower. Miło cię poznać, Zayn. - On w tym momencie zrobił coś, co kompletnie mnie zaskoczyło - podniósł moją dłoń i schylając się lekko, ucałował jej zewnętrzną część.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - Speszona wyrwałam rękę i przegryzłam wargę.
- Zaczyna się. - Szepnęła Dana, również przywitała się z Malikiem i posłała mu szeroki uśmiech, a on odpowiedział jej tym samym. Po chwili zobaczyliśmy organizatorów i opiekunów każdej sekcji. Najpierw głos zabrał około 50-letni mężczyzna w idealnie skrojonym grafitowym garniturze, najprawdopodobniej dyrektor ośrodka.
- Na początek chciałbym serdecznie powitać wszystkich uczestników obozu. Jest to dla nas i dla Free Art ogromny zaszczyt, że możemy pomóc przy kształtowaniu talentów na wielu płaszczyznach, począwszy od tańca, a na pisarstwie skończywszy. Dziś o 19:00 odbędzie się integracyjne ognisko i trwać ono będzie aż do... północy. Liczę, że jutro pojawicie się na zajęciach z nową energią, gotowi do pracy. - W połowie jego przemowy usłyszałam odgłos otwieranych drzwi auli. Podążyłam wzrokiem w stronę hałasu i zamarłam. Zobaczyłam Nialla i Harry'ego. Robienie wielkich wejść chyba weszło im w nawyk. Szybko odwróciłam głowę. Bałam się, że chłopak mógł mnie zauważyć, jednak potem stwierdziłam, że to absurd. Nie wyłowiłby mnie z takiego tłumu i z odległości, która nas wówczas dzieliła. Dyrektor następnie przedstawił opiekunów poszczególnych sekcji.
- Sekcja plastyczna: Alex Weber. - Moim oczom ukazał się młody, przystojny ciemny blondyn z figlarnym uśmiechem. - Sekcja taneczna: Tanitha Murray. - Była szczupłą brunetka o nieco ostrych rysach, ale zdecydowanie miała w sobie coś magnetyzującego. - Sekcja literacka: Hannah Morgan. - Moja opiekunka miała ogniście rude włosy zupełnie jak Sienna i całkiem przyjazny uśmiech. - Sekcja muzyczna: Jonah Flinnick. Sekcja wokalna: Sam Collins. Sekcja fotograficzna: Agnes Silver oraz sekcja teatralna: Emma Johnson. - Po przedstawieniu mentorów kazano nam rozejść się do sal, rozpisanych w harmonogramie. Już miałam wstać, gdy usłyszałam paraliżujący, zachrypnięty męski głos tuż za sobą.
- Chyba masz coś, co należy do mnie, Love. - Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy zanim się odwróciłam to: niemożliwe. Jak on mógł znaleźć mnie w takim tłumie? Zaraz potem pojawiła się druga, krzycząca: wiej! Po sekundzie spotkałam się spojrzeniem z jego zielonymi oczami.
- Rozumiem, że masz na myśli swoją koszulę, tak? - Wolałam się upewnić. Dziś miał na sobie biały t-shirt, spod którego wystawały jego tatuaże, granatowe jeansy i buty tego samego koloru. Słysząc mój nieśmiały ton, wybuchł śmiechem. Po raz pierwszy widziałam jak się śmieje, ale chciałam oglądać to jak najczęściej. W jego policzkach pojawiały się wtedy urocze dołeczki, a oczy świeciły jasnym blaskiem. Przestań, Lynn. On nie jest dla ciebie. Jest niebezpieczny, tak jak Dominic. Nie pamiętasz jak na tym wyszłaś? Kiepsko, odpowiedziałam razem ze swoją podświadomością.
- Zgadłaś. - Rozejrzałam się i zauważyłam, że Zayn ruszył w moją stronę. On i lokowaty mierzyli się morderczym wzrokiem, zupełnie jakby się znali. Dziwne.
- Do zobaczenia wkrótce. - Uśmiechnęłam się do bruneta i pomachałam mu. Harry obserwował to wszystko uważnie, patrząc krzywo na Zayna.
- Do jakiej sekcji się zapisałeś? - Spytałam, starając się nie utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego.
- Do wokalnej, a dlaczego pytasz, Love? - Kiedy wymawiał ostatnie słowo jego język miękko owinął się wokół jego ust. Gapienie się na jego wargi również nie było dobrym pomysłem. W ogóle powinnam patrzeć się w sufit albo na czubki własnych butów.
- W takim razie powinieneś być milszy dla Zayna, tego bruneta, który siedział obok mnie, bo on także jest w wokalnej. - Odezwałam się najspokojniej jak potrafiłam, ignorując przyspieszony puls i serce, bijące w mojej piersi tak, jakby za chwilę miało z niej wyskoczyć. Zauważyłam, że mocniej zacisnął szczęki. - A teraz wybacz, ale spieszę się na zajęcia. Koszulę oddam ci na ognisku, cześć. - Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam do sali 4B.
- Nie mogę się doczekać, Love. - Usłyszałam jeszcze, zanim opuściłam aulę, a moje serce wykonało kolejnego fikołka.



                Jako ostatnia weszłam do sali i wszystkie spojrzenia zwróciły się prosto na mnie. Taa, uwielbiałam to. Postanowiłam, że już nigdy więcej się nie spóźnię. Na szczęście zajęcia jeszcze na dobre się nie zaczęły. Na środku stała ta sama rudowłosa dziewczyna, Hannah. Nie mogła mieć więcej niż 25 lat. 
- Jak już wiecie nazywam się Hannah Morgan i będę prowadzić zajęcia literackie, na które się zapisaliście. Mówcie mi po prostu po imieniu, tak będzie prościej. A poza tym nie tak dawno to ja siedziałam na waszym miejscu. - Usiadłam na pierwszym wolnym krześle w trzecim rzędzie od tyłu, koło Nialla. Byłam zdziwiona, widząc go tutaj. Sądziłam raczej, że zapisał się do tej samej sekcji, co Harry. 
- Myślałam, że jesteś w grupie wokalnej. - Szepnęłam najciszej jak potrafiłam, nie chciałam dostać awansem uwagi za gadanie. 
- Bo jestem. Biorę udział w dwóch fakultetach jednocześnie. - Odszepnął równie cicho i uśmiechnął się, unosząc kąciki ust lekko do góry. 
- Zajęcia te nie będą takie jak normalne lekcje literatury w szkole. Nikt tu nie będzie sprawdzał listy obecności, zapłaciliście za zajęcia niemałą sumkę, więc sami zdecydujcie czy chcecie zrobić z tego pożytek czy tylko się poobijać za 70 funtów dziennie. Lekcje są podzielone na dwie części: teoretyczną, gdzie opowiadamy i analizujemy dany tekst pod pewnymi kryteriami oraz część praktyczną, czyli wasze pole do popisu. Pokażecie czy potraficie pisać, a co więcej czy to, co wychodzi spod waszych palców porusza czytelników. Na początek powiemy sobie o znakomitym debiucie Jaya Ashera pt. "Trzynaście powodów"*. Jest to tragiczna historia nastoletniej Hanny Baker, która popełnia samobójstwo, a przed śmiercią nagrywa kilka kaset, gdzie wyjawia powody swojego czynu. - Uwielbiałam tę książkę. Moim zdaniem była jedną z najlepszych, jakie w życiu czytałam, a czytałam ich naprawdę wiele. - Czy ktoś z was może już ją czytał? - Spytała ruda. Moja ręka nieśmiało uniosła się do góry. 
- Tak? Mogłabyś się nam przedstawić? 
- Nazywam się Lynn Bower. 
- A więc, Lynn jaka jest twoja ocena tej powieści? 
- Uważam, że jest to jedna z najlepiej napisanych współczesnych książek. Fabuła została ujęta w taki sposób, że czytelnik nie może pozostać obojętny na uczucia głównej bohaterki. Pokazuje, że pozornie nic nieznaczące gesty czy działania mogą doprowadzić do tragedii, a my często nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. A może czasem po prostu nie chcemy być tego świadomi... - Przez cały czas walczyłam z drżeniem głosu. Niezbyt lubiłam, gdy uwaga wszystkich skupiała się na mnie. 
- Tak, niewątpliwie masz rację. Tymczasem wszyscy ci, którzy nie mieli jeszcze w rękach tej książki, proszę o przeczytanie jej na zajęcia w piątek, czyli pojutrze. Link macie za mną. - Pokazała tablicę interaktywną za sobą. - Teraz przejdziemy do czegoś bardziej klasycznego. Przed wami leżą fragmenty dzieła Goethe'ego "Cierpienia młodego Wertera". Przeczytajcie je i zastanówcie się czy to, co macie przed oczami odnajduje odzwierciedlenie w dzisiejszym świecie i miłości.
             Wraz z końcem zajęć poczułam niedosyt. Na szczęście to dopiero pierwszy dzień. Nie żałowałam przyjazdu tutaj. Nie pomyliłam się też co do Nialla, rozśmieszał mnie przy każdej możliwej okazji. Przy nim nie czułam tego zdenerwowania ani ucisku w żołądku, jak podczas rozmów z Harry'm. O ile te krótkie wymiany zdań można nazwać rozmową. Dowiedziałam się, że Niall podobnie jak mój tata, pochodził z Irlandii, miał starszego brata i uwielbiał spędzać czas ze swoim bratankiem, Theo. Ja opowiedziałam mu o dzieciństwie w Cork, o moim Hachi i o tym, że też miałam słabość do dzieci, zwłaszcza mojego kuzyna, Noah. Chłopak nie naciskał, mówiłam mu dokładnie tyle, ile chciałam i to podobało mi się w nim najbardziej. 
- Wybierasz się na ognisko? - Spytałam, gdy wychodziliśmy z sali, kierując się tam, gdzie miał mieć następne zajęcia - wokal z Harry'm i Zaynem. 
- Tak, a ty? - Popatrzył na mnie uważnie swoimi błękitnymi oczami. Lekko skinęłam głową, a w międzyczasie doszliśmy pod jego salę. Zaczęłam nerwowo rozglądać się za lokowatym. 
- Harry też będzie? - Pytanie samo wypłynęło z moich ust. 
- Taa, a czemu pytasz? - Uśmiechnął się, szturchając mnie lekko w bok. 
- Bez powodu, po prostu byłam ciekawa czy chodzicie stadnie, jak dziewczyny. - Pokazałam mu język. - Zayn też pewnie przyjdzie. 
- Kto? - Blondyn, słysząc imię bruneta zmarszczył czoło i wpatrywał się we mnie zaszokowanym wzrokiem. 
- Zayn Malik. Poznałam go na rozpoczęciu, siedział obok mnie. Znasz go? - Tym razem niemrawo kiwnął głową. Ha, to oznaczało, że miałam rację. Skoro ci dwaj się znali to Harry także go znał. 
- Muszę już lecieć, do zobaczenia na ognisku. - Powiedział i wszedł do pomieszczenia za drzwiami. Zdziwiona stałam jeszcze chwilę pośrodku pustego korytarza, a gdy wreszcie ruszyłam się w stronę windy, z impetem wpadłam na kogoś zza rogu. Upuściłam swoją torbę, z której powypadało parę rzeczy m. in. kserówki z literatury, klucze i Ipod. Zabrałam się za zbieranie rzeczy z podłogi, kiedy zobaczyłam drugą parę rąk, która sięgnęła po fragmenty tekstu Goethe'ego. Na jednej z nich dostrzegłam mały, czarny krzyżyk między kciukiem i palcem wskazującym. Już gdzieś to widziałam. Podniosłam głowę i napotkałam spojrzenie Harry'ego. 
- Znowu się spotykamy, Love. - Posłał mi figlarny uśmiech, a potem jego wzrok powędrował do moich notatek. - "Cierpienia młodego Wertera". Jakież to ckliwe. Chodzisz na literaturę? - Zapytał, lustrując uważnie moją twarz. Nie było sensu zaprzeczać, więc po prostu wyrwałam mu kartki z ręki i wpakowałam je do torby. 
- Ty tak uważasz, dlatego właśnie to ja z nas dwojga chodzę na te zajęcia i jestem innego zdania. - Sięgnęłam po Ipoda, którego w międzyczasie włączyłam. - Pozdrów Nialla i Zayna. - Przytknęłam trzy palce do ust i posłałam buziaka w powietrze, a potem założyłam słuchawki na uszy. Ostatnie, co zobaczyłam, zanim zostawiłam go samego, to jego zaskoczenie, które chwilę później zastąpiła irytacja. 





Witajcie kochani, pojawił się trzeci rozdział. Mam nadzieję, że troszkę wynagrodziłam Wam nudę poprzedniego rozdziału całkiem sporą dawką Lyrry** i boskiego trio.

P.S Szczęśliwego Dnia Singla, misiaczki ; **





* W tym miejscu przez główną bohaterkę przemawiam ja, gdyż sama jestem wielką fanką tej książki i moim marzeniem byłoby doczekać się ekranizacji tej powieści. "Trzynaście powodów" jest naprawdę wartą polecenia książką i gorąco zachęcam do jej przeczytania.
** Tak, tak. To połączenie imion Lynn i Harry.  






czytasz = skomentuj, bo
1 komentarz = 1 motywujący kop w tyłek




xx

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 2

             Musiałam zasnąć, bo aż się wzdrygnęłam, słysząc głos stewardessy, proszącej by przygotować się do lądowania. Resztki zaspania szybko minęły, wraz z momentem, gdy skrzyżowałam się wzrokiem z kręconowłosym chłopakiem. Serio, on zaczynał mnie już powoli przerażać. A może rozmazałam sobie tusz podczas drzemki i miałam całą twarz w czarnych smugach? To w ogóle możliwe? Odepchnęłam od siebie tę absurdalną myśl i w duchu modliłam się, by jak najszybciej znaleźć się z dala zarówno od niego jak i od Nicka.  
               Kiedy już opuściłam lotnisko w jednej z taksówek, włożyłam słuchawki iPoda i przymknęłam na chwilę powieki. Jednak zaraz je otworzyłam, gdyż oczami duszy znowu zobaczyłam zielone tęczówki chłopaka. Nabrałam głęboko powietrza, gdy zdałam sobie sprawę, że nadal miałam na sobie jego koszulę, która bądź co bądź, ale niezbyt pasowała do mojej koronkowej sukienki. Kiedy wysiedliśmy z samolotu wystrzeliłam jak z procy, byle dalej od nich. Jednak szatyn musiał być nie bardziej rozgarnięty ode mnie, skoro nie zorientował się, że nadal miałam na sobie jego własność. Sekundę później zrobiłam coś, czym sama siebie zaskoczyłam. Przysunęłam kołnierzyk koszuli do nosa, intuicyjnie przeczuwając, że jej zapach mnie ukoi. Pachniała płynem do prania, jego wodą kolońską i czymś jeszcze, czego nie umiałam zidentyfikować. Zaciągnęłam się tym zapachem jeszcze raz, a zaraz potem samochód się zatrzymał. 
                Zapłaciłam kierowcy, dając mu napiwek, a on pomógł mi z walizką, którą zaniósł pod samo wejście budynku, w którym miałam spędzić najbliższe cztery tygodnie. Był stary, ale odrestaurowany i miał w sobie klasę. Wyglądem bardziej przypominał hotel niż ośrodek artystyczny, miejsce twórczych konwencji. Recepcję urządzono w nowoczesnym, minimalistycznym stylu. Już mi się tutaj podobało. Za wysoką ladą z mlecznego szkła siedziała drobna około 35-letnia blondynka, która uśmiechnęła się do mnie, unosząc kąciki swoich ust lekko do góry. Emily, głosiła srebrna plakietka przypięta do jej białej bluzki. 
- Witamy w Free Art. Rozumiem, że jesteś z grupy lipcowej? - Pokiwałam głową, podając jej dokumenty. - Anna-Lynne Bower. - Wymruczała, wpisując moje nazwisko do bazy danych. - Tak, sekcja literacka, 2-29 lipca. Proszę, to jest harmonogram twoich zajęć, obowiązujących od jutra. Będziesz mieszkać w pokoju 2-osobowym, numer 233, drugie piętro. Winda jest tam. - Wskazała przestrzeń za mną, podając mi klucze i dokumenty. Podziękowałam jej skinieniem głowy i ruszyłam do windy, która (co za niespodzianka!) też była wykonana z elementów mlecznego szkła i połyskującego metalu. Wcisnęłam dwójkę i czekałam aż drzwi się zasuną. Potem powoli winda wzniosła się do góry i zatrzymała na moim piętrze. Byłam ciekawa z kim będę musiała przez najbliższy miesiąc dzielić pokój. Na stronie internetowej wyczytałam, że nie ma możliwości mieszkania koedukacyjnego, wiedziałam, że moim współlokatorem na pewno będzie dziewczyna. Pytanie tylko czy przyjechała przede mną? Kiedy znalazłam się na końcu korytarza na drugim piętrze, włożyłam klucz do zamka w drzwiach z numerem 233 i otworzyłam je. Moim oczom ukazał się widok dwóch idealnie pościelonych łóżek oraz dwa biurka i wielka szafa. Byłam pierwsza, więc postanowiłam zająć łóżko przy oknie. Zmęczona opadłam na nie i przez parę chwil leżałam w błogim bezruchu. Potem sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do taty. Odebrał po trzech sygnałach. 
- Cześć tato. Dojechałam cała, zdrowa i zmęczona. - Zaśmiałam się cicho. - Marzę o prysznicu i łóżku. Zajęcia zaczynają się jutro o - zerknęłam na harmonogram. - o 10:30 po uroczystym powitaniu wszystkich uczestników obozu, a kończą o 16:00. Potem jest obiad, i czas wolny, a od 23:00 obowiązuje cisza nocna, nie licząc weekendów. Póki co mieszkam sama, na drugim piętrze. - Powiedziałam wszystko na jednym wdechu. 
- To świetnie, kochanie. Odzywaj się, żebym wiedział jak ci idzie. A teraz wyśpij się porządnie, pa. - Szybko się rozłączył. Wyjęłam z walizki same najpotrzebniejsze rzeczy takie jak kosmetyczka, miękkie szorty i top, służące mi za piżamę. Weszłam do jasnej, schludnej łazienki. Gorąca woda podziałała odprężająco i rozluźniła spięte nerwy mojego ciała. Ubrałam się i umyłam zęby. Zamknęłam drzwi na klucz i wsunęłam się pod mięciutką białą kołdrę. 
             Kiedy się obudziłam, popatrzyłam  na wyświetlacz telefonu. Było 20 po szóstej rano. Przespałam całe popołudnie i noc. Po porannej toalecie postanowiłam zwiedzić okolicę, gdyż do rozpoczęcia zajęć miałam jeszcze masę czasu. 
Z ośrodka wyszłam jeszcze przed siódmą, po drodze mijając Emily w recepcji, która znów posłała mi przyjazny uśmiech. Większość sklepów właśnie otwierano, ale nie zaglądałam do żadnego z nich. Po kilku minutach marszu dostrzegłam ogromną bibliotekę. Niezaprzeczalnie byłam molem książkowym, uwielbiałam usiąść na łóżku z jakąś powieścią i kubkiem herbaty w ręku. Potrafiłam wtedy zapomnieć o całym świecie. O tak wczesnej porze biblioteka nie była jeszcze otwarta, ale obiecałam sobie wrócić tu jeszcze dziś. Później, wracając do ośrodka, wstąpiłam do pobliskiej kawiarni, gdzie wypiłam pyszną gorącą czekoladę i zjadłam parę francuskich rogalików. Po śniadaniu wróciłam do Free Art. Kiedy weszłam do pokoju zobaczyłam, że nie jestem sama. Moim oczom okazałam się dość wysoka, szczupła blondynka, wpatrująca się we mnie tak samo, jak ja w nią. 
- Cześć, jestem Danielle, ale mów mi Dana. - Powiedziała moja współlokatorka, podając mi dłoń. Uścisnęłam ją i odparłam. 
- Jestem Lynn. - Rzadko przedstawiałam się pełnym imieniem. Zazwyczaj miało to miejsce tylko w formalnych sytuacjach. 
- Widzę, że przyjechałaś wcześniej? Wczoraj? - Kiwnęłam głową. - Ja jestem dopiero dziś, bo mieszkam w Manchesterze, a to tylko godzina drogi stąd. A ty skąd jesteś, Lynn? - Spytała, patrząc na mnie uważnie. 
- Z Londynu, dokładniej z obrzeży. - Dziewczyna jęknęła radośnie.
- O matko, jak ja uwielbiam Londyn. To moje ukochane miasto. Mniejsza o to, że byłam tam zaledwie dwa razy. - Już ją lubiłam. Może była trochę zbyt gadatliwa, ale wydawała się być sympatyczną osobą. Cieszyłam się, że trafiła mi się ona, a nie jakaś zadufana w sobie gwiazdka, jak to mówiłyśmy z Sienną. - Na jakie zajęcia się zapisałaś? - Jej pytanie wyrwało mnie z myśli. 
- Na literackie, a ty? 
- Będę na dwóch fakultetach jednocześnie: fotografia i rysunek. Mój grafik jest napięty do granic możliwości, ale na szczęście weekendy są wolne od zajęć. - Spojrzała na zegar na ścianie. - Ojej, już prawie 10:00. Zaraz trzeba się zbierać. Lepiej być wcześniej, zanim zajmą nam wszystkie najlepsze miejsca. Moja siostra w tamtym roku się spóźniła i musiała stać na końcu auli. Ale nie ma się co dziwić, w końcu jest aż siedem sekcji. - Mówiąc to, weszła do łazienki. Ja w między czasie postanowiłam się przebrać. Wybrałam białą sukienkę z czerwonymi koralikami na przodzie i swoje ulubione baleriny. Założyłam torbę na ramieniu, chowając do niej potrzebne rzeczy m.in notatnik, długopisy i klucze. W pewnej chwili mój wzrok powędrował na rzuconą na łóżku koszulę w kratkę. Harry, pomyślałam, przegryzając przy tym wargę. 
- Jestem gotowa, idziemy? - Spytała Dana, na co kiwnęłam głową, ale zanim zamknęłam drzwi naszego pokoju, jeszcze raz zerknęłam na biało-czarny materiał. 






Witajcie, jest już drugi rozdział. Wiem, wiem, wiem. Nic specjalnie się w nim nie dzieje, nie ma też żadnego z naszych "ciekawych charakterów", ale spokojnie. Trzeba stopniować napięcie, pojawią się w trójce. Bez obaw. 


czytasz = skomentuj, bo
1 komentarz = 1 motywujący kop w tyłek



xx




sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 1

           - Annie, pospiesz się, za dwie godziny masz samolot! - Krzyknął tata z typowym dla niego irlandzkim akcentem, w czasie gdy ja krzątałam się po pokoju w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy. W końcu miało mnie tu nie być przez kolejne cztery tygodnie, wyjeżdżałam na obóz artystyczny do Leeds, który podzielony był na wiele sekcji m.in. taneczną, muzyczną, plastyczną i literacką. Zapisałam się do tej ostatniej, przez ten czas zamierzałam szkolić swój warsztat pisarski, gdyż skrycie marzyłam o karierze pisarskiej. Uwielbiałam to robić, zatracałam się wtedy w innym świecie i nie potrafiłam myśleć o czymkolwiek innym. 
          Miałam świetny plan, by spakować się wcześniej, czyli wczoraj, jednak moja przyjaciółka Sienna wyciągnęła mnie na miasto, skąd do domu wróciłam grubo po północy. Potem zapomniałam nastawić budzik na 7:30, by na spokojnie się spakować, więc zamiast o wpół do ósmej, wstałam przed 10:00, przez co mój genialny plan wziął w łeb i teraz o 11:32 latałam po sypialni jak szalona, pakując do walizki wszystko, co mi się nawinęło i co mogło się przydać w ciągu najbliższego miesiąca. Mój 2,5 letni husky o imieniu Hachi leżał na kanapie, bacznie obserwując moje poczynania. O 13:30 odlatywał mój samolot, nie mogłam na niego nie zdążyć. Ledwo dysząc zeszłam na dół z walizką. Tata spojrzał na mnie z rozbawieniem. 
- No co? - Spytałam, stawiając walizkę na podłodze. 
- Przejrzyj się w lustrze, Anna-Lynne. - Powiedział, próbując powstrzymać śmiech. Zrobiłam, co poradził i widząc swoje odbicie, jęknęłam. Moje zazwyczaj uczesane długie brązowe włosy poskręcały się w okropne strąki, a pozostałości z nieprzespanej nocy dały o sobie znać w postaci ciemnych worków pod oczami.
- Gdzie ja mam korektor? W kosmetyczce. A gdzie mam kosmetyczkę? W walizce. - Mruczałam do siebie. Ledwo udało mi się ją zamknąć, musiałam na niej usiąść, żeby to zrobić, więc otworzenie jej zdecydowanie nie wchodziło w grę. Szybko wbiegłam do łazienki, rozczesałam włosy, nałożyłam trochę pudru na policzki i pomalowałam rzęsy odrobiną tuszu. Wygładziłam materiał kremowej koronkowej sukienki, którą miałam na sobie i ponownie poszłam do holu. Popatrzyłam na zegar, wskazywał za dziesięć dwunastą. Pożegnałam się z psem, w czasie gdy tata chwycił kluczyki i z walizką w ręku wyszedł, a ja podążyłam za nim do naszego starego jeepa. Punktualnie o 12:00 wyruszyliśmy spod domu, kierując się na londyńskie lotnisko. Mieszkaliśmy na przedmieściach miasta, gdzie w okolicy były same domy jednorodzinne takie jak nasz. Dojazd na miejsce zajął nam nieco ponad pół godziny z powodu korków, które utworzyły się na ulicach. Wszyscy gdzieś wyjeżdżali, w końcu wreszcie zaczęły się wakacje. Do Londynu miałam wrócić 30 lipca, dokładnie za 29 dni. Pierwszy raz opuszczałam dom i tatę na tak długo. Od śmierci mamy cztery lata temu, zostawiałam go najwyżej na tydzień, a i to miało miejsce tylko kilka razy. Na szczęście umówiłam się z siostrą mamy, że od czasu do czasu wpadnie z wizytą. Poza tym tata będzie mógł zajmować się moim 3-letnim kuzynem Noah, bo jako architekt w większości pracował w domu. Kiedy nadeszła chwila pożegnania, zauważyłam lekki błysk w jego oczach, świadczących o powstrzymywanych przez niego łzach. 
- Tato, wracam za miesiąc. To tylko cztery tygodnie. - Szepnęłam z trudem powstrzymując się od płaczu, mimo że ja nie płakałam. Po kilku tygodniach ciągłego lamentu od śmierci mamy przestałam płakać i od tamtej pory nie uroniłam ani jednej łzy. Miałam 14 lat, gdy Lily Jensen-Bower umarła na raka płuc, chorowała krótko, niecały rok. David Bower bardzo ją kochał, na każdą rocznicę ich ślubu, urodzin i śmierci kupował jej 100 czerwonych róż, jej ulubionych kwiatów. 
Do 10. roku życia mieszkałam z rodzicami w Cork (Irlandia), tata był pochodzenia irlandzkiego, natomiast mama była Brytyjką. Czasem, by poprawić mu humor i nie przypominać mu mamy, mówiłam z jego ojczystym akcentem. By nie przeciągać tego ckliwego pożegnania, szybko wsiadłam do samolotu, zajmując wyznaczone miejsce. Minutę później usłyszałam głos mojego sąsiada, siedzącego przy oknie.
- Witaj Lynn. - Słysząc ten tak dobrze mi znany brytyjski akcent, szerzej otworzyłam oczy. Chłopak był ostatnią osobą, której się tu spodziewałam. 
- Dominic. - Powiedziałam, spotykając się spojrzeniem z jego błękitnymi tęczówkami i zapadłam się głębiej w swój fotel. Pozostałe dwa miejsca obok nadal były wolne, jednak bałam się przesiąść. Jacyś spóźnialscy mogli jeszcze wejść na pokład w ostatniej chwili. - Co ty tu robisz? - Spytałam ostrzej niż zamierzałam. - Śledzisz mnie? Skąd wiedziałeś, że będę lecieć akurat tym samolotem i akurat na tym miejscu? - Bacznie lustrowałam jego twarz, na co on wyzywająco uniósł brwi, nie kryjąc przy tym rozbawienia. 
- Pochlebiasz sobie. Nie miałem pojęcia, że też tu będziesz. Lecę na obóz muzyczny do Leeds. Kiedy usłyszałem twój głos, gdy dziękowałaś stewardesie poznałem, że to ty. Tyle, koniec historii. Masz jeszcze jakieś zarzuty do skierowania przeciwko mnie? - Odebrało mi mowę. Cały najbliższy miesiąc będę zmuszona spędzić w jego towarzystwie. Ja chyba śnię! - Jeśli nie, to pozwolisz, że poczytam. - Bezczelny pajac. Nie wiem, co ja kiedyś w nim widziałam. Chyba byłam ślepa. W tym samym momencie, gdy Dominic wrócił do lektury, dwóch chłopaków zajęło dotychczasowe wolne miejsca koło mnie. Jeden z nich, niższy blondyn usiadł na zewnętrznym miejscu, natomiast wysoki szatyn o kręconych włosach zajął miejsce tuż obok mojego. Mój sąsiad miał na sobie ciemne jeansy, czarny t-shirt oraz masę tatuaży, zwłaszcza na lewej ręce, czyli po mojej stronie. Było ich kilka, ale każdy przedstawiał coś innego, razem nie tworzyły spójnej całości, jednak miało to swój urok. Najbardziej spodobała mi się róża wytatuowana na jego przedramieniu oraz napis tuż pod zgięciem łokcia "Things I can"*. Przyglądałam im się dłuższą chwilę, dopóki nie usłyszałam chrząknięcia, a gdy podniosłam wzrok moje spojrzenie skrzyżowało się z jego zielonymi oczami. Poczułam jak policzki zaczęły mnie palić, mogłam się założyć, że zrobiłam się czerwona jak burak. 
- Jestem Harry, a ty tajemnicza dziewczyno? - Spytał z silnie brytyjskim akcentem, a ja słysząc jego głos, poczułam dreszcze na całym ciele. Popatrzył na moje ramiona, na których powstała tzw. gęsia skórka. - Chyba ci zimno. - Znowu odezwał się tym hipnotycznym szeptem. Sięgnął po swoją podręczną torbę, wyjął z niej czarno-białą koszulę w kratkę i podał mi ją. - Masz, będzie ci cieplej. - Powiedział, zakładając mi ją na ramiona. Zauważyłam, że Dominic przestał czytać i uważnie przyglądał się całej sytuacji. 
- Dziękuję. - Wyszeptałam, wkładając ręce w rękawy koszuli. - Jestem Lynn. - Odważyłam się na niego spojrzeć, zakładając za ucho kosmyk włosów. Zza pleców chłopaka, wyłonił się blondyn. 
- Hej, jestem Niall. Miło cię poznać, Lynn. - Uścisnęliśmy sobie dłonie, podczas gdy Harry cały czas lustrował mnie wzrokiem. Znowu poczułam rumieńce, więc szybko spuściłam wzrok, wbijając je w swoje pomalowane na perłowo-złoty kolor paznokcie. Dalej czułam na sobie palące spojrzenie lokowatego, ale starałam się to ignorować. Co jednak nie przychodziło mi tak łatwo. Czułam się osaczona. Z jednej strony miałam koło siebie byłego chłopaka, a z drugiej chłopaka, którego w ogóle nie znałam, a który budził we mnie dziwnie narastającą panikę. Tylko Niall wydawał mi się normalny, jednak akurat był jedynym koło, którego nie siedziałam. Musiałam przetrwać jakoś ten godzinny lot. Potem zamierzałam unikać Dominica, a tych dwóch raczej więcej nie spotkam. Pocieszona tą myślą przymknęłam powieki.
Jednakże stało się zupełnie inaczej niż przypuszczałam... 



* Things I can - w rzeczywistości ten tatuaż znajduje się na prawej ręce, ale w moim opowiadaniu Harry jest leworęczny, dlatego też też tatuaż ma na swojej lewej ręce. 





Witajcie, jest to pierwszy rozdział mojego opowiadania o Harry'm Stylesie.





czytasz = skomentuj, bo
1 komentarz = 1 motywujący kop w tyłek


 Taki mały bonus - tak wygląda pokój Lynn, który zaprojektował jej tata.